CFCFan

baton rowerowy bikestats.pl

ULTRAMARATHONS

PIĘKNY WSCHÓD 2016

MARATON PODRÓŻNIKA 2016

VII ŚLĄSKI MARATON ROWEROWY 2016

ONE-DAY TRIPS

Tour de Czechoslovakia

Kubalonka + Salmopol

Tour de Calisia

Czeskie Alpy

BALKANS

TOUR DE BELGRAD

LA VUELTA ROMANIA

MACEDONIA AND KOSOVO

CROATIA AND BOSNIA

ALBANIA AND MONTENEGRO

PORTUGAL & SPAIN

TRIP TO COIMBRA

FATIMA

TRIP TO LISBOA

ANDALUZIA AND ALGARVE

NORTH OF PORTUGAL


ZNAJOMI

wszyscy znajomi(18)
Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2016

Dystans całkowity:2069.77 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:76:00
Średnia prędkość:27.23 km/h
Maksymalna prędkość:64.00 km/h
Suma podjazdów:2100 m
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:147.84 km i 5h 25m
Więcej statystyk

Piękny Wschód 2016r.

Sobota, 30 kwietnia 2016 Uczestnicy
Km: 519.60 Czas: 18:05 km/h: 28.73
Pr. maks.: 53.50 Temperatura: 18.0°C
Podjazdy: m Sprzęt: The Special One Aktywność: Jazda na rowerze


Maraton rowerowy "Piękny Wschód" w Parczewie

Pierwszy ultra-maraton w tym sezonie, w którym postanowiłem wystartować. Do pokonania trasa ponad 512 km. Jak już wspomniałem we wcześniejszym wpisie, do Parczewa dostaję się na raty pociągiem i rowerem. Rozbijam swoje obozowisko na sali gimnastycznej MOSiR'u w Parczewie. Idę spać o 22.30. 

Jest to mój pierwszy maraton, w którym nie ma elektronicznego pomiaru czasu, ani żadnych kart do odbijania na punktach. Tutaj, każdy uczestnik otrzymuje kartkę A4, na której jest 13 punktów kontrolnych. Podczas każdego z nich, trzeba zdobyć jedną pieczątkę. Część z punktów jest wcześniej obstawiona przez organizatora. Natomiast druga część, to zwykłe stacje czy sklepy, do których trzeba wejść i zdobyć pieczątkę. Bardzo ciekawa forma, choć moim zdaniem 13 punktów na 512km to trochę za dużo. Ale wracając do maratonu. 

Noc minęła nie najgorzej. Dzięki stoperom w uszach, mogłem spać spokojnie. Przebudziłem się może ze 2 razy. Poza tym było dobrze. Budzik miałem nastawiony na 5.45. Jednak ruch innych zawodników, powoduje, iż wstaję o 5.30. Na śniadanie zjadam 2 bagietki z kremem czekoladowym. Do tego ciepła herbata.


Poranny ruch na starcie


Ostatnie przygotowania przed startem

Niestety, z powodu braku czasu na robienie zdjęć podczas maratonu, to wszystkie zdjęcia jakie zostały umoszczone w tym wpisie :) 

Potem czas na najważniejszy punkt poranka. Pakowanie rzeczy na trasę oraz decyzja jakie ciuchy ubrać na trasę. Jako iż od samego rana pada lekki deszczyk, drogi są dość mokre a niebo solidnie zachmurzone, postanawiam ubrać wszystko co mam na deszcz. Wyliczając po kolei zakładam: 2 koszulki termo, długie spodenki, krótkie spodenki rowerowe, nieprzemakalną kurtkę, na nią koszulkę rowerową z krótkim rękawem oraz spodnie nie przemakalne. Do tego grube skarpety i ochraniacze na buty. Spodnie z ochraniaczami łączę taśmą izolacją jako uszczelnienie. Na ręce zakładam cienkie zimowe rękawiczki, na nie foliowe rękawiczki z Lidla 2x (takie które można znaleźć przy stoisku z pieczywem) oraz zwykłe rękawiczki kolarskie. Na głowę buff i kask. Pakuję torbę podsiodłową na rower i ruszam na miejsce startu. Docieram tam dosłownie 1min przed startem. W ostatniej chwili włączam stravę na telefonie. Zeruję licznik i ruszamy!!!

Start następuje równo o 7.03. Jadę w grupie drugiej razem z Hipkami, Wilkiem oraz kilkoma innymi, nie znanymi mi zawodnikami. . Od początku wyścigu postanowiłem trzymać się razem z Hipkami. Podoba się mi ich sposób jazdy, który polega na jak najmniejszej ilości postojów. Nie jest to łatwe (o czym się przekonałem :) ) ale jest BARDZO skuteczne. Pierwsze kilometry jedziemy całą grupą, wlokę się na samym końcu. Po kilkunastu kilometrach mija nas grupa trzecie w której jedzie Tomek. Hipki postanawiają jechać swoim tempem, więc ja robię to samo i zostaję  z nimi. Kilka kilometrów przed pierwszym punktem kontrolnym, nasza grupa dzieli się na dwie. Ja zostaję w pierwszej, natomiast Hipki w drugiej. Co do warunków atmosferycznych, to na razie cały czas padał lekki deszczyk. Wpadam na pierwszy punkt kontrolny (PK1). Jest to stacja paliw w miejscowości Kołacze. Szybko zbieram pieczątkę i ruszam dalej.

Po 40m zaliczam pierwszą glebę podczas tego maratonu. Przy wchodzeniu w zakręt w prawo, wpadam w  poślizg na mokrym asfalcie. Ląduję na prawym boku. Mam lekko zdarty łokieć i biodro. Na szczęście z rowerem wszystko w porządku. Pakuję 2 batony, które mi wypadły z powrotem do kieszonki i jadę dalej. Dobrze że jechałem sam i nie spowodowałem upadku innych zawodników :) Od tego czasu już bardzo ostrożnie wchodziłem w  każdy zakręt aż do samej mety. Aż do Cycowa, gdzie jest punkt drugi jadę sam. Wiatr w plecy więc średnia ponad 30km/h. W Cycowie wpadam do serwisu Stihl, gdzie zbieram drugą pieczątkę (PK2).

Ruszam sam w kierunku punktu w Chełmie. Po kilku kilometrach dochodzą do mnie Hipki i Wilk. Pogoda niby się polepsza, ale wciąż jest mokro i czasem spadnie kilka kropli. Jedziemy fajnym tempem, co kilka kilometrów robiąc zmiany. Tak dojeżdżamy do miasta Chełm, gdzie na rynku jest trzeci punkt kontrolny (PK3). Pieczątka, kanapka do kieszonki, 30s odpoczynku i jedzmy dalej. 

Po kilkunastu metrach od startu, gubię wafle ryżowe. Muszę się po nie wrócić. Na szczęście nie tracę dużo czasu i daje radę dogonić resztę ekipy. Zjadam jedną bułkę z szynką i sałatą. Cały czas trzymamy się w czterech. Skręcamy w prawo na Wojsławice. Na tym odcinku od naszej grupy odłącza się Wilk. Dojeżdżam do kolejnego punktu (PK4). Pieczątka, wlewam 0,5l wody do bidonu i ruszamy dalej. 

Warunki do jazdy coraz lepsze. Temperatura w porządku, drogi przesychają, pochmurno. Lecimy na Hrubieszów. Cały czas jedziemy w trójkę. Robimy zmiany co ok. 5km. Mi się podoba :) Wpadamy do Hrubieszowa. Mamy lekki problem z namierzeniem punktu, ale jakoś go znajdujemy (PK5). Wpadamy tylko po pieczątki. Potem będę tego żałował, mogłem wziąć chociaż jedną kanapkę, ale trudno :) 

Po kilkunastu kilometrach za Hrubieszowem lekko zwalniamy. Hipcia ma mały problem z nadgarstkiem. Wykorzystuję to i staje na krótkim sikustopie. Potem dochodzę do Hipków. Razem wjeżdżamy do wioski Tyszowce, gdzie w sklepie uzyskujemy kolejną pieczątkę (PK6)

Jedziemy razem kilka kilometrów, kiedy to wpadam na bardzo głupi pomysł. Uznałem iż Hipki jadą za wolno, zaryzykowałem i sam ruszyłem mocniej do przodu. Okazało się to totalną porażką. Odjechałem iż może na 800m i utknąłem. Dodatkowo zaczął łapać mnie głód. Zjadłem 2 batony, trochę pomogło. Postanowiłem wrócić po rozum do głowy i zaprzestać tej bezsensownej jazdy. Po jakiś 5 km samotnej jazdy dojeżdżają mnie Hipki i jedzmy znowu razem. Przejeżdżamy przez Tomaszów Lubelski i kierujemy się na kolejny punkt do Krasnobrodu. Po drodze wyprzedzamy jednego uczestnika maratonu. Na tym odcinku trochę przeszkadzał wiatr, a na niebie pojawiły się ciemne chmury. Na szczęście nie było jakiś poważnych opadów. Przy skręcie na Krasnobród  z DW17 wyprzedza mnie Hipek. Widocznie uznał iż elektroniczna nawigacja jest lepsza od mojej papierowej ;) Choć akurat miałem to miejsce rozpisane i wiedziałem gdzie skręcić :) W końcu jesteśmy na kolejnym punkcie (PK7). Tankuję wodę do bidonów (2L), bo już jechałem na oparach. Dodatkowo wypijam 0.5L i zjadam na szybko 2 kołaczyki, które były  bardzo dobre. 2 dodatkowe pakuję do kieszonki. To jedzenie uratowało mi życie :)

W tym samym składzie ruszamy na kolejny punkt. Tuż przed Zwierzyńcem, trafiamy na zamknięty przejazd kolejowy. Wykorzystuje to grupka trzech innych zawodników, która do nas dołącza. Razem jedziemy na kolejny punkt kontrolny. Jest nim dowolny sklep w Zwierzyńcu. Razem wpadamy do jednego z przydrożnych, dostajemy pieczątki i jazda (PK8).

Ruszam ja z Hipkami, reszta zostaje z tyłu. Dochodzą nas dopiero po kilku kilometrach. Od razu nas wyprzedzają, jadą dużo mocniejszym tempem. Tym razem podjąłem dobrą decyzję i zostałem razem z Hipkami. Solidnym tempem dojeżdżamy do Biłograju, gdzie jest następny punkt kontrolny. Jako iż miasto objeżdżamy niejako obwodnicą, mamy problem ze zdobyciem pieczątki. Na szczęście na końcu miasta jest Orlen, na którym podbijamy papiery (PK9). Nie jestem tego pewien, ale chyba w tym momencie wyprzedziliśmy grupkę, która uciekła mam tuż za Zwierzyńcem. 

Dalej lecimy na Frampol, gdzie skręcamy w lewo. Potem prosta droga do Janowa Lubelskiego. Jedyny minus to slaby asfalt na poboczu, co powodowało konieczność jazdy środkiem drogi ;) W Janowie jest kolejny punkt. Mamy problem aby go znaleźć. Ogólnie wszystkie punkty były bardzo słabo oznakowane. Trudno było na nie trafić w ferworze walki. Natomiast ich wyposażenie było super. Po zagadaniu do jakiegoś człowieka, odnajdujemy budynek w którym jest punkt. Gramolimy się po schodach na pierwsze piętro. Pieczątka, banan, 2 bułki, woda do bidonów. Stały zestaw. Dodatkowo wyciągam z torby czołówkę, gdyż powoli zbliża się noc (PK10)

Opuszczamy centrum miasta. Do następnego punktu mamy jakieś 90 km. Cały czas jedziemy w ten sam sposób. mi powoli zaczyna brakować sił. Do 300 km było dobrze. Potem zaczął się stopniowy spadek formy. Po kilkudziesięciu kilometrach zauważamy przed sobą czerwone światełko. Ktoś przed nami jedzie. Staramy się go dogonić.  Nie jest to łatwe. Uciekiniera łapiemy dopiero kilkanaście kilometrów przed Kazimierzem. Okazuje się nim być KiESWY. Jadzie z nami kawałek, po czym odjeżdża na podjeździe. Znowu musimy go gonić. Tuż przed Kazimierzem robimy sikustop. Moim zdaniem była to dobra decyzja, znacznie poprawiło to komfort jazdy :)  Bardzo fajnymi zjazdami docieramy do Kazimierza Dolnego. Tuż przed punktem łapiemy KiESWY'ego. Na punkt trafiamy dzięki sygnalizacji jego organizatora (PK11). Tankuję trochę wody, biorę 2 kołaczyki i w  czwórkę ruszamy dalej. 

Standardowo robimy zmiany. Droga do Nałęczowa nie jest zła. Musimy pokonać ostatni solidny podjazd. Potem już z górki. W Nałęczowie nie ma specjalnie przygotowanego punktu. Na szczęście znowu na końcu miasta jest stacja, gdzie zdobywamy pieczątki (PK12).

Do mety zostało jakieś 75 km. Cały czas jedziemy razem. Kilkanaście kilometrów przed ostatnim punktem łapie mnie kryzys. Odpuszczam kilka zmian i wiozę się na kole. Zjadam ostatnie zapasy batonów. Dodatkowo Hipek ratuje minie, dając jeden swój baton. Jakoś udaje się mi odzyskać siły i utrzymać w grupie. Wpadamy do Kamionki, gdzie miał być ostatni punkt. Niestety, znowu jest fatalnie oznakowany. Przelatujemy obok niego do centrum. Tam dopiero pytamy jakiegoś gościa, który podaje mam lokalizację punktu. Wracamy się 400m. Przez to zamieszanie straciliśmy z 3-4 min. W końcu dostajemy pieczątki, ja biorę banana i w drogę (PK13)

Ostatnie kilometry lecą w miarę szybko. Wiatr pomaga. Średnia ok. 30 km/h. Odzyskałem trochę sił, co powoduje iż znowu mogę wychodzić na zmiany. Nie są one może jakieś super mocne i długie, ale przynajmniej nie wiozę się cały czas na kole. W końcu dojeżdżam do Parczewa. W bazie maratonu meldujemy się o 1.41. (META).

Teraz mała przerwa na statystyki:
- Czas jazdy:     18h 05min 00s / 28,7km/h
- Czas przerw:   00h 33min 00s
- Łącznie:           18h 38min 00s

Cel na ten maraton, jakim było złamanie 20h, został zrealizowany. Dodatkowo bardzo cieszy mnie bardzo krótki łączy czas postojów. Dzięki wielki dla Hipka i Hipci za wspólną jazdę przez cały maraton!!! :)  Jest się od kogo uczyć i zbierać doświadczenie jak jeździć takie imprezy ;)  DZIĘKI !!!

Po przyjechaniu do bazy, zgłosiłem swoje przybycie oddając kartę z pieczątkami. Potem odstawiłem rower, rozpakowałem torby, przebrałem się i poszedłem się przemyć do łazienki. Następnie, postanowiłem coś zjeść. I właśnie, czekając aż Hipek naładuje mi ryż i sos, zaliczyłem swoją drugą glebę podczas tego maratonu :) Prawdopodobnie ze zmęczenia i być może lekkiego odwodnienia straciłem przytomność :) Po chwili wszystko wróciło do normy, jednak organizatorzy postanowili wezwać karetkę, która przyjechała i zabrała mnie do szpitala. Ostatnio mam do tego szczęście, najpierw wizyta w szpitalu w Suchej Beskidzkiej po wypadku na maratonie Góry MRDP a teraz tu w Parczewie :) Ciekawe co ciekawego się wydarzy na Maratonie Podróżnika?? :)  Tam zrobili mi EGK, pobrali krew i kazali zostać o 8.00 rano. Położyli mnie na jakimś korytarzu, gdzie cały czas świeciło się światło i kazali się przespać. Nie było to łatwe :) Dodatkowo byłem głodny jak wilk, no ale musiałem jakoś wytrzymać. Dobrze że miałem 0,5l picia ze sobą to tak to bym się jeszcze bardziej odwodnił :) Podłączyli mi jakąś sól o tyle. O 6.30 przyszła pielęgniarka i znowu prała mi krew do badania. Na wyniki musiałem czekać do 9.30. Potem znowu zrobili mi EKG, sprawdzili wyniki badań krwi, powiedzieli iż jestem "głupi". gdyż jeżdżenie takich maratonów nie jest normalne i na szczęście pozwolili iść z powrotem do bazy maratonu, gdyż wszystkie wyniki były w normie ;)  

W tym miejscu chwiałbym podziękować wszystkim za troskę i opiekę w stosunku do mojej osoby :) DZIĘKI !!!

W bazie jestem o 10.15. Najpierw się najadłem, potem odebrałem swój dyplom i medal za ukończenie maratonu oraz ogarnąłem swoje legowisko. Chciałem się zdrzemnąć do 15.00, bo tak planowo miał zakończyć się maraton. Niestety, ostatni zawodnicy ukończyli go ok.11.30, dlatego musiałem się zwijać szybciej. Szybko się zapakowałem, pożegnałem z Hipkami i o 12.00 ruszyłem w drogę powrotną do Lublina ;) 

Dzięki wielkie!!! Bardzo fajny maraton. Na pewno jeszcze kiedyś w nim wystartuję ;) 

Ślad GPS:

Prolog (Gliwice --> Nałęczów - Parczew)

Piątek, 29 kwietnia 2016
Km: 87.00 Czas: 03:11 km/h: 27.33
Pr. maks.: 48.00 Temperatura: 22.0°C
Podjazdy: m Sprzęt: The Special One Aktywność: Jazda na rowerze


Czas rozpocząć długi weekend majowy 2016 !!! :) 
Mój plan na tegoroczny weekend majowy, został ustalony już na początku roku. Celem był start w ultra-maratonie kolarskim "Piękny Wschód" w Parczewie. Maraton miał odbyć się w dniach 30.04 - 01.05.2016r. Postanowiłem wystartować na dystansie dłuższym, który miał liczyć ok. 512km. A więc tak.

Poważne przygotowania do maratonu rozpoczynam już w czwartek. kiedy to podczas 4 godziny nudnych wykładów, analizuję trasę i pisze sobie roadbook'a, gdyż nie posiadam GPS'a. A bez znajomości trasy, nie ma co pojawiać się na starcie :) Wieczorem pakuję niezbędne rzeczy, przygotowuję rower i idę spać. Wstaje rano ok. 7.00. Śniadanie (jajecznica, bułki z kremem czekoladowym), potem idę jeszcze na uczelnie. Wracam o 9.30. Pakuję torby na rower, robię kanapki na trasę, ubieram się i o 10.50 ruszam z pod akademika.


Pogoda dopisuje


Rower zapakowany

Kieruję się na dworzec PKP. O 11.10 mam pociąg do Lublina. Na dworcu jestem z 10 minutowym zapasem.


Dworzec w Gliwicach

Podjeżdża pociąg. Pytam się czy jest wagon rowerowy. Oczywiście że nie ma :) Pakuję się z rowerem do jakiegoś środkowego przedziału. Dojeżdżam tak aż do Katowic, kiedy to następuje zmiana obsługi pociągu. Nowy konduktor, rozkazuje mi się przenieść z rowerem na koniec albo początek taboru. Początek jest już zajęty przez inne rowery. Na szczęście daje mi się upchnąć na końcu, gdzie stoi już jeden tandem. Kilka stacji później, dosiadają się jeszcze dwa dodatkowe rowery. Robi się trochę ciasno. 


Ciasno, ale humory dopisują :) 

W Kielcach wysiada dość dużo osób, do tego dwa rowery MTB. Robi się trochę luźno. Gadam trochę z gościem od tandemu. Okazuje się, iż jedzie na jakiś wyścig do Lublina. W między czasie, postanawiam zmienić swoje plany i wysiąść w Nałęczowie. Wszystko po to, aby przejechać dłuższy fragment trasy maratonu, a dystans z Lublina czy Nałęczowa do Parczewa jest praktycznie taki sam. Na ostatnie 2 godziny podróży, udaję się zając miejsce siedzące, gdyż zwalnia się jeden przedział. 


Kielce

"Wagon rowerowy"

W końcu o 16.50, po 5h i 40min podróży melduję się w Nałęczowie. Pogoda dalej dopisuje. 


Nałęczów

Z dworca PKP kieruję się  w stronę centrum Nałęczowa. Tam znajduję właściwą trasę, jaką pojedziemy na maratonie. Rozpoczynam jej rekonesans. Na początek kilka mini podjazdów. Potem w zasadzie płasko przez 60km aż do Parczewa. Pogoda super. Widoki też dopisują. Jadę spokojnie. 


Lubelszczyzna

Droga S17


Pałac Sanguszków w Lubartowie

Za Lubartowem, gdy mam ok. 30km do Parczewa robię krótką przerwę. Zjadam kilka kanapek i ruszam dalej. 


Przerwa



Mordercze podjazdy


Nawigacja GPS z XXII wieku

Do Parczewa daję radę dojechać przed zmrokiem. Melduję się na bazie - MOSiR w Parczewie. Zajmuję miejsce na sali gimnastycznej. Rozkładam cały swój kram.



Odbieram zestaw startowy, który zaskakuje mnie swoją obfitością. Jestem MEGA zaskoczony!!!


Zestaw startowy (3x izotonik 0,7l, 5 żeli, 5 batonów, 7 porcji koksów)

Potem wychodzę jeszcze na miasto, zrobić małe zakupy. Kupuję coś do picia (sok, colę i sok). Wracam do bazy. 


Jak na razie mały ruch. Więcej będzie się działo rano tuż przed startem.

Idę spać o 22.30.

Ślad GPS:

Dom --> Gliwice

Wtorek, 26 kwietnia 2016
Km: 63.40 Czas: 02:11 km/h: 29.04
Pr. maks.: 60.70 Temperatura: 12.0°C
Podjazdy: m Sprzęt: The Special One Aktywność: Jazda na rowerze


Po spakowaniu niezbędnych rzeczy, zjedzeniu śniadania, ruszam z powrotem do Gliwic. Pogoda fajna. Ciepło ok. 12 stopni, wiatr z południa czyli cały czas w plecy. Trasa ta sama co zawsze. Z jednym małym wyjątkiem. Po przejechaniu nad A4, skręcam w lewo w boczną drogę. Biegnie ona wzdłuż autostrady. Fajny asfalt, zero ruchu. Trzeba będzie z niej częściej korzystać :) 


Przejazd kolejowy w Chwałowicach


Ścieżka obok A4


11,8 stopnia




Ślad GPS:

Gliwice --> Dom

Poniedziałek, 25 kwietnia 2016
Km: 65.49 Czas: 02:22 km/h: 27.67
Pr. maks.: 62.11 Temperatura: 10.0°C
Podjazdy: m Sprzęt: The Special One Aktywność: Jazda na rowerze


Jutro wolne na uczelni. Trzeba to było wykorzystać. Szybki powrót do domu. Pogoda ok. Drogi suche, wiatr południowo - zachodni. W Wodzisławiu odbijam na Czyżowice, a później na Rogów. Cel to szybka wizyta w serwisie, w celu szybkiego przeglądu roweru przed weekendem majowym. Potem szybki szpil do domu. Wielkie podziękowania dla BUGLA BIKE SERWIS za profesjonalny i szybki serwis maszyny ;)

Po bilet na mecz

Niedziela, 24 kwietnia 2016
Km: 8.56 Czas: 00:22 km/h: 23.35
Pr. maks.: 35.60 Temperatura: °C
Podjazdy: m Sprzęt: The Special One Aktywność: Jazda na rowerze


Mega krótka wycieczka na stadion. Cel wyjazdu to zakup biletu na mecz GKS PIAST Gliwice vs LECHIA Gdańsk. Co warto odnotować, brak jakiego jakiegokolwiek dyskomfortu podczas jazdy, pomimo pokonanego wczoraj, solidnego dystansu.  

Tour de Calisia

Sobota, 23 kwietnia 2016 Uczestnicy
Km: 501.80 Czas: 20:22 km/h: 24.64
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: 44.3°C
Podjazdy: m Sprzęt: The Special One Aktywność: Jazda na rowerze


Kolejny bardzo fajny wyjazd w tym roku zaliczony. Już dawno planowałem zrobić jakiś konkretny dystans w ten weekend, aby się przetrzeć przed Pięknym Wschodem, a że gustav dał fajną propozycję, to grzechem było by nie skorzystać. Trasa miała prowadzić do Kalisza, a jej głównym celem było zaliczenie jak największej ilości gmin. Co najważniejsze, pogoda na wieczór w piątek i całą sobotę zapowiadała się korzystnie (sucho, ok.15 stopni). 
Relacja gustav'a: http://gustav.bikestats.pl/1452850,Gminobranie-Kal...

W piątek rano idę na zajęcia. Kończę o 15.00. Potem zakupy w sklepie, obiad, przygotowanie roweru i o 17.30 idę spać. Wstaje o 20.30. Miałem 1,5h aby się ubrać, zjeść i dojechać na miejsce zbiórki, którym była stacja Shell, przy drodze DK78. Na kolację mam makaron z jogurtem oraz 3 tosty z serem i ketchupem. Z akademika ruszam o 22.05. 


Kolacja

Warunki atmosferyczne do zniesienia. Największe problem to niska temperatura. Są ok. 4 stopnie. Jadę na miejsce zbiórki. Jestem punktualnie o 22.15. Gustav' jeszcze nie ma. Korzystając z chwili wolnego, lekko centruję sobie koło. Nagle, na horyzoncie, pojawia się rybnicki ultracyclist. Symboliczne przywitanie i ruszamy. 


Stacja SHELL


Gustav i jego szosa MTB

Najpierw drogą DK78 kierujemy się na Łabędy. Po drodze zaliczamy odcinek DTŚ'ki. Muszę przyznać, iż asfalt jest bardzo dobrej jakości. Szkoda, że jest tam zakaz jazdy dla rowerów. 


Niewyraźna DTŚ 

Przejeżdżamy Łabędy i dojeżdżamy do Pyskowic. Obieramy kierunek na Olesno. Z powodu remontu DW 902, musimy jechać objazdem przez Toszek. Droga do Olesna mija szybko. Ok. 00.00 robimy krótką pauzę aby się przebrać na przystanku. 


Gustav

Ja ubieram dodatkową bluzę. Jest coraz zimniej, temperatura oscyluje w okolicy 0 stopni. Najniższa, jaką udało się nam odczytać z licznika wynosiła -0,4 stopnia. Bardzo fajnie wygląda nocą księżyc. Niebo jest bezchmurne. Powoduje to fantastyczne widoki. Niestety, na fotkach nie widać tego tak jak w rzeczywistości. 


Księżyc - inspiracja niektórych bikerów 

Mkniemy do Olesna. Tam zatrzymujemy się na stacji Orlen. Podczas gdy my ustawiamy rowery, podjeżdża jakiś gościu swoim autem. Zatrzymuje się, a następnie zaczyna cofać.  Jest sam na całej stacji. I co się dzieje? Podczas cofania, z całym impetem uderza w kosz na śmieci, który całkowicie rozwala. Jak to zrobił? JAK? To pytanie będzie towarzyszyło mam przez większą część naszego wyjazdu. Niestety, nie znaleźliśmy na nie odpowiedzi :) 


Rozwalony kosz. JAK?!?!

Na stacji zjadamy nasze zapasy. Ja jem 2 tosty z dżemem. Do tego picie. Gustav kupuje 1,5l wody, którą uzupełniamy nasze bidony. 
Restauracja Orlen


Niezła średnia gustav ;) 

Następnie jedziemy do Praszki. Tam mamy skręcić w lewo. Jednak nie zauważamy znaku i mijamy właściwą drogę. Na szczęście po kilkunastu metrach naprawiamy mały błąd nawigacyjny. Zaczynamy zaliczać pierwsze nowe gminy. 


Widoki o poranku

Śniadanie

Nowa gmina

Niestety, jedna z gmin nie leżała na trasie, trzeba było po nią odbić ok. 3km. Powoli robi się coraz cieplej. Niebo prawie bez chmurne, zapowiada się całkiem przyjemny dzień. Przed Kaliszem robimy krótki postój. Wtedy też, przyjeżdża do nas Maciej, kolega Sebastiana. 


Podjaździki i zjaździki przed Kaliszem

Razem jedziemy do centrum Kalisza. Tam przez swoją nieuwagę, prawie powoduję wypadek na rondzie. Na szczęście skończyło się na strachu. Wbijamy na rynek. Robię tam kilka zdjęć. Dodatkowo zrzucamy kilka warstw ubrań, bo temperatura poszła znacząco w górę.


Potem kierujemy się do restauracji, gdzie jemy super obiad na śniadanie. Dobre miejsce, fajne jedzenie.  Polecam!!! W tym miejscu należą się wielkie podziękowania dla Macieja ;) 


Śniadanie

Bar - Pub "GASTRO" 24H

Najedzenie i napojeni opuszczamy Kalisz. Kierujemy się na Sieradz. Niestety, zaczyna coraz mocniej wiać. Do tej pory towarzyszył mam tylko lekki wiaterek, który zbytnio nie przeszkadzał. Jednak teraz to inna bajka. Na tym odcinku bardzo pomaga nam Maciej, który przez ponad 80 km prowadzi nasz peleton. Zaliczamy Sieradz, potem Zduńską Wolę.


Zduńska Wola

Navigator w akcji

Robimy krótką pauzę w przydrożnym sklepie. Kupuję sok 1l, 2 kołaczyki, 2 batony i 3 knoppersy. 


Pauza pod sklepem

Dalsza część trasy biegnie po konkretnych zadupiach. A wszystko tylko po to, aby pozaliczać jakieś małe gminy. No ale cóż. Zgodziłem się na udział w tym wyjeździe, to teraz muszę znosić wszelkie jego niedogodności. A głównie mam na myślą asfalty, które miejscami są rodem z Ukrainy. Zaliczamy Widawę i Burzenin. W tym miejscu, odłącza się od nas Maciej. Rusza w drogę powrotną do Kalisza. Jeszcze raz wielkie dzięki za pomoc w walce z wiatrem i super obiad!!! DZIĘKI!!! I do następnego razu ;)

Dalej spokojnie mkniemy do przodu. Średnia oscyluje w okolicy 25km/h. Takie były założenia i tego też się trzymamy. Jakimiś wioskami, dojeżdżamy w końcu do Działoszyna. Tam po zdobyciu informacji od  tubylców, znajdujemy Biedronkę. Robimy pauzę na zakup. Niestety, schodzi mam jak zwykle więcej czasu niż planowaliśmy. Zagadał do nas także starszy Pan. Zagadał skąd jesteśmy, gdzie jedziemy i takie tam. 


Ultra prowiant


Rowerek


Parking w Działoszynie

Do mety pozostało ok. 130km. Spokojnym tempem pokonujemy kolejne kilometry. Jedziemy przez Kłobuck, Herby i Koszęcin. Po drodze, czekając na wlokącego się gustav'a, robię zdjęcie jakiegoś kościoła nocą. Bardzo fajnie podświetlony.


Kościół

W taki sposób dojeżdżamy do miejscowości Tworóg. Tam pauza na Orlenie. Gustav kupuje kawę. Ja zjadam resztę mich zapasów.


Efekty nocnej jazdy


Jednoręcy bandyci

Gdy wychodzimy ze stacji, okazuje się iż zaczął padać lekki deszcz. To wystarcza, aby asfalt był mokry. A to znacząco obniża komfort jazdy, wszystko jest schlapane wodą. Jak ja tego nie lubię. Dodatkowo nie mam spodni przeciw deszczowych. Na szczęście do Gliwic mam tylko 35km, temperatura to 5 stopni, więc nie jest tak źle. Ruszamy w drogę. W Brynku skręcamy na skrót, który prowadzi nas do Pyskowic. Z tamtą prosto na Gliwice. Specjalnie skręcam znowu na Łabędy, aby zrobić więcej kilometrów. Nie za bardzo podoba się to Sebastianowi, ale nie pozostawiam mu wyboru. Na zakończenie jedziemy kawałek DTŚ'ką. Odprowadzam Sebastiana na miejsce, gdzie startowaliśmy - stacja paliw SHELL. Tam się żegnamy i każdy z nas rusza w swoją stronę. 

Do akademika wracam okrężną drogą, bo brakowało mi jeszcze 4km do pełnych 500km. O 1.20 melduję się pod DS PIAST. Powierzchownie czyszczę rower, rozwieszam mokre ciuchy gdzie się tylko da w pokoju. Biorę prysznic i o 2.30 idę spać.

Kolejna elegancko wyprawa. WIELKIE PODZIĘKOWANIA dla Macieja i gustav'a !!!! Do następnego razu ;) 

Dziś wrzucam ślad ze stravy od gustav'a. Ja wciąż jestem bez telefonu, który miał by opcję GPS :) Mój ślad jest taki sam, z tą różnicą iż start i meta w Shellu, w Gliiwcach. 





RELAX

Poniedziałek, 18 kwietnia 2016 Uczestnicy
Km: 102.00 Czas: 04:23 km/h: 23.27
Pr. maks.: 47.00 Temperatura: 8.0°C
Podjazdy: m Sprzęt: The Special One Aktywność: Jazda na rowerze


Plan był zupełnie inny. Chciałem zrobić sobie spokojny wyjazd we wtorek rano. Jednak w poniedziałkowy wieczór, dostałem info od gustav'a, iż wpadnie do Gliwic. Trzeba było to wykorzystać. Ultra-kolarz zjawił się przed moim akademikiem o 20.35. Potem zrobiłem mu małą prezentację, jak wygląda życie studenta. Myślę, że nawet się mu spodobało. 


Ultra - student

Pogadaliśmy jeszcze chwilkę i o 21.15 ruszamy w trasę. Początkowo naszym celem są Gliwice. Postanowiliśmy odwiedzić kilka najbardziej charakterystycznych miejsc. 




Pustki na rynku w Gliwicach


DTŚ'ka

Radiostacja

Dodatkowo zaliczamy krótki objazd po Politechnice Śląskiej. Następnie kierujemy się na Zabrze. Kręcimy się przy A1, aż dojeżdżamy do Sośnicy. Stamtąd, chciałem jeszcze jechać nad Europę Centralną, ale gustav mówił, że się mu śpieszy do domu, bo rano musi iść do roboty. Dlatego przez Bojków, dojeżdżamy do DK78. Po drodze napotykamy jeszcze jedną przeszkodę, w postaci remontu jednego z rond, przez co musimy jechać kawałek po kamieniach. Przy DK78, decyduję się jechać do Rybnika. Jedzie się super, temperatura 9 stopni, nie pada, wieje lekki wiaterek. I tak oto o 00.10 meldujemy się na rynku w Rybniku. 


Smog City

Oczywiście, co bardzo charakterystyczne dla tego miasta, wszędzie pełno jakiegoś badziewia w powietrzu. Odprowadzam gustav'a jeszcze kawałek i się rozstajemy. Postanawiam jechać do Gliwic przez Rudy i Sośnicowice. Jednak nim to nastąpi, postanawiam wbić do MC Donalda a male co nieco. Bo jakoś zaczyna mnie męczyć głód. Kupuję 2x 2forU. 


GMO

Po napełnieniu żołądka, ruszam w dalszą drogę. Jest godzina 00.45. 

 

Pogoda rewelacyjna. Ruchu brak. Mijam może ze 3 samochody. Szybko i sprawnie mijam Rudy i docieram do Sośnicowic. Tam odbijam w prawo na Gliwice. W centrum Gliwic na liczniku mam 91km. Dlatego, postanawiam jechać jeszcze nad Europę Centralną, aby dobić do 100km.

 Europa Centralna

Szybkie kółeczko i wracam z powrotem w kierunku akademika. Pod akademik podjeżdżam o 2.45. Wita mnie grupka Hiszpanów, która akurat wracała z imprezy. Są nieco zszokowani, widząc, jak w środku nocy jeżdżę na rowerze. Pakuję rower do rowerowni, kąpiel i idę spać.

Wyjazd mogę uznać za udany. Dzięki gustav ;)  

Stolica województwa opolskiego

Niedziela, 17 kwietnia 2016
Km: 190.09 Czas: 06:12 km/h: 30.66
Pr. maks.: 51.10 Temperatura: 23.0°C
Podjazdy: m Sprzęt: The Special One Aktywność: Jazda na rowerze


Kolejna Niedziela w tym roku. A skoro Niedziela, to czas najwyższy na jakiś dłuższy wyjazd. Prognozy pogody zapowiadały się optymistycznie. Brak opadów, a to jest najważniejsze. Po chwilowej analizie mapy, wybór padła na stolicę województwa opolskiego - OPOLE. 
Wstaję o 7.00. Robię śniadanie ( 3 tosty z serem i szynką) oraz ogarniam jeszcze szczegóły trasy. Do tego kilka innych spraw. Ostatecznie, po ogarnięciu wszystkiego, ruszam w trasę o 9.25.


Łużycka Street

Jak widać na zdjęciu, pogoda zapowiadała się super. W trasę ruszam w krótkich spodenkach, koszulka termo z długimi rękawami i koszulka rowerowa. Pierwsze kilometry to przejazd prze Gliwice. Jadę w kierunku wioski Kleszczów. Jedyne co przeszkadza to lekki wiatr, jednak myśl, iż w drodze powrotnej znowu będzie pomagał, dodaje mi sił. W Kleszczowie odbijam w kierunku wioski Bycina. Tak dojeżdżam do DK40, którą jadę aż za Ujazd. Tam skręcam ostro w prawo na DW426. Czeka mnie piękna prosta, fajny afalt i elegancie widoki.



W Zalesiu Śląskim skręcam w prawo. Po drodze zaczynam mijać coraz więcej kolarzy. W końcu pogoda dopisuje. Następnie przejeżdżam przez Leśnicę i rozpoczynam podjazd pod Górę Świętej Anny. Jest to mój pierwszy cel dzisiejszego wyjazdu. Podjazd idzie mi nadzwyczaj dobrze. Na szczycie spotykam dość dużo ludzi. Robię sobie przerwę na loda, gdyż zaczął mnie trochę męczyć głód. Wszak od rana nie jadłem nic innego poza tostami. 







O 11.40 ruszam w kierunku Opola. Najpierw przyjemny zjazd. Potem odbijam w lewo na Gogolin. Jedzie się fajnie, choć zgodnie z prognozami, zaczyna się trochę chmurzyć. Wiatr dalej przeszkadza. Pomimo to średnia wynosi ok. 28km/h. Z pewnością ma na to wpływ płaski teren. Poza podjazdem pod Annaberg, trasa nie jest jakaś wymagająca. W Gogolinie czeka na mnie niespodziewana atrakcja. Mam zaszczyt podziwiać piękny pociąg podczas postoju na przejeździe kolejowym.



Następnie na rondzie w prawo i lecę na Opole. Od Gogolina cały czas trzymam się DW423. Po kilkunastu kilometrach nareszcie docieram do celu. 



Robię fotkę i jadę na centrum. 


Dworzec PKP

Wiadukt im. Żołnierzy Wyklętych

Przez centrum Opola przejeżdżam szybko i sprawie. W końcu DW423 dobiega końca. W związku z tym skręcam w prawo na DK94. Tak szybko przeleciałem przez Opole, iż zapomniałem zrobić zakupy u sponsora. Dlatego po dotarciu do pierwszego ronda na DW94 odbijam w prawo na DW435 i jadę szukać Biedronki. Dopiero po nadrobieniu 3km udaję się mi ją znaleźć. Robię zakupy (1l Coca - Coli, 1 L soku pomarańczowego, 700ml wody, 2 jabłka, 4 kołaczyki i mini pizza, baton TWIX). Od razu zajadam kołaczyki i pizzę. Byłem już bardzo głodny. W końcu przejechałem 100km na 3 tostach. Uzupełniam picie w bidonach. Na koniec obowiązkowa sesja fotograficzna ze sponsorem i w drogę. 


THE SPECIAL ONE




Teraz cały czas trzymam się DK94. Warunku super, fajne pobocze, wiatr w plecy i średnia ok. 35km/h. Mijam Nakło, Strzelce Opolskie i Pyskowice. Tam też postanawiam jechać DK94, aż do Zabrza. Tuż przed zjazdem na DK78 w usta uderza mnie jakiś owad. Złapałem go wargami i wyplułem. Nie wiem co to było, ale mnie użarło, przez co teraz mam spuchniętą połowę dolnej wargi :) Ostatnie kilometry to już same Gliwice. Pełno świateł, szyny tramwajowe i inne przeszkody. Pod akademikiem melduję się o 16.30. 

Podsumowując. Fajny weekend. Super pogoda. Z formą też nie jest źle, choć prawdziwy test będzie dopiero na Pięknym Wchodzie. Jedyny błąd, popełniony podczas tego wyjazdu, to zbyt duża ilość kołaczyków kupionych i zjedzonych w Biedronce. Dwa by wystarczyły w zupełności, gdyż Twix'a nawet nie ruszyłem a jabłko zjadłem dopiero pod akademikiem. 

Powrót na studia

Sobota, 16 kwietnia 2016
Km: 90.10 Czas: 02:57 km/h: 30.54
Pr. maks.: 58.70 Temperatura: 20.0°C
Podjazdy: m Sprzęt: The Special One Aktywność: Jazda na rowerze


W ten weekend w domu byłem wyjątkowo krótko. A to dlatego, że w sobotę w Gliwicach grał Piast z Cracovią. O godzinie 16.20 ruszam z domu w kierunku Gliwic. Jest ciepło, ale pochmurno. Zanosi się na deszcz. Po kilku kilometrach spadają na mnie pierwsze krople. Na szczęście, nie było to nic poważnego. Dojeżdżam do Wodzisławia i wskakuję na DK78. Po przejechaniu Rybnika, w okolicy Ochojca, drogi stają się mokre. Musiało tu niedawno solidnie popadać. W Pilchowicach skręcam w prawo na Knurów. Następnie, znowu odbijam na DK78. Przed autostradą A4, skręcam w lewo na Sośnicowice. Jedzie się fajnie, nie ma wiatru. Jedynie co przeszkadza, to mokre drogi. W Sośnicowicach, odbijam na Łabędy. Robię małe koło i docieram do Gliwic. Postanawiam zobaczyć radiostację.


Radiostacja w Gliwicach

Budynki radiostacji

Trochę historii

Potem kieruję się na stadion GKS PIAST Gliwice. Kupuję bilet na mecz za 7zł.

Stadion GKS PIAST Gliwce

Wracam do akademika. Jest godzina 19.30. Szybkie czyszczenie roweru, kąpiel i o 20.05 wychodzę na mecz, który zaczyna sie o 20.30. Mecz stał na średnim poziomie i zakończył się wynikiem 1-1 (Cracovia wyrównała w 90 minucie).

Powrót do domu

Piątek, 15 kwietnia 2016
Km: 67.74 Czas: 02:33 km/h: 26.56
Pr. maks.: 49.20 Temperatura: 14.0°C
Podjazdy: m Sprzęt: Accent Aktywność: Jazda na rowerze


Z Gliwic ruszam o 17.00. Pogoda fajna, pomimo tego że jest pochmurno, na termometrze 14 stopni. Kieruję się DK78 na Rybnik. Tuż przed Rybnikiem, w Golejowie łapie mnie deszcz. Muszę założyć kurtkę. W centrum pada jeszcze mocniej. W lekkim deszczu jadę aż do Wodzisławia. Tam się rozpogadza i przestaje padać. Robię sobie jeszcze rundkę na Czyżowice i Rogów. O godzinie 19.45 jestem w domu.

MY LADIES

The Special One 23691 km
MTB 282 km
Złomek (Mater)
Accent 2455 km
Kellys 3805 km


Z ARCHIWUM X

Flag Counter