La VUELTA ROMANIA - Part I
Sobota, 9 lipca 2016
Km: | 278.90 | Czas: | 11:22 | km/h: | 24.54 |
Pr. maks.: | 69.30 | Temperatura: | 40.0°C | ||
Podjazdy: | 968m | Sprzęt: Kellys | Aktywność: Jazda na rowerze |
La VUELTA ROMANIA - Part I
Przygotowania do wyjazdu rozpoczynam w piątek od wizyty w supermarkecie. Kupuję niezbędny prowiant. Następnie udaję się do akademika, w celu przygotowania makaronu, gdyż nie chce mi się go gotować nad ranem. Dodatkowo dopracowuję szczegóły trasy.
Przygotowania do wyjazdu
Idę spać o 23.00. Budzik nastawiam na 3.30. Budzę się punktualnie, lecz postanawiam zrobić sobie jeszcze krótką drzemkę. Ostatecznie zbieram się z łóżka o 4.30. Zjadam wcześniej przygotowany makaron. Pakuję jedzenie i picie do sakw (1,5 chleba z serkiem, puszka konserwy, pudełko makaronu z jogurtem i kakao, 6 batoników, 2l wody, 1,5l coca - coli). ubieram krótkie spodenki oraz koszulkę. Od rana jest bardzo ciepło. Dodatkowo zabieram w trasę śpiwór i karimatę.
Standardowe śniadanie
O godzinie 6.00 jestem gotowy do wjazdu. Jeszcze tylko złapać sygnał GPS aby STRAVA zaczęła działać i w drogę :)
Karimata + 2 małe sakwy CROSSO
Plac przed akademikiem
O 6.15 ruszam. Początkowo przebijam się przez Belgrad. Ruch nie jest jeszcze zbyt duży. Kieruję się w stronę miasta Pancevo. Najpierw muszę przekroczyć Dunaj.
Most nad Dunajem
Dunaj o poranku
Belgrad
Początkowe kilometry lecą szybko. Nie czuć jeszcze upału. Trasa płaska jak stół. Do tego lekki wiatr w plecy. Czego chcieć więcej? Sprawnie docieram do Panceva. Robię kilka fotek i ruszam dalej.
Opuszczony hotel
Z Panceva kieruję się na północ. Staram się jechać mniej ruchliwymi drogami. Mijam kolejne wioski. Wszystkie wyglądają bardzo podobnie. Dużo nie ukończonych budynków, liczne śmieci, ogólnie bałagan. W jednej z wiosek krótka pauza na przystanku. Jazdę rozpocząłem z zabandażowanym Achillesem. Postanowiłem jednak zdjąć bandaż, gdyż bardziej przeszkadzał niż pomagał. Co do widoków to nic specjalnego. Na północ od Belgradu Serbia jest całkowicie płaska. Wokół widać tyko pola uprawne. Typowy rolniczy krajobraz. Z każdą godziną robi się coraz cieplej...
Typowe widoki
Jakaś wioska na południu Serbii
Pola uprawne
Monotonny widok serbskich pól © CFCFan
Polska flaga robi dobrą robotę © CFCFan
Po pokonaniu ciągnących się w nieskończoność równin, dojeżdżam wreszcie do miasta Jasa Tomic.
Liczne, opuszczone budynki © CFCFan
Kolejny opuszczony budynek © CFCFan
Serbska wieś © CFCFan
Kilometr za miastem znajduje się granica pomiędzy Serbią i Rumunią. Robię kilka zdjęć.
Granica pomiędzy Serbią a Rumunią © CFCFan
Rumunia © CFCFan
Spotykam przyjaznego dziadka z Rumunii. Próbujemy coś tam pogadać.Nie jest łatwo ale kilka słów udało nam się wymienić. Kontrola na granicy przebiega bez problemów. Jedynie Rumun zganił mnie za robienie zdjęć na granicy. Mówił, iż nie jest to dozwolone. Tak zaczyna się moja przygoda z nowym krajem. Kilka kilometrów za granicą, spotykam spore stado owiec, które środkiem drogi prowadzi pasterz. Bardzo ciekawy widok :)
Pierwszy widok po przekroczeniu granicy © CFCFan
Za wioską Foeni robię sobie pauzę na jedzenie. Zjadam kilka kanapek i do tego coca-cola. Na niebie ani jednej chmurki.
Pierwsza wioska rumuńska - Foeni © CFCFan
Czas na obiad © CFCFan
W upale ruszam dalej. Krajobraz identyczny jak na północy Serbii. Co mnie zdziwiło, drogi nie są złej jakości. Zdarzają się dziury, ale nie jest źle. Jedynym problemem w Rumunii są kierowcy. Jeżdżą bardzo ryzykownie, nie zwracają uwagi na rowerzystów. Sytuacja całkowicie inna, od tej, jaką można spotkać w Skandynawii. Na szczęście podczas całego wyjazdu, nie miałem ani jednego przykrego zdarzenia, które spowodowałby jakiś kierowca.
Rumuńskie pola © CFCFan
Napotkana pośród pól brama © CFCFan
W końcu docieram do pierwszego punktu wyjazdu. Jest nim miasto Timisoara.
Brama wjazdowa do miasta Timisoara © CFCFan
Najpierw przebijam się przez przedmieścia, gdzie znajduje się dużo sklepów i różnorakich firm.
Pomnik w Timisoarze © CFCFan
Ulice Timisoary © CFCFan
Rzeka Begej © CFCFan
Rzeka Begej © CFCFan
Zabytkowa lokomotywa na dworcu kolejowym © CFCFan
Następnie wjeżdżam do centrum. Kieruję się na Plac Zwycięstwa. Po drodze zatrzymuję się jeszcze w kantorze i za 10 Euro, kupuję 40,40 Lei Rumuńskich. W końcu dojeżdżam do samego centrum. Robię zdjęcia takich obiektów jak: Teatr Narodowy i Opera, Pałac Lloyd, Katedra prawosławna czy samego Placu Zwycięstwa.
Plac Zwycięstwa © CFCFan
Teatr Narodowy i Opera © CFCFan
Pałac Lloyd © CFCFan
Fontanna na Placu Zwycięstwa © CFCFan
Katedra prawosławna w mieście Timisoara © CFCFan
Fotka z ręki też musi być © CFCFan
Wnętrze katedry prawosławnej © CFCFan
Widok na Plac Zwycięstwa © CFCFan
Dodatkowo wchodzę do katedry i robię zdjęcia wnętrza, które jest bardzo fajne. Później kupuję jeszcze pamiątkowy breloczek (10 Lei) i szukam miejsca na obiad. Po drodze spotykam dwie bardzo miłe dziewczyny z Polski. Przyjechały na dwa tygodnie do Timisoary na misje. Są ze zgromadzenia sióstr salwatorianek. Chwilka rozmowy i ruszam dalej.
Kolejny plac w Timisoarze © CFCFan
Przerwa obiadowa © CFCFan
Lej rumuński © CFCFan
Lej rumuński © CFCFan
W końcu znajduję fajną knajpę. Kupuję jakiś kebab za 10 Lei. Musze przyznać, iż nie był zły i nawet się najadłem. O 14.00 kończę przerwę obiadową i ruszam w dalszą drogę. Kieruję się na miejscowość Lugoj. Zdecydowałem się jechać boczną drogą. Ruch zdecydowani mniejszy a i widoki całkiem fajne.
Góry są coraz bliżej © CFCFan
Mozolnie pokonuję kilometry. Kilka kilometrów przed miastem zaczynają się lekkie podjazdy. Nareszcie jakaś odmiana!!! W oddali widać już góry.
Jazda w tunelu aerodynamicznym © CFCFan
Coraz lepsze widoki © CFCFan
Widoki © CFCFan
Rumuński iPod © CFCFan
Po godzinie 17.00 melduję się w mieście.
Kolejna miejscowość - Lugoj © CFCFan
Robię zdjęcia i udaję się do sklepu. Zatrzymuję się w sklepie Penny Market. Kupuję wodę 2x2l, jakiś sok, 2 kołaczyki. Za wszystko płacę 10,30 Lei. Powoli zbieram się z pod sklepu. Jest decydowanie za ciepło na jazdę rowerem :) Nie chce mi się, ale powoli ruszam przed siebie. Za miastem Lugoj czekają na mnie podjazdy. Nie mają może jakiegoś specjalnego nachylenia, ale są bardzo długie. W połączeniu z upałem potrafią dać popalić.
Kilka kilometrów za Lugojem spotykam sakwiarzy z Polski. Pan i Pani. Pochodzą z Żyrardowa pod Warszawą. Jadą z Belgradu przed siebie. Mają kilka dni wolnego w pracy i postanowili je przeznaczyć na wyprawę rowerową. Opowiadają o swoich przygodach oraz szalonych rumuńskich kierowcach. Niestety, musimy kończyć rozmowę i ruszać każdy w swoją stronę. W dalszej części trasy skupiam się na podziwianiu pięknych widoków, walce z podjazdami i czerpaniu przyjemności ze zjazdów. Kilka zdjęć z tego co miałem okazję podziwiać, znajduje się w galerii. Dodatkową atrakcja są liczne bezdomne psy. Czasem wyskakują na drogę i zaczynają mnie gonić. Dodaje mi to adrenaliny i urozmaica podróż. Choć czasem jest niebezpieczne. Miałem chyba ze trzy sytuacje, gdy pies wskoczył na drogę i zaczął mnie gonić. Zmęczony docieram do miasta Resita. Myślałem, iż będzie to zwykłe, małe miasteczko. A jednak nie. Okazało się, iż jest to jeden z najstarszych ośrodków hutnictwa żelaza w Rumunii. Znajdują się tu liczne fabryki, w których produkuje się lub produkowało turbiny, silniki i lokomotywy.
Przypadkiem natrafiam na muzeum lokomotyw. Robię kilka zdjęć. Jestem zaskoczony rozmiarem tych maszyn. Największe z nich robią niesamowite wrażenie. Gdy kończę zwiedzać muzeum, zaczyna się ściemniać. Jadę na stację benzynową. Szybka kąpiel w umywalce, ubieram koszulkę z długim rękawem, zapalam światełka i w drogę. Resita to naprawdę duże miasto. Przejazd przez nie zajmuje mi kilkadziesiąt minut. Za miastem mam do pokonania solidny podjazd. Wokół mnie pojawia się cała masa bardzo fajnych światełek. Chyba były to świetliki. Co jakiś czas mija mnie samochód. Na szczęście daję radę i wjeżdżam na szczyt. Tam zaczynam szukać miejsca na nocleg. Dlaczego decyduję się na nocleg? Po pierwsze jestem już lekko śpiący. A po drugie, co ważniejsze, właśnie wjechałem w najbardziej interesujący region mojego wyjazdu i szkoda mi tracić przepiękne widoki. Nagle po lewej stronie widzę mały sad. Kilkadziesiąt metrów od niego znajduje się gospodarstwo. Postanawiam właśnie tam założyć swój obóz. Stawiam rower pod drzewem i zaczynam budować mur z siana. Miał mnie ochronić przed ciekawskimi zwierzętami, takimi jak psy czy lisy. Budowę przerywa mi blask światła. Zauważył mnie gospodarz, który postanowił sprawdzić co się dzieje na jego działce. Krótka rozmowa w języku migowym, polski i rumuńskim. Mogę spać spokojnie. Kończę budowę obwarowań. Wchodzę do środka, rozkładam karimatę i zawijam się w śpiwór. Trochę denerwują mnie komary, ale poza tym wszystko w najlepszym porządku. Noc przebiega prawie bez problemów. Raz budzi mnie szczekanie psa, który mnie zauważył i chciał o tym poinformować gospodarza. Na szczęście po kilkunastu minutach szczekania, uciszył się. Zmęczony, zasypiam nie wiedząc nawet kiedy.
Dalsza część relacji w poście La VUELTA ROMANIA - Part II
A tutaj można znaleść więcej zdjęć: La VUELTA ROMANIA - Zdjęcia
Ślad GPS: