CFCFan

baton rowerowy bikestats.pl

ULTRAMARATHONS

PIĘKNY WSCHÓD 2016

MARATON PODRÓŻNIKA 2016

VII ŚLĄSKI MARATON ROWEROWY 2016

ONE-DAY TRIPS

Tour de Czechoslovakia

Kubalonka + Salmopol

Tour de Calisia

Czeskie Alpy

BALKANS

TOUR DE BELGRAD

LA VUELTA ROMANIA

MACEDONIA AND KOSOVO

CROATIA AND BOSNIA

ALBANIA AND MONTENEGRO

PORTUGAL & SPAIN

TRIP TO COIMBRA

FATIMA

TRIP TO LISBOA

ANDALUZIA AND ALGARVE

NORTH OF PORTUGAL


ZNAJOMI

wszyscy znajomi(18)

Maraton Podróżnika 2016

Sobota, 4 czerwca 2016 Uczestnicy
Km: 544.70 Czas: 19:36 km/h: 27.79
Pr. maks.: 83.50 Temperatura: 28.0°C
Podjazdy: 4464m Sprzęt: The Special One Aktywność: Jazda na rowerze


MARATON PODRÓŻNIKA 2016

Sobotni poranek. Poza wizytą nowych lokatorów, noc przebiegła bez problemów. Budzę się wyspany o 6.15. Jeszcze chwilę leżę w łóżku. Czas rozpocząć przygotowania do startu. Na śniadanie gotuję ryż, do którego dodaję zakupiony wczoraj jogurt. Dodatkowo Sebastian, który odwiedził rano piekarnię, kupił mi 2 kołaczyki. Mam również swoje bułki, które wiozę w plecaku aż z Gliwic. Zostają przyklejone do ramy za pomocą taśmy. Pakuję niezbędne rzeczy do torby pod siodełkiem. Są to podstawowe narzędzia, dętki, kołaczyk i ciuchy przeciwdeszczowe.


Rower przed startem. Ostatnie pakowanie

Ubieram strój kolarski i okazuje się, iż muszę już iść na start. Godzina 8.00 zbliża się coraz szybciej. Jeszcze tylko tankuję dwa litrowe bidony do pełna i mogę ruszać. Na starcie czeka funio. Przyjechał aby spotkać się z gustav'em. Gadamy o różnych pierdołach. Do tego kilka fotek. Nagle słychać sygnał, iż pierwsza grupa musi iść na linię startu. Jak każą, to idę. Ustawiam się na bezpiecznej pozycji z boku. Po chwili słychać odliczanie i komendę ... START !!! 

Słychać dźwięk wpinających się butów SPD. Cały peleton powili rusza do przodu. Na początek ostry zjazd. Na szczęście nikt nie szaleje, co pozwala nam bezpiecznie dojechać do drogi głównej. Skręt w lewo i jedziemy. Układamy się w długi peleton i zaczynamy pracować. Na początku tempo jest trochę rwane, jednak po kilku kilometrach wszystko się stabilizuje. Mimo lekkiego podjazdu tempo dobrze ponad 30 km/h. Ja trzymam się z końca stawki. W wiosce Święta Katarzyna skręcamy w prawo. Rozpoczynamy poważniejszy podjazd. Chociaż, z taką grupą to nie specjalnie sprawia mi problemy. Potem mamy super zjazd. Widoki eleganckie. Jestem zaskoczony, iż w okolicy Kielc są tak fajne tereny. Niestety, robi się coraz cieplej. Po zjeździe czeka nas zakręt w prawo a potem w lewo. Podczas gdy skręcamy w lewo, nasza grupka dzieli się na dwie. Cześć ryzykuje i ucieka przed nadjeżdżającym samochodem. Druga cześć, w tym ja, czeka aż samochód przejedzie. W pierwszej grupie byli Góral Nizinny, Waxmund, Tomek, Symfonian i Gavek. Ja zostaję z Hipcią, Hipkiem i Szafarem. Jedziemy razem. Tempo odpowiednie, co kilka kilometrów zmiana. Dojeżdżamy do Rakowa i tam w prawo. Przejeżdżamy obok jeziora Chańcza, tu musimy skręcić w lewo lecz nie wszyscy o tym wiedzą. Hipek chce jechać prosto. Na szczęście udaje nam się go zawrócić. Po kilkudziesięciu kilometrach uświadamiam sobie, iż nie zabrałem z bazy jednej bardzo ważnej rzeczy. Zapomniałem o gotówce! Nie mam przy sobie ani grosza! Zapomniałem też dowodu czy jakiegokolwiek innego dokumentu, lecz to nie ma aż takiego znaczenia, bo nie opuszczamy granic naszego kraju. Muszę przyznać, iż pierwszy raz zdarzyło mi się coś takiego. Kilka kilometrów przed Staszowem, Hipek oznajmia nam, iż jest chory i nie może dalej jechać w takim tempie. Decydujemy się zrobić postój na stacji Orlen. Hipki robią mały przepak, ja zjadam kawałek bułki, dolewam sobie z bidonu Hipka do mojego i po kilku minutach ruszamy dalej. Hipek postanawia towarzyszyć nam aż do Szczucina, gdzie znajduje się PK1. Przez większość trasy ciągnie naszą trójkę, dając z siebie 110%. Tuż przed Szczucinem dochodzi nas inna grupka. W jej skład wchodzą kurier, byczys, martink i Krzysiek. Obowiązkowego SMS’a wysyłamy jadąc cały czas na rowerze. Tak ukończyliśmy pierwszą cześć maratonu.

Kilka kilometrów za Szczucinem nasza grupka znowu się podzieliła. Z tyłu została Hipcia i Szafar a Hipek kontynuował dalszą jazdę w odpowiednim dla siebie tempie. Ja postanowiłem zabrać się z nowo spotkanymi kolegami. Tempo było zdecydowanie mocniejsze niż do tej pory. Głównym dowodzącym ekipy był kurier, który instruował nas jak mamy jechać i jak trzymać równe tempo. Robi się coraz cieplej. Początkowo zakładałem, iż mając 2 litry picia w bidonach i 1 litr OSHEE przymocowany do lemondki, uda mi się dojechać aż do PK3, gdzie znajdował się bufet. Byłem w błędzie. Nie dał bym rady tego osiągnąć. Po 150km już miałem puste półtora bidonu, a przecież dolałem sobie wcześniej picia od Hipka. Na szczęście kolegom z grupki także zaczęło brakować picia. Dlatego na 152km, w miejscowości Pilzno stajemy pod sklepem. Chłopaki ustalają, iż aby nie tracić czasu, jeden zapłaci za zakupy od wszystkich. Była to dla mnie świetna informacja. Podrzuciłem swoją wodę 1,5 l i już miałem co pić J Szybkie napełnianie bidonów, siku i ruszamy dalej. W grupie jedzie mi się lepiej. Koledzy mają GPS’y, dzięki czemu nawigacja jest prostsza. Ja mam tylko swój ręcznie zrobiony mapnik, który czasem wprowadza mnie w zawahanie. Trasa jest bardzo trudna w nawigacji. Mijamy takie miejscowości jak Szynwałd, Zalasowa, Tuchów czy Lubaszowa. Po w miarę płaskich 165 km, zaczynają się pierwsze podjazdy. Początkowo trzymamy się razem. Wszyscy jakoś dają radę trzymać tempo, które głównie dyktuje kurier. Wszystko radykalnie zmienia się w miejscowości Olszowa. Tam czeka nas ostry skręt w lewo i bardzo stroma ścianka. Dochodzi do podziału grupy. Każdy podjeżdża indywidualnie. Najbardziej do przodu ruszyli kurier i martink. W połowie podjazdu mijam gavka. Znowu miał pecha. Tym razem zerwał łańcuch. Na szczęście naprawił już usterkę i rusza za nami. Przez kilka następnych kilometrów wszystko się tasuje. Czasem jadem sam, czasem z gavkiem, czasem jeszcze z kimś innym. W Żurowej skręt w lewo. Zawahałem się. Nie byłem pewny co do swojego mapnika. Poczekałem na kolegę z tyłu (chyba był to byczys), który potwierdził, że trzeba jechać w lewo. Kolejny podjazd. Na górze znajduje się PK2. Wysyłam SMS’a i rozpoczynam zjazd.

Przed Ryglicami zjeżdżam się z gavkiem. Jedziemy razem przez kolejne wioski. W Jodłowej znowu mam problem z nawigacją. Nie wiem czy już trzeba skręcić w prawo czy trochę później. Gavek odpala GPS’a. Okazuje się, iż musimy jechać jeszcze kawałek prosto. W tym czasie dołącza do nas trzeci zawodnik. Niestety, nie pamiętam kto to był. Jedziemy w trójkę. Nagle, chłopaki podejmują decyzję o postoju pod sklepem, gdyż kończy się im picie. Ja postanawiam jechać dalej sam. Mam jeszcze trochę picia w bidonie i do tego OSHEE na kierownicy. W końcu docieram do skrętu w prawo. Skręcam lecz nie do końca jestem pewien swojej decyzji. Czeka mnie fajny podjazd więc wolę sprawdzić na stravie czy dobrze skręciłem. Tak, dobrze. Mogę ruszać. W międzyczasie mija mnie kolejny zawodnik – kosola. Cały czas jadę kilkaset metrów za nim. Mam go w zasięgu wzroku. To po raz kolejny uratowało mi życie. W wiosce Przeczyca chciałem jechać prosto, tak jak prowadził fajny zjazd, lecz w ostatnich chwili zobaczyłem, że kolosa pojechał w prawo. Szybko zahamowałem i udało się mi skręcić w odpowiednią uliczkę. Później przejeżdżam obok zatłoczonego kościoła, gdyż akurat skończyła się msza i kieruję się na Brzostek. Zaczynam tracić do kosoli coraz więcej. Tracę go z widoku. Przez Brzostek przejeżdżam bez problemów nawigacyjnych. Wlokę się i wlokę, kiedy to dojeżdżają do mnie Hipcia i gavek. Od razu odzyskałem trochę sił. Tempo wzrosło. Głównie wiozę się na kole, gdyż trochę za mało jadłem na wcześniejszych kilometrach i teraz dopadł mnie mały kryzys. Dzięki równemu tempu dochodzimy do kosoli. I taką oto czwórką jedziemy w kierunku PK3. W między czasie coś mi się pomyliło i chciałem skręcić w prawo, nie wiem po co ani dlaczego. Na szczęście towarzysze wyprowadzili mnie z błędu. Za miejscowością Odrzykoń czeka na nas najlepszy podjazd tegorocznego maratonu. Bardzo stroma ścianka. Chyba ok. 23%. Widzie ona prosto na PK3. Taka wisienka na torcie. Nasza grupka się rozpada. Do przodu rusza kosola i gavek a Hipcia zostaje z tyłu. Ja walczę z samym sobą. Kilkukrotnie myślałem o tym, aby zjeść z roweru. Jednak nie poddałem się i jakoś wgramoliłem się na szczyt. Przed zjazdem na punkt, staję na poboczu aby zrobić siku. W tym czasie wyprzedza mnie Hipcia. Ruszam tuż za nią i jadę w kierunku bufetu. Skręt w prawo, 600m i melduję się na uroczo położonym Punkcie Kontrolnym nr 3.

Miejsce na punkt wybrane wyśmienicie. Wspaniały widok. Zazdroszczę temu kto tam mieszka. Spotykam tam między innymi Symfonian’a, Waxmund’a czy kuriera. Ten ostatni rusza pierwszy. Później ruszają Waxmund, Symfonian oraz Hipcia. Jak ona to robi, tego nie wie, ale na punkcie zatrzymała się dosłownie na 3 minuty i ruszyła razem z chłopkami J A co do samego punktu to był on świetnie zorganizowany. Świetną robotę odwala Przemielony, którego miałem okazję poznać na maratonie Góry MRDP 2015. Obsługa punktu napełnia bidony. Wsypuję do każdego po jednym izotoniku i proszę o wodę. Sam serwuję sobie Coca – Colę. Dodatkowo zjadam kawałek świetnego ciasta z truskawkami. Potem duża porcja makaronu z sosem. Jeszcze jedno ciasto i znów Coca - Cola. Siedzę chwilę i podziwiam świetny widok. W końcu udaje mi się zebrać. Ładuję do kieszonek sezamki i inne świetne ciasteczka. Tak dużo jak tylko możliwe. Bidony zatankowane. Ruszam chwilkę przed gavkiem i kosolą.

Mam nadzieję pokonać kilka podjazdów i potem trzymać się razem z nimi. Niestety, na pierwszej ściance mnie dochodzą i wyprzedzają. Staram się za nimi utrzymać lecz nie ma takiej opcji. Jadę dalej sam. Wspinam się na najwyższy punkt tegorocznego maratonu. Nie jest łatwo. Cierpienie wynagradzają przecudne widoki. Bajkowa okolica. Muszę tu jeszcze kiedyś wrócić i na spokojnie zwiedzić te tereny. Rozpoczynam bardzo fajny zjazd. Potem znowu kilka mniejszych podjazdów. Na jednym ze skrzyżowań znów się zatrzymuję, aby sprawdzić czy jadę w dobrym kierunku. Wszystko się zgadza. Pokonuję kolejne podjazdy i zjazdy. Przejeżdżam przez Brzozów i Rudawiec, za którym czekają na mnie świetne serpentyny. Dzięki nim podjazd nie jest aż tak stromy, co ułatwia mi jazdę. Na szczycie znajduje się PK4. Wysyłam SMS’a. Drugi SMS idzie do gustav’a. Pytam się go, gdzie obecnie się znajduje. Otrzymuję odpowiedź, iż właśnie siedzi na PK3. Dalej czeka mnie zjazd serpentynami do miejscowości Izdebki. Tam jak gdybym odżył. Wracają mi siły. Opłaciła się solidna przerwa na PK3 i świetny makaron. Mimo, iż jadę solo dyktuję dość mocne tempo. Po drodze rozmawiam jeszcze z kolegą przez telefon. W taki oto sposób dojeżdżam do wioski Niebylec. Tam pod sklepem stoją gavek i kolosa. Podjeżdżam do nich. Nie miałem w planach robić tu postoju. Lecz jakoś się skusiłem. Proszę gavka aby pożyczył mi 10zł. Mówi, ze nie ma problemu i wręcza mi odpowiedni banknot. Wchodzę do sklepu, trochę błądzę między regałami, kupuję wodę i Coca – Colę. Gdy wychodzę ze sklepu, chłopaków już nie ma. Tankuję bidony i ruszam za nimi. Nie wiem czy ten postój był konieczny. Może mogłem pojechać razem z chłopakami. Ale co się stało, już się nie odstanie. We wsi Gwoździanka rozpoczynam kolejny podjazd. Prowadzi w lesie, zaczyna robić się coraz ciemniej a ja zapomniałem włączyć światełka pod sklepem. No cóż, błąd taktyczny, muszę jechać bez. Rozpoczynam zjazd do Żarnowej. Tam przejeżdżam nad Wisłokiem i ostro skręcam w prawo. Spokojnie jadę wzdłuż rzeki. Nagle widzę rozwidlenie dróg. Jakaś mała dróżka biegnie prosto, a główna w prawo. Skręcam, znowu jadę nad Wisłokiem. Dojeżdżam do drogi głównej. Jadę w prawo. Cos mi tu nie gra. Ale jakoś wmawiam sobie, że wszystko jest ok. Robię koleje kilometry, szkoda mi czasu aby sprawdzić czy jadę w dobrym kierunku. Nagle, mówi sobie, to nie może być dobra trasa. Jest za płasko!! Staje na poboczu, zapalam lampi i sprawdzam mapę na strawie. KURDE. Pomyliłem drogę!!! Jestem w wiosce Glinik Charzewski. Zacząłem się wracać do miejsca z którego przyjechałem! Trochę się zdenerwowałem, no ale co zrobić. Szybki w tył zwrot i jazda z powrotem na drugą stronę Wisłoka. Skręcam w małą drużkę. Ufff. Jak to dobrze być na odpowiedniej trasie. Ten błąd kosztował mnie jakieś dodatkowe 10 km oraz 30min (przejazd + rozkminianie mapy). W tym miejscu wrzucam na luz. Nie staram się gonić czołówki za wszelką cenę. Spokojnie jadę swoje. Powoli zaczyna zapadać zmrok. Rozpoczynam ostatni solidny podjazd na wysokość ponad 400 m n.p.m. Na szczycie znowu lekkie zawahanie nawigacyjne. Tym razem od razu sprawdzam na telefonie czy dobrze jadę. Do tego siku i ruszam. Do Sędziszowa Małopolskiego cały czas lekko z górki. Przed Sędziszowem mijam jednego uczestnika jak siedzi na przystanku. W Sędziszowie znajduje się PK5. Wysyłam SMS’a i skręcam na DK94.

Tam zauważam za sobą światełko. Trochę zwalniam i czekam na kolegę. Po skręcie w lewo z DK94 jedziemy już razem. Zawodnikiem, który mnie dogonił okazuje się być Krzysztof. Nagle, na skrzyżowaniu chcę jechać prosto. Na szczęście głośny okrzyk Krzyśka wyprowadza mnie z błędu i karze skręcić w prawo. Dzięki za podpowiedź :) Następne kilometry pokonujemy wspólnie. Zmieniamy się co kilka kilometrów. Jakoś odżyłem i coraz mocniej cisnę na swoich zmianach. Na szczęście kolega ostudza moje zapały. Mówi, iż on tak szybko nie będzie jechał. A ja, że nie chcę jechać samemu to muszę się do niego dostosować. Potem już rozważniej prowadzę na swoich zmianach i oszczędzam siły na ostatnie kilometry. Krzysiek ma ze sobą nawigację, która okazuje się bardzo przydatna. Dzięki niej możemy sprawie pokonywać kolejne wsie. Mijamy Kolbuszową i przed miejscowością Nowa Dęba robimy postój na stacji. Kupuję wodę i po raz kolejny napełniam bidony. Po 10min postoju ruszamy dalej. Od czasu PK3 regularnie jem sezamki i ciasteczka. Daje to pożądany efekt. Jedzie mi się bardzo fajnie. Nie mam kryzysów. Spanie też specjalnie mnie nie męczy. Po kilku kilometrach znowu skręcamy w jakąś boczną drogę. Przydaje się dobre oświetlenie. Powoli wleczemy się w stronę upragnionego Sandomierza. W końcu przejeżdżamy mostem nad Wisłą. Jesteśmy w Sandomierzu. Skręcamy w prawo na wredny, brukowany odcinek. Lekki podjazd i meldujemy się na PK6. Robimy krótką pauzę na wysłanie SMS’a po czym ruszamy dalej.

W centrum Sandomierza lekka pomyłka nawigacyjna. Na szczęście dzięki pomocy GPS’a szybko wychwytujemy błąd i skręcamy w dobrą ulicę. Jedziemy DK79 , po czym znów skręcamy w lewo w jakąś boczną drogę. Dojeżdżamy wspólnie do Opartowa. Ja czuję się nadzwyczaj dobrze. Kolega jest trochę słabszy. Na jednym z lekkich podjazdów odjeżdżam. Widzę w oddali powoli znikające światełko. Cisinę teraz tak mocno, jak tylko umiem. Droga jest stosunkowo prosta w nawigacji. Dojeżdżam do Nowej Słupi. Tam lekkie zawahanie, w którym kierunku mam jechać. Zatrzymuję się, sprawdzam na mapce w telefonie. Odnajduję właściwą drogę. Powoli zaczyna się rozjaśniać. Poranki to stosunkowo najzimniejsza pora. Trochę marznę. Na szczęście jestem już w miejscowości Bodzentyn. Czeka mnie ostatni podjazd. Nie jest on jakiś specjalny, ale po przejechaniu ponad 500km daje się we znaki. W końcu widzę znak Święta Katarzyna. Skręt w prawo, długi zjazd na którym pedałuję resztkami sił i jestem w Mąchocicach. Skręt w prawo i ściana płaczu. Ostatni, najgorszy podjazd. Momentami podjeżdżam zygzakiem ale w końcu melduję się na ostatnim punkcie kontrolnym maratonu. META!!! Jest godzina 4.31.

Wchodzę do budynku, w którym znajduje się jadalnia. Siedzą tam dwie osoby odpowiedzialne za wręczanie medali oraz Waxmund i kurier, który niedawno ukończyli maraton. Osoby za to odpowiedzialne zapisują mój czas i wręczają mi pamiątkowy medal. Kieruję się do swojego domku. Spotykam tam Tomka. Odbieram gratulacje i biorę kąpiel. Wysyłam kilka SMS’ów do rodziny i kładę się spać.

A teraz czas na statystyki:
- Czas jazdy:         19h 36min / 27,8 km/h
- Czas przerw:       00h 55min
- Łącznie:               20h 31min

Podsumowując, maraton mogę zaliczyć do udanych. Podjazdy dały mi trochę popalić. Zbyt mało piłem i jadłem na pierwszych 150km, co spowodowało kryzys po przejechaniu 200km. Organizacja maratonu z roku na rok jest coraz lepsza. Ogólnie to same pozytywy (super trasa, fajny punkt z bufetem, super baza, wyśmienici ludzie, niskie wpisowe, porządne medale). Trudno się do czegokolwiek doczepić :) Dziękuję wszystkim za wspólną jazdę :) A szczególnie gustav'owi, iż dał się namówić i wystartował w tej świetnej imprezie :) 


WPIS I VIDEO RELACJA - Made by GUSTAV

Ślad GPS:











komentarze
Aha. Bardzo możliwe :) Nie wiedziałem z kim jadę, kierowałem się tylko klasyfikacją końcową, stąd zapewne mój błąd :) Dzięki za informacje i wspólną jazdę :)
CFCFan
- 12:22 środa, 31 sierpnia 2016 | linkuj
To raczej ze mną jechałeś od tego zawołania na krzyżówce do zerwania na podjeździe. Ricardo wyprzedził mnie po krótkiej drzemce i dlatego znalazł się między nami.
Krzysztof
Gość - 11:58 środa, 31 sierpnia 2016 | linkuj
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa accza
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

MY LADIES

The Special One 23691 km
MTB 282 km
Złomek (Mater)
Accent 2455 km
Kellys 3805 km


Z ARCHIWUM X

Flag Counter