Wpisy archiwalne w miesiącu
Luty, 2016
Dystans całkowity: | 653.50 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 25:05 |
Średnia prędkość: | 26.05 km/h |
Maksymalna prędkość: | 68.40 km/h |
Liczba aktywności: | 3 |
Średnio na aktywność: | 217.83 km i 8h 21m |
Więcej statystyk |
W poszukiwaniu białego puchu
Sobota, 27 lutego 2016
Km: | 267.00 | Czas: | 10:43 | km/h: | 24.91 |
Pr. maks.: | 68.40 | Temperatura: | 2.0°C | ||
Podjazdy: | m | Sprzęt: Accent | Aktywność: Jazda na rowerze |
Kolejna tegoroczna jazda z gustav'em. Jego relacja dostępna tutaj:
http://gustav.bikestats.pl/1431366,Ekspansja-Czech...
Na pomysł dotyczący tego wyjazdu wpadłem w czwartek. Szybkie info do gustaw'a. Powiedział że w piątek da mi dokładnie znać czy da radę jechać. W piątek po południu wchodzę na fb a tam wiadomość do Sebastiana. Jak się można było tego spodziewać odpowiedź była pozytywna. Szybko dopracowaliśmy szczegóły trasy oraz ustalili miejsce spotkania. Ok. 23:00 idę spać. Wstaję o 5:30. Nie jest to zbyt łatwe, z powodu opuszczenia swojej strefy komfortu, jaką bez wątpienia można nazwać łóżko. Na śniadanie jem talerz makaronu. Szybkie pakowanie, przygotowanie roweru i o 6.45 ruszam w trasę. Na miejscu zbiórki jestem o 7.10.
Na gustav'a czekam jakieś 2 min. Kilka fotek i ruszamy w trasę. Najpierw trzeba zrobić zapasy na Czechy w związku z czym robimy pauzę w Biedronce w Gorzycach.
Kupuję paczkę wafli ryżowych oraz 2 pączki, które zjadam na miejscu. Wsiadamy na rumaki i przez Rudyszwałd wjeżdżamy do Czech. Kolejna pauza ma miejsce przy czołgu.
Pogoda jest fajna, choć mogło by być trochę cieplej. Robimy zdjęcia, kiedy to zauważam sopla na lince hamulcowej od gustav'a.
Okazało się, iż w jego torbie pod siodłowej doszło do wycieku koksów, co w połączeniu z niską temperaturą spowodowało powstanie sopla. Na szczęście wszelaka elektronika ocalała. Szybkie suszenie torby i jazda w dalszą drogę.
Jedziemy w kierunku Opawy. Drogi bardzo fajne, jedzie się rewelacyjnie. Za Opawą na 73 km robimy krótki postój na uzupełnienie płynów oraz na coś do jedzenia. Z powodu niskiej temperatury postanowiłem trzymać moje bidony w plecaku, co okazało się dobrym rozwiązaniem, gdyż picie nie było lodowate.
Kierujemy się na Bruntal. Po drodze nareszcie natrafiamy na śnieg.
Po drodze towarzyszą nam bardzo fajne widoki oraz zaliczamy pierwsze skromne serpentyny.
Dworzec PKP Bruntal
Po przejechaniu miasta jedzmy w kierunku miejscowości Andelska Hora. Są to okolice szczytu Pradziad. Jednak w związku z panującą aurą postanowiliśmy nie atakować owej góry. Było by tam zapewne solidnie poniżej zera oraz dużo więcej śniegu, niż w okolicach przez które jechaliśmy. Pozostało mam podziwianie pięknych widoków.
Po pokonaniu podjazdu i bardzo fajnego zjazdu jesteśmy w miejscowości Vrbno pod Pradedem. Postanawiamy zrobić zakupy w sklepie. Wybór padł na Penny Market. Za 4 batony, 1l Coca-Coli, 2 kołaczyki, Ice Tea płacę równo 100 CZK. Chwila debaty nad niektórymi, naprawdę bardzo śmiesznymi czeskimi słówkami i ruszamy w dalszą drogę.
Dziecko ze smoczkiem
Następnie pokonujemy kolejny podjazd. Asfalt cały czas jest suchy pomimo znacznej ilości śniegu w okolicy.
Na mecie podjazdu spotykamy kolarza, który podjeżdżał z drugiej strony.
A tu krótkie nawiązanie do tego, co pisał gustav o przystankach w Czechach.
Teraz czeka nas elegancki zjazd aż do samej granicy. Szeroka droga, 12%, jedynie co to asfalt mógłby być minimalnie lepszy. Po pokonaniu granicy lądujemy w Głuchołazach. Teraz kierujemy się na Prudnik. Przed wjazdem do miasta robimy krótki postój.
Buszujący w krzakach.
W Prudniku chwilkę błądzimy w celu poszukiwań lokalu, w którym moglibyśmy zjeść coś ciepłego. Niestety, widza miejscowych na temat tego typu lokali praktycznie nie istnieje. W końcu decydujemy się jechać do Kauflandu. Po drodze zauważam jednak restaurację do której warto wpaść. Wysyłam gustav'a na zwiad. Jego zadaniem jest wywalczenie zgody na wprowadzenie rowerów do środka, aby też mogły się ogrzać. Na jego szczęście, nie rezygnuje z zarobku i pozwala wprowadzić rumaki do środka. Zamawiamy po kotlecie z ziemniakami i surówką. Ja dodatkowo biorę zupę kalafiorową na rozgrzanie. Koszt zestawu zupa+II danie to 17zł.
Rozgrzewające się maszyny.
Po spożyciu posiłku ruszamy w stronę Kędzierzyna Koźle. Z racji niekorzystnego kierunku wiatru jedziemy po zimnach. Droga mija sprawnie i szybko. Ok. 17.30 jesteśmy w Kędzierzynie. Wtedy też gustav rozpoczyna test swojej nowej lampki. Z Kędzierzyna jedziemy na Kuźnię Raciborską. Tam też robimy ostatnie zakupy w sklepie. Kupuję 0,5l coli oraz 1l tymbarku. Następnie lecimy na Rudy. Podczas przejazdu przez mroczne lasy gustav opowiada o grach ze Slenderman'em. Z Rud kierujemy się na Rybnik. W Zwonowicach skręcamy w skrót. W taki sposób omijamy najbardziej zanieczyszczone smogiem centralne rejony Rybnika. o 20.10 jesteśmy na dzielni u Rybnickiego Terminatora. Kilka słów pożegnania i ruszamy każdy w swoją stronę. W domu jestem o 21.05.
Specjalne podsumowanie tego co zjadłem podczas całego wyjazdu na życzenie gustav'a ;)
W domu: miska makaronu.
W trasie: 1,5L Coca-Coli, 1L Tybmarku, 1,2L herbaty, 2 batony, 2 kromki chleba z nutellą, 2 pączki, 2 kołaczyki, 1 paczka wafli ryżowych, obiad (zupa, kotlet+ziemniaki+surówki).
Temperatura oscylowała w okolicy -2 do 5 stopni.
Wyjazd bardzo udany. Dzięki gustav i do następnego ;)
http://gustav.bikestats.pl/1431366,Ekspansja-Czech...
Na pomysł dotyczący tego wyjazdu wpadłem w czwartek. Szybkie info do gustaw'a. Powiedział że w piątek da mi dokładnie znać czy da radę jechać. W piątek po południu wchodzę na fb a tam wiadomość do Sebastiana. Jak się można było tego spodziewać odpowiedź była pozytywna. Szybko dopracowaliśmy szczegóły trasy oraz ustalili miejsce spotkania. Ok. 23:00 idę spać. Wstaję o 5:30. Nie jest to zbyt łatwe, z powodu opuszczenia swojej strefy komfortu, jaką bez wątpienia można nazwać łóżko. Na śniadanie jem talerz makaronu. Szybkie pakowanie, przygotowanie roweru i o 6.45 ruszam w trasę. Na miejscu zbiórki jestem o 7.10.
Na gustav'a czekam jakieś 2 min. Kilka fotek i ruszamy w trasę. Najpierw trzeba zrobić zapasy na Czechy w związku z czym robimy pauzę w Biedronce w Gorzycach.
Kupuję paczkę wafli ryżowych oraz 2 pączki, które zjadam na miejscu. Wsiadamy na rumaki i przez Rudyszwałd wjeżdżamy do Czech. Kolejna pauza ma miejsce przy czołgu.
Pogoda jest fajna, choć mogło by być trochę cieplej. Robimy zdjęcia, kiedy to zauważam sopla na lince hamulcowej od gustav'a.
Okazało się, iż w jego torbie pod siodłowej doszło do wycieku koksów, co w połączeniu z niską temperaturą spowodowało powstanie sopla. Na szczęście wszelaka elektronika ocalała. Szybkie suszenie torby i jazda w dalszą drogę.
Jedziemy w kierunku Opawy. Drogi bardzo fajne, jedzie się rewelacyjnie. Za Opawą na 73 km robimy krótki postój na uzupełnienie płynów oraz na coś do jedzenia. Z powodu niskiej temperatury postanowiłem trzymać moje bidony w plecaku, co okazało się dobrym rozwiązaniem, gdyż picie nie było lodowate.
Kierujemy się na Bruntal. Po drodze nareszcie natrafiamy na śnieg.
Po drodze towarzyszą nam bardzo fajne widoki oraz zaliczamy pierwsze skromne serpentyny.
Dworzec PKP Bruntal
Po przejechaniu miasta jedzmy w kierunku miejscowości Andelska Hora. Są to okolice szczytu Pradziad. Jednak w związku z panującą aurą postanowiliśmy nie atakować owej góry. Było by tam zapewne solidnie poniżej zera oraz dużo więcej śniegu, niż w okolicach przez które jechaliśmy. Pozostało mam podziwianie pięknych widoków.
Po pokonaniu podjazdu i bardzo fajnego zjazdu jesteśmy w miejscowości Vrbno pod Pradedem. Postanawiamy zrobić zakupy w sklepie. Wybór padł na Penny Market. Za 4 batony, 1l Coca-Coli, 2 kołaczyki, Ice Tea płacę równo 100 CZK. Chwila debaty nad niektórymi, naprawdę bardzo śmiesznymi czeskimi słówkami i ruszamy w dalszą drogę.
Dziecko ze smoczkiem
Następnie pokonujemy kolejny podjazd. Asfalt cały czas jest suchy pomimo znacznej ilości śniegu w okolicy.
Na mecie podjazdu spotykamy kolarza, który podjeżdżał z drugiej strony.
A tu krótkie nawiązanie do tego, co pisał gustav o przystankach w Czechach.
Teraz czeka nas elegancki zjazd aż do samej granicy. Szeroka droga, 12%, jedynie co to asfalt mógłby być minimalnie lepszy. Po pokonaniu granicy lądujemy w Głuchołazach. Teraz kierujemy się na Prudnik. Przed wjazdem do miasta robimy krótki postój.
Buszujący w krzakach.
W Prudniku chwilkę błądzimy w celu poszukiwań lokalu, w którym moglibyśmy zjeść coś ciepłego. Niestety, widza miejscowych na temat tego typu lokali praktycznie nie istnieje. W końcu decydujemy się jechać do Kauflandu. Po drodze zauważam jednak restaurację do której warto wpaść. Wysyłam gustav'a na zwiad. Jego zadaniem jest wywalczenie zgody na wprowadzenie rowerów do środka, aby też mogły się ogrzać. Na jego szczęście, nie rezygnuje z zarobku i pozwala wprowadzić rumaki do środka. Zamawiamy po kotlecie z ziemniakami i surówką. Ja dodatkowo biorę zupę kalafiorową na rozgrzanie. Koszt zestawu zupa+II danie to 17zł.
Rozgrzewające się maszyny.
Po spożyciu posiłku ruszamy w stronę Kędzierzyna Koźle. Z racji niekorzystnego kierunku wiatru jedziemy po zimnach. Droga mija sprawnie i szybko. Ok. 17.30 jesteśmy w Kędzierzynie. Wtedy też gustav rozpoczyna test swojej nowej lampki. Z Kędzierzyna jedziemy na Kuźnię Raciborską. Tam też robimy ostatnie zakupy w sklepie. Kupuję 0,5l coli oraz 1l tymbarku. Następnie lecimy na Rudy. Podczas przejazdu przez mroczne lasy gustav opowiada o grach ze Slenderman'em. Z Rud kierujemy się na Rybnik. W Zwonowicach skręcamy w skrót. W taki sposób omijamy najbardziej zanieczyszczone smogiem centralne rejony Rybnika. o 20.10 jesteśmy na dzielni u Rybnickiego Terminatora. Kilka słów pożegnania i ruszamy każdy w swoją stronę. W domu jestem o 21.05.
Specjalne podsumowanie tego co zjadłem podczas całego wyjazdu na życzenie gustav'a ;)
W domu: miska makaronu.
W trasie: 1,5L Coca-Coli, 1L Tybmarku, 1,2L herbaty, 2 batony, 2 kromki chleba z nutellą, 2 pączki, 2 kołaczyki, 1 paczka wafli ryżowych, obiad (zupa, kotlet+ziemniaki+surówki).
Temperatura oscylowała w okolicy -2 do 5 stopni.
Wyjazd bardzo udany. Dzięki gustav i do następnego ;)
Runda po okolicy
Czwartek, 11 lutego 2016
Km: | 100.00 | Czas: | 03:31 | km/h: | 28.44 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | ||
Podjazdy: | m | Sprzęt: Accent | Aktywność: Jazda na rowerze |
Rano po śniadaniu, zacząłem rozmyślać co by tu dziś robić. Z racji tego, iż nic ciekawego nie wymyśliłem postanowiłem wybrać się na małą rundkę po okolicy. Pogoda wyglądała zachęcająco, dlatego długo nie musiałem się zastanawiać. Niebo było zachmurzone, lecz miejscami prześwitywało słońce. Ubrałem zestaw na deszcz, gdyż w każdej chwili mogło zacząć padać. I tak o 11.00 ruszam na trasę. Jednym czynnikiem utrudniającym jazdę był wiatr południowo-zachodni. Początkowo plan miałem taki aby pokonać jedno okrążenie Maratonu Sokoła, w odwrotnym kierunku. Udało mi się ten plan zrealizować aż do granicy Turzy Śl. i Mszany. Tam natrafiłem na traktor, za którym postanowiłem jechać aż do Zabełkowa. Dawał on idealne schronienie przed wiatrem. Z Zabełkowa skierowałem się na Krzyżanowice. Po drodze kilka fotek.
Z Krzyżanowic ruszyłem w kierunku Wodzisławia. Potem przez Pszów, Rydułtowy i Radlin z powrotem wróciłem do Wodzisławia Śl. Najgorsze warunki panowały w Rydułtowach. Lekko padał deszcz. Od Radlina deszcz ustał. Pokręciłem się trochę po Wodzisławiu aby narobić kilometrów. Do domu wróciłem przez Turzę. 100km wybiło idealnie przy wjeździe do bramy.
Z Krzyżanowic ruszyłem w kierunku Wodzisławia. Potem przez Pszów, Rydułtowy i Radlin z powrotem wróciłem do Wodzisławia Śl. Najgorsze warunki panowały w Rydułtowach. Lekko padał deszcz. Od Radlina deszcz ustał. Pokręciłem się trochę po Wodzisławiu aby narobić kilometrów. Do domu wróciłem przez Turzę. 100km wybiło idealnie przy wjeździe do bramy.
Pierwszy wpis na blogu - Kraków i osławione Jaworzno
Sobota, 6 lutego 2016
Uczestnicy
Km: | 286.50 | Czas: | 10:51 | km/h: | 26.41 |
Pr. maks.: | 53.20 | Temperatura: | °C | ||
Podjazdy: | m | Sprzęt: Accent | Aktywność: Jazda na rowerze |
Witam serdecznie wszystkich bikestats'owiczów :)
Czas na pierwszy wpis na blogu. Po obietnicy złożonej gustav'owi i funio'wi nie miałem wyjścia i musiałem dokonać owego wpisu. Za wszelkie błędy i niedociągnięcia z góry przepraszam. Tyle na wstępie, teraz czas wrócić do wyjazdu.
Spać poszedłem o 4.00 nad ranem, gdyż o 3.45 wróciłem z imprezy. O 7.00 pobudka, szybkie śniadanie (makaron), pakowanie, założenie kilku warstw ubrań i można ruszać w drogę. Jest godzina 7.50. Miejsce spotkania z gustav'em to rondo na drodze w kierunku Pszczyny w Żorach. Tempo spokojne ok. 27-28km/h. Jedzie się fajnie, temperatura na plusie. O 7.40 jestem w Żorach. Robię szybkie zakupy w Stonce (2x wafle ryżowe) i ruszam w kierunku ronda. Tam czeka na mnie rybnicki Terminator. Jak się można było spodziewać, jest nas tylko dwóch. O 9.10 ruszamy w kierunku Krakowa. Wiatr lekko w plecy, jedziemy ze zmianami co 3-4km. Po drodze wyprzedzamy dziadka, z którym mam krótką rozmowę. Jest że Szczecina, lecz za sprawą córki przyjechał na Śląsk. Jest po dwóch zawałach :) Dalej trasa przebiega spokojnie, po drodze mamy jeden siku-stop. Wtedy gustav'a mówi, że dołączy do nas funio. Kilka kilometrów później jedziemy już w trzech. Na 100 km pierwsze zakupy w Stonce w Alwerni (kołoczyk, cola). Ruszamy na Kraków. Pogoda robi się coraz lepsza, jest coraz cieplej, jednak słońce dalej skryte za chmurami. W końcu docieramy na rynek w stolicy Małopolski. Jak zwykle tłumy ludzi. Słychać wszystkie języki świata poza polski.
Kościół Mariacki
Po wizycie na rynku jedziemy odwiedzić smoka wawelskiego. Tam też gustav robi świetne zdjęcie, które można znaleźć w jego wpisie.
http://gustav.bikestats.pl/1425467,I-zas-po-okolic...
Następnie odwiedzamy punkt widokowy, z którego świetnie widać cały Wawel.
Podejmujemy decyzję, że jedziemy odprowadzić funia do Jaworzna. Jedziemy trasą zaproponowaną przez niego. Zaliczamy lotnisko w Balicach i 2 bardzo fajne podjazdy. Droga rewelacyjna, bardzo mały ruch, świetne widoki. Kilometry lecą bardzo szybko. W Jaworznie jesteśmy przed 18.00. Funio odprowadza nas do centrum, tam się żegnamy i rozjeżdżamy każdy w swoim kierunku. W tym miejscu można znaleźć wpis obywatela Jaworzna:
http://funio.bikestats.pl/1425405,Krakow.html
Potem kierujemy się na Katowice. Tam szybka wizyta w Lidlu. Następnie lecimy wiślanką w kierunku Mikołowa a następnie do Żor. Tam się rozdzielamy i jedziemy każdy w swoim kierunku. Początkowo miałem plan aby dokręcać do 300 km. Niestety, coraz niższa temperatura zniechęciła mnie do tego, tym bardziej , iż do celu brakowało mi prawie 20 km. W domu jestem przed 22.00. Wyjazd bardzo udany. Super ekipa. Na pewno jeszcze nie raz trzeba to powtórzyć.
Dziękuje za przeczytanie mojego pierwszego wpisu :) Wszelkie uwagi proszę składać w komentarzach. Teraz postaram się już regularnie dodawać wpisy z moich wyjazdów. A w najbliższym czasie, postaram się również dodać relację z mojej zeszłorocznej wakacyjnej wyprawy. Więcej szczegółów wkrótce ;)
Czas na pierwszy wpis na blogu. Po obietnicy złożonej gustav'owi i funio'wi nie miałem wyjścia i musiałem dokonać owego wpisu. Za wszelkie błędy i niedociągnięcia z góry przepraszam. Tyle na wstępie, teraz czas wrócić do wyjazdu.
Spać poszedłem o 4.00 nad ranem, gdyż o 3.45 wróciłem z imprezy. O 7.00 pobudka, szybkie śniadanie (makaron), pakowanie, założenie kilku warstw ubrań i można ruszać w drogę. Jest godzina 7.50. Miejsce spotkania z gustav'em to rondo na drodze w kierunku Pszczyny w Żorach. Tempo spokojne ok. 27-28km/h. Jedzie się fajnie, temperatura na plusie. O 7.40 jestem w Żorach. Robię szybkie zakupy w Stonce (2x wafle ryżowe) i ruszam w kierunku ronda. Tam czeka na mnie rybnicki Terminator. Jak się można było spodziewać, jest nas tylko dwóch. O 9.10 ruszamy w kierunku Krakowa. Wiatr lekko w plecy, jedziemy ze zmianami co 3-4km. Po drodze wyprzedzamy dziadka, z którym mam krótką rozmowę. Jest że Szczecina, lecz za sprawą córki przyjechał na Śląsk. Jest po dwóch zawałach :) Dalej trasa przebiega spokojnie, po drodze mamy jeden siku-stop. Wtedy gustav'a mówi, że dołączy do nas funio. Kilka kilometrów później jedziemy już w trzech. Na 100 km pierwsze zakupy w Stonce w Alwerni (kołoczyk, cola). Ruszamy na Kraków. Pogoda robi się coraz lepsza, jest coraz cieplej, jednak słońce dalej skryte za chmurami. W końcu docieramy na rynek w stolicy Małopolski. Jak zwykle tłumy ludzi. Słychać wszystkie języki świata poza polski.
Kościół Mariacki
Po wizycie na rynku jedziemy odwiedzić smoka wawelskiego. Tam też gustav robi świetne zdjęcie, które można znaleźć w jego wpisie.
http://gustav.bikestats.pl/1425467,I-zas-po-okolic...
Następnie odwiedzamy punkt widokowy, z którego świetnie widać cały Wawel.
Podejmujemy decyzję, że jedziemy odprowadzić funia do Jaworzna. Jedziemy trasą zaproponowaną przez niego. Zaliczamy lotnisko w Balicach i 2 bardzo fajne podjazdy. Droga rewelacyjna, bardzo mały ruch, świetne widoki. Kilometry lecą bardzo szybko. W Jaworznie jesteśmy przed 18.00. Funio odprowadza nas do centrum, tam się żegnamy i rozjeżdżamy każdy w swoim kierunku. W tym miejscu można znaleźć wpis obywatela Jaworzna:
http://funio.bikestats.pl/1425405,Krakow.html
Potem kierujemy się na Katowice. Tam szybka wizyta w Lidlu. Następnie lecimy wiślanką w kierunku Mikołowa a następnie do Żor. Tam się rozdzielamy i jedziemy każdy w swoim kierunku. Początkowo miałem plan aby dokręcać do 300 km. Niestety, coraz niższa temperatura zniechęciła mnie do tego, tym bardziej , iż do celu brakowało mi prawie 20 km. W domu jestem przed 22.00. Wyjazd bardzo udany. Super ekipa. Na pewno jeszcze nie raz trzeba to powtórzyć.
Dziękuje za przeczytanie mojego pierwszego wpisu :) Wszelkie uwagi proszę składać w komentarzach. Teraz postaram się już regularnie dodawać wpisy z moich wyjazdów. A w najbliższym czasie, postaram się również dodać relację z mojej zeszłorocznej wakacyjnej wyprawy. Więcej szczegółów wkrótce ;)