CFCFan

baton rowerowy bikestats.pl

ULTRAMARATHONS

PIĘKNY WSCHÓD 2016

MARATON PODRÓŻNIKA 2016

VII ŚLĄSKI MARATON ROWEROWY 2016

ONE-DAY TRIPS

Tour de Czechoslovakia

Kubalonka + Salmopol

Tour de Calisia

Czeskie Alpy

BALKANS

TOUR DE BELGRAD

LA VUELTA ROMANIA

MACEDONIA AND KOSOVO

CROATIA AND BOSNIA

ALBANIA AND MONTENEGRO

PORTUGAL & SPAIN

TRIP TO COIMBRA

FATIMA

TRIP TO LISBOA

ANDALUZIA AND ALGARVE

NORTH OF PORTUGAL


ZNAJOMI

wszyscy znajomi(18)

Tour de Belgrad

Piątek, 1 lipca 2016
Km: 750.60 Czas: 36:21 km/h: 20.65
Pr. maks.: 80.00 Temperatura: 30.0°C
Podjazdy: 4135m Sprzęt: Kellys Aktywność: Jazda na rowerze



TOUR de BELGRAD

W końcu nadszedł czas upragnionych wakacji. Sesja zaliczona najszybciej jak tylko było to możliwe. Można ruszać w trasę. W tym roku wybór padł na Bałkany. Choć od razu muszę przyznać, iż nie jest to normalna podróż, taka jak choćby ta w zeszłym roku do Skandynawii. W tym roku postanowiłem połączyć podróż i pracę. Pracę załatwiłem sobie za pomocą organizacji IAESTE. Wybór padł na Belgrad. Jeszcze nigdy tam nie byłem, więc będę miał okazję pozwiedzać tutejsze okolice oraz zdobyć doświadczenie zawodowe :) To tyle słowem wstępu. Przejdźmy teraz do samej podróży.

Początkowo wyjazd planowałem w ostatni dzień czerwca. Niestety, z powodu opóźnienia przy pakowaniu, ruszam dopiero pierwszego lipca. Rano jadę jeszcze do serwisu rowerowego BUGLA BIKE SERVIS po niezbędne narzędzia i części zapasowe. Bardzo dziękuję za wsparcie i serwis roweru. Potem robię ostatnie zakupy, jem obiad i po krótkim pożegnaniu z rodziną mogę ruszać.


Ekipa gotowa do drogi

Jest godzina 16.45. Może dziwna co do rozpoczęcia wyprawy, ale właśnie o takiej wyruszyłem. Początkowo kieruję się na Czechy. Granicę pokonuję w Gołkowicach. Pogoda dopisuje. Temperatura ok. 30 stopni daje popalić. Szczególnie dużo chce się pić. Pierwsze kilometry mijają sprawnie. Najpierw Karwina, potem Czeski Cieszyn i Trzyniec.


Kompan spotkany w Cieszynie. Niestety po 2km się odłączył :(

Za Trzyńcem trafiam na długi korek. Miał może z 5-6km. Wszystko z powodu budowy nowego odcinka drogi.


Korek za Trzyńcem

W miejscowości Hradek (Gródek), na niebie pojawia się kilka chmur. Po kilku kilometrach, gdy dojeżdżam do wioski Mosty u Jablonkova, zaczyna lekko padać. W skutek tego ukazuje mi się piękna tęcza.


Tęcza

Niestety, zaczyna padać coraz mocniej. Robię pauzę na przystanku. Jak się okazało, była to dobra decyzja, bo deszcz okazał się krótką burzą.


Burza


Dobrze znany mi przystanek

Po ok. 15min kontynuuję jazdę w elegancko schłodzonej aurze. Po fajnym zjeździe przekraczam granicę pomiędzy Czechami i Słowacją.


Słowacja

Następnie kieruję się na Cadcę i Żylinę. Dalej jest ciepło. Powoli zaczyna się ściemniać. Na razie jadę planowo. Trzymam tempo ok. 22km/h. Mało postojów. Przed Żyliną zapalam światełka. Po przejechaniu tegoż miasta wjeżdżam na nieznane mi do tej pory asfalty. Dodatkowo zapada zmrok. Jest ciemno, ale z tego co potrafię dostrzec to jadę w bardzo fajnej dolinie, którą płynie rzeka. Droga jest stosunkowo wąska, więc często powoduję korki. Na szczęście kierowcy są wyrozumiali. Kieruję się na Martin. Po drodze krótka pauza na stacji na kabanosy i bułki.


Stacja nocą

Po pokonaniu miasta Martin, w którym miał miejsce jakiś koncert, znowu krótka pauza na stacji.


Kolejna pauza na stacji

Teraz zaczyna się prawdziwa droga przez mękę. Dlaczego? Otóż dość spory odcinek drogi pomiędzy Martinem a wioską Turcanskie Teplice został zbudowany ze specjalnych płyt betonowych. Z biegiem czasu powstały pomiędzy nimi szczeliny. W związku z tym co 3 m człowiek wjeżdża uskok lub dziurę. Powoduje to iż muszę trochę zwolnić, pomimo płaskiego terenu. Poza tym jedzie się fajnie. Nocą nie jest już tak ciepło. Po pokonaniu fatalnej nawierzchni, czeka mnie całkiem ciekawy podjazd. Znajduję się on w wiosce Horna Stubna. Na szczęście potem jest solidny zjazd. Niestety, podczas pokonywania podjazdu zaczął boleć mnie Achilles w prawej nodze. To samo co podczas Ślaskiego Maratonu Rowerowego. No ale cóż. Jeszcze 600km do celu. Trzeba jechać dalej. Po chwili robię kolejną pauzę na przystanku w miejscowości Turcek. 


Turcek - przystanek

W miejscowości Kremnica słyszę dziwny odgłos dobiegający z mojego bagażnika. Zatrzymuję się aby to sprawdzić. Okazuję się, iż pękł mi jeden z uchwytów podtrzymujących bagażnik. Na szczęście w takim miejscu, iż jest możliwe naprawić go taśmą izolacyjną. Tracę trochę czasu na rozładunek bagażu, ale po naprawie cała konstrukcja wygląda znowu solidnie. Ruszam dalej. Przed wioska Ziar nad Hronom skręcam w lewo. Po kilku kilometrach robię się bardzo senny. Postanawiam się zatrzymać na przystanku w wiosce Trnava Hora. Kładę się na ławce i próbuję zasnąć.


Trnava Hora - przystanek

Trnava Hora - wioska

Niestety, bez efektu. Tylko leżę i tracę czas. Po 45min postanawiam ruszyć dalej. Dalej jestem rozespany, ale jedzie mi się minimalnie lepiej. Kilka kilometrów później mijam właściwy skręt w prawo. Jadę prosto, co powoduje, iż wjeżdżam na słowacką autostradę.


Słowacka autostrada

Na szczęście po 2 kilometrach jest zjazd, z którego korzystam. Szybko naprawiam błąd nawigacyjny i wracam na dobrą trasę. Kieruję się na Bańską Szczawnicę. Po drodze mijam fajny wiadukt kolejowy.


Wiadukt kolejowy

Kilka kilometrów za wiaduktem pauza na przystanku. Jedzie mi się wyjątkowo źle. Jestem nie wyspany, boli mnie Achilles, kończy mi się picie i zaczyna boleć dupa.


Kolejny słowacki przystanek

Na pocieszenie zjadam konserwę i ruszam dalej. W wiosce Bańska Bela trafiam na otwarty sklep. Jest 6.30, więc jestem tym faktem mile zaskoczony. Kupuję 9 bułek, wodę, sok i coca - colę. Zjadam jeszcze kilka kabanosów i ruszam dalej.


Bańska Bela - Sklep

Bańska Bela

Teraz rozpoczynam kolejny ciekawy podjazd. Z każdym kilometrem nachylenie rośnie. W nagrodę na szczycie trafiam na całkiem fajne widoki.




Po pokonaniu podjazd melduję się w Bańskiej Szczawnicy. Przebijam się przez miasto i lecę dalej. Przed miejscowością Prencov znowu muli mnie spanie. Kładę się na fajnej łące. Jednak po raz kolejny tylko tracę czas. Nici ze snu :( Po ok. 45min jadę dalej. 


Łąka

Achilles zaczyna boleć coraz mocniej. Robię dużo krótkich, niepotrzebnych przerw, które powodują tylko opóźnienia. Na szczęście, ostatnie kilometry na Słowacji są płaskie. Przeszkadza tylko upał, który z każdą godziną dokucza bardziej.


28 stopni ok.11.00 :) 


Ostatnie kilometry na Słowacji

Kolejna pauza na przystanku na jedzenie. Przed granicą zatrzymuję się jeszcze w sklepie na ostatnie zakupy. Ponownie kupuję wodę, coca - colę oraz jakiegoś kołaczyka. Granicę przekraczam w miejscowości Sahy. 


Węgry




Granica pomiędzy Słowacją a Węgrami

Kilkaset metrów za granicą robię wymuszony postój. Otóż mój licznik przestał działać :( Staram się go naprawić, lecz bezskutecznie. Skończył swój żywot po 280km. No to rozpoczynamy ekspansję Węgier. Spodziewałem się, iż będzie płasko. Jednakże byłem w dużym błędzie. Trasa była pagórkowata, z licznymi podjazdami po 6% a nawet 8%.


Węgierskie góry

Węgierskie góry

Jakaś kopalnia

Zjazd w kierunku Dunaju

Dunaj (mało widoczny ale tam właśnie jest :))

Nie było łatwo, szczególnie w panującym upale, ale jakoś udało mi się podjechać na ostatnie wzniesienie z którego dostrzegłem Dunaj. Teraz czekał mnie zjazd i cały czas płaska droga aż do granicy z Serbią. W miejscowości Vac robię pauzę na stacji a potem w sklepie. Kupuję standardowy zestaw: woda + cola i baton. Znajduję ławkę na skraju parku. Robię tam ok. 45 min postoju. Pełen nowych sił, ruszam w kierunku Budapesztu. Przed miastem skręcam w kierunku galerii handlowych, gdzie znajduje się MC Donald. A wiadomo, jak jest MC Donald, jest także WiFi :) Szybko sprawdzam pocztę oraz mapy jak przejechać przez stolicę Węgier. 


MC Donald Budapeszt

Znajduję fajny skrót, którym wjeżdżam do Budapesztu.



Kieruję się na centrum. Po drodze mijam stadion klubu Ujpest FC. 




Stadion Ujpest FC

Teraz przyszła pora na centrum Budapesztu. Z powodu braku czasu, zaliczam tylko symboliczny przejazd i robię kilka fotek. 




Dunaj

Wyspa na Dunaju

Parlament

Rowerek

Foto tak dla potwierdzenia że tam byłem :)


Z Budapesztu wyjeżdżam tak szybko jak do niego wjechałem. Trasa nie jest skomplikowana w nawigacji. W zasadzie wystarczy trzymać się jednej drogi, która biegnie cały czas prosto. Na obrzeżach Budapesztu robię pauzę na przystanku. Muszę poprawić mocowanie bagażnika, które naprawiłem na Słowacji, gdyż trochę się poluzowało. Dodatkowo jem ostatnie kabanosy na kolację. Ruszam w kierunku grany z Serbią. Powoli zaczyna się ściemniać. Zapowiada się długa, ciężka noc. Ok. 23.00 zaczyna męczyć mnie spanie. Postanawiam zatrzymać się na przystanku na drzemkę. Postanawiam zrobić ok 1,5h pauzy. Kładę się na ławce i okrywam folią NRC. Niestety, znowu nie umiem porządnie zasnąć. Tylko lekko drzemię i dodatkowo budzę się co kilka minut. Po ponad godnie takiego drzemania postanawiam zwinąć manatki i ruszam dalej. 


Nocleg nr 1

Po dosłownie kilku kilometrach znajduję ciekawy park. Postanawiam rozbić się tam na ławce. Niestety po 5min znowu zmieniam miejsce. Ławka okazała się za krótka i niezbyt wygodna. Kilka metrów dalej był plac zabaw. A na nim jakiś domek dla zabawy dla dzieci. Wspinam się na górę i kładę się spać na 1h. Miejsce było dobre, tylko tym raem popełniłem inny błąd. Myślałem że jest ciepło, więc nie przykryłem się folią lub śpiworem. To spowodowało, iż po godzinie całkiem solidnego snu, obudziłem się lekko wyziębiony i dalej byłem senny. Mimo to, ruszyłem dalej.

 Nocleg nr 2

Znów ujechałem ledwo kilka kilometrów, kiedy to potrzeba snu pokonała mnie po raz kolejny. Zaczynało już powoli świtać. Lecz znalazłem fajne miejsce w lasku pod drzewem. Tym razem wyciągnąłem karimatę i śpiwór. Okazało się to idealnym rozwiązaniem. Zaliczyłem 1h solidnego snu. Gdy się zbudziłem było już całkiem jasno. Dodatkowo wiatr zmienił kierunek. Od teraz będzie wiał mi idealnie w plecy. 


Nocleg nr 3

Droga była cały czas idealnie płaska. Ani jednego, choćby najmniejszego wzniesienia. Przed miastem Kecskemet robię postój na stacji. Kupuję colę i wodę. Zaliczam poranną toaletę i jazda. Gdy jestem w centrum tegoż miasta, zaczyna padać. Postanawiam schować się pod jakąś wiatą. Jak się potem okazało, była to idealna decyzja.Lekki deszczyk zmienił się w solidną lecz krótką burzę. Po 20min ruszam dalej. Niebo dość szybko się przejaśniło i wszelakie chmury znikły.


Typowe węgierskie drogi

W miejscowości Jakabszallas robię postój na stacji. Korzystam z toalety i ruszam dalej.

Kolejna stacja

Węgierski bełkot

Odcinek trasy pomiędzy Kecskemet a Soltvadkert jechałem pod lekki wiatr. Głównie boczny, a czasem czołowy. Było to związane z lekką zmianą kierunku jazdy. Droga była dobrej jakości. Dodatkowo kilkanaście kilometrów przed miastem Soltvadkert miałem okazję jechać nową, świetną ścieżką rowerową.


Fajna ścieżka


Widoki

Przystanek

W miejscowości Soltvadkert skręcam w lewo. To już ostatnia prosta do Serbii. Widoki nie uległy zmianie. 


Ostatnie kilometry na Węgrzech

Robię jeszcze ostatnią pauzę na stacji paliw w miejscowości granicznej Tompa. Muszę się pozbyć ostatnich forintów. Kupuję coca - colę i sprawa załatwiona :) Jem bułki z Nutellą i ruszam dalej. Teraz nadszedł czas na przekroczenie granicy. Spodziewałem się dużych kolejek, lecz nic takiego nie miało miejsca. Kontrola po węgierskiej stronie trwała kilka sekund. Teraz musiałem przekroczyć specjalną bramę, która wraz z wysokim płotem chroni Węgry przed inwazją uchodźców. Dodatkowo stacjonuje tam dość spora grupka żołnierzy. 


Obóz uchodźców

Mur

Granica i mur

Granica

Kontrola po stronie serbskiej również odbyła się bez kłopotów. Dostałem stempel do paszportu i mogłem jechać. Uchodźcy znajdowali się tylko w promieniu 2km od granicy. Potem już ich nie spotkałem. Serbia to taki typowy kraj bałkański. Widać wpływ dawnych konfliktów zbrojnych. W większości kraju panuje nieporządek, wszędzie walają się śmieci. Dodatkowo większość budynków nie jest w pełni wykończona, co też wywiera takie dziwne wrażenie. Obieram kurs na miasto Subotica. Po kilku kilometrach jestem w centrum. Kieruję się na dworzec kolejowy. Chciałem wsiąść pociąg do Belgradu, gdyż byłem pewien, iż muszę tam być o 21.00 wieczorem. A była już 14.00. Więc dojazd rowerem na czas byłby nie możliwy. Jednakże na stacji, dowiedziałem się, iż następny pociąg, który będzie mógł zabrać mój rower jedzie dopiero następnego dnia. W skutek tego rezygnuję z pociągu. Trudno, spóźnię się. Ruszam w kierunku miasta Backa Topola. W między czasie okazuje się, iż w poniedziałek nie muszę iść do pracy, więc mogę być w Belgradzie nawet nad ranem. Świetna wiadomość!!! W mieście robię pauzę na stacji. Kupuję wodę i fantę. Jem konserwę z bułkami. Chwila odpoczynku i ruszam dalej. W między czasie dostałem adres mojego akademika. Teraz już wiem gdzie dokładnie mam się znaleźć w Belgradzie. Kieruję się na Novi Sad. Droga dalej raczej płaska, lecz pojawiły się już drobne podjazdy. Od razu lepiej się jedzie. Co bardzo ciekawe, nie odczuwam już takiego bólu w moim Achillesie. Nie wiem czym to jest spowodowane?? Może brakiem podjazdów??


Belgrad coraz bliżej

Autostrada

Widoki

W Serbii drogi nie były najgorszej jakości. Poza jednym odcinkiem, na którym były te same płyty co na Słowacji. Na szczęście nie był on zbyt długi. Dzięki temu, iż pomagał mi korzystny wiatr, bardzo szybko i sprawnie docieram do miasta Novi Sad. 


Novi Sad

Novi Sad

Novi Sad

Novi Sad

Jak to zwykle bywa w moim przypadku, przez miasto przejeżdżam bardzo szybko. Nie mam problemów z nawigacją. Robię jedynie kilka fotek gdy przekraczam Dunaj.


Twierdza Petrovaradin

Dunaj

Dunaj i Novi Sad

Udało się mi również zrobić jedno zdjęcie, ze specjalną dedykacją dla najlepszego kolarza z Jaworzna :) 

Pozdrowienia dla funia ;) 

Gdy opuszczałem Nowy Sad, była akurat godzina 20.45. Dlatego postanowiłem sobie zrobić przerwę w jednym z barów. Celem było zobaczenie ćwierćfinałowego meczu EURO 2016 Francja - Islandia. Kupiłem sobie serbskie piwo - Jelen. Muszę przyznać, iż nawet było dobre. Dodatkowo zjadłem ostatnie wafle z nutellą. Po 45 min Francja prowadziła 4-0, więc postanowiłem ruszyć w dalszą drogę.


Mecz Francja - Islandia

Jelen

Aby wydostać się z Nowego Sadu musiałem pokonać dość spory podjazd. Na szczęście, było już ciemno, a w nocy zawsze łatwiej jeździ mi się podjazdy. Chyba dlatego, iż nie widzę ile jeszcze pozostało do końca. Po pokonaniu tego podjazdu czekał mnie długi i łagodny zjazd.  Ok. 23.30 znowu chce mi się spać. Znajduję ciekawe miejsce na nasypie obok drogi i drzew. Wyciągam śpiwór i karimatę. Czas na 1h drzemki. Budzę się wyspany i od razu lepiej się czuję. Rozpoczynam ostatni etap podróży. Do samego Belgradu droga będzie już płaska. Dodatkowo wiatr wieje w plecy. Jedyny problem jest taki, iż robię się coraz bardziej głodny a nie mam już nic do jedzenia. Na szczęście w miejscowości Stara Pazowa trafiam na otwarty serbski fast-food. Od razu zamawiam jedną pljeskavicę. Zjadam ją w kilka sekund i odzyskuję siły na ostatnie kilometry.


Pljeskavica

Na ostatnich kilometrach nie jedzie mi się za dobrze. Jestem śpiący. Staje na chwilę na jednej ze stacji. Wtedy zauważam, iż z przedniego koła ucieka mi powietrze. Na szczęście schodzi bardzo powoli. Szybko chwytam za pompkę. Nie chce mi się zmieniać dętki, gdyż do celu mam jakieś 15km. Dopompowuję koło do pełna i ruszam co sił w nogach. Teraz jak najszybciej chcę dotrzeć do celu. Nawigacja nie jest z byt trudna. Z pomocą mapy na stravie przebijam się przez centrum. Potem z łatwością znajduję swój akademik.
Na miejscu melduję się o 4.45. Wchodzę do akademika. Okazuje się, iż strażnik nie mówi po angielsku. Muszę poczekać do 7.00 aż przyjdą ludzie z recepcji. Parkuję rower w środku. Sam siadam na sofie i drzemię do 7.00. Potem zostaję przydzielony do pokoju. Prysznic, rozpakowanie rzeczy i idę spać do 11.30. Potem udaję się na spotkanie. Tak zaczynam swoją przygodę z praktyką w Belgradzie :) 

Podsumowując, pomysł podróży rowerem z Godowa do Belgradu nie był zły. Jednak totalnie idiotyczne było założenie, iż zrobię tę trasę w 48h (albo jak liczyłem nawet mniej). Ostatecznie zajęło mi to równe 60h. Upał dał mi solidnie popalić, do tego ból prawego Achillesa. Co do noclegów, to też zdobyłem przydatne doświadczenie. Jak spać bez używania namiotu. Okazało się, iż jest to możliwe i wcale nie takie złe. Jednak warto poświecić więcej czasu na takie drzemki. Jazda, gdy jest się nie wyspanym nie ma sensu. Wtedy średnia spada w okolice 15km/h (gdy jedziemy z bagażem). Ma to bardzo negatywny wpływ na psychikę. Ogólnie jestem zadowolony z wyjazdu. Nogi zregenerowały się dość szybko (piszę ten teks w czwartek i czuję się bardzo dobrze). Nie pozostało mi nic innego, jak rozpoczęcie planowania pierwszych wyjazdów po Bałkanach :) 

Pozdrowienia z Belgradu :) 


komentarze
Do akademika do...Belgradu.Brzmi nieźle:)
Dzięki za dedykację hehe
funio
- 22:20 czwartek, 14 lipca 2016 | linkuj
garmin - zamierzam wybrać się w jakiś weekend na południe. A co do Serbii to faktycznie, to co napisałeś to 100% prawdy :)

Bikestats - nie chce mi się dzielić tego wpisu na odcinkki pomiędzy smen, gdzyż uwzględniając wszystkie króciutkie drzemki itp, musiałbym go podzielić na 3 lub 4 wpisy. Zostawiam w całości. Ale zmniejszam dystans, tak aby wypaść z okienka ;)

rmk - wysłałem Ci wiadomość

Gość - planowałem jedną długą. Ale ławka na przystanku nie okazała się najlepszym wyborem. Próbowałem różnych opcji. teraz wiem, że najlepiej śpi mi się w śpiworze na karimacie :) I tego się będę trzymał na przyszłoaść.

Dzięki wszystkim za pozytywne komentarze :)
CFCFan
- 07:00 piątek, 8 lipca 2016 | linkuj
Elegancka trasa i relacja. Fajnie jest mieszkać na południu. Ps. Z takim bagażem nie dałbym chyba rady :-)
MARECKY
- 21:41 czwartek, 7 lipca 2016 | linkuj
Coś pięknego ! I na dodatek samemu... Szacunek!
wloczykij
- 20:34 czwartek, 7 lipca 2016 | linkuj
Coś pięknego ! I na dodatek samemu... Szacunek!
wloczykij
- 20:33 czwartek, 7 lipca 2016 | linkuj
Super, gratulacje. Fajnie się czytało i oglądało. Czy nie lepiej było zrobić jedną długą drzemkę? Pozdrawiam i życzę udanego pobytu. Gość - 19:59 czwartek, 7 lipca 2016 | linkuj
kurde Paweł i tyś to dodał jako jeden wpis ijeee no to bedzie burza zaś yhy o.0 :> trza było powiedzieć - mam dobrą kofeinę w tabletkach, na trasie na wschód bardzo dobrze się sprawdziła.

a co do trasy - takie 3 z plusem :D :D mosz rewanż :P
gustav
- 16:38 czwartek, 7 lipca 2016 | linkuj
Ten wpis powinien byc rozbity na kilka mniejszych. Mozesz, co prawda, argumentowac, ze delikwent okupujacy okno obok, jak i ten, ktory zawlaszczal okno majowe postepowali podobnie, ale w ten sposob wbijasz kolejny gwozdz do trumny tego forum. Gość - 16:04 czwartek, 7 lipca 2016 | linkuj
Bikestats - Kolega CFCFan pisze, że spał, czy też drzemał, czy nawet próbował spać... W czym problem?

CFCFan - Fajny taki cargo trip :) Inna bajka niż ultra ;) Szacun!
Walery
- 15:02 czwartek, 7 lipca 2016 | linkuj
Podobnie jak garmin mocno zazdroszczę Ci Serbii i tego, że trochę tam posiedzisz. Mój ulubiony region Europy choć jak wspomniał mój poprzednik - ta prawdziwa, naturalna jest dalej na południe. Jeśli chcesz jakiś porad, gdzie pojechać, co zobaczyć - pisz, z chęcią pomogę :-)
Zdravo!
rmk
- 15:01 czwartek, 7 lipca 2016 | linkuj
Gratulacje za całość wyprawy. Jednak jest to kolejny wpis który ląduje na głównej a nie spełnia kryteriów aby się tam znaleźć. Było spanie a nawet dwa. Szkoda dyskusji bo to i tak nic nie da. Bikestats - 13:54 czwartek, 7 lipca 2016 | linkuj
Szacun ! Super wpis pozdrawiam :-) !! Marcin P - 12:42 czwartek, 7 lipca 2016 | linkuj
Fajna relacja.

Zazdroszczę Ci tej Serbii i możliwości dłuższego pobytu w Belgradzie. Fajne klimaty, dobre żarcie, otwarci ludzie, itp.

"Prawdziwa Serbia" zaczyna się na południe od Belgradu. W wolnych chwilach warto pokręcić się tam rowerem. No i z Belgradu blisko już na "prawdziwe Bałkany" - nawet weekendowo można objechać naprawdę super miejsca, tym bardziej podjeżdżając pociągiem na południe.

Dobrej zabawy!
garmin
- 11:05 czwartek, 7 lipca 2016 | linkuj
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa agnar
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

MY LADIES

The Special One 23691 km
MTB 282 km
Złomek (Mater)
Accent 2455 km
Kellys 3805 km


Z ARCHIWUM X

Flag Counter