Wpisy archiwalne w miesiącu
Sierpień, 2016
Dystans całkowity: | 1617.80 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 68:09 |
Średnia prędkość: | 23.74 km/h |
Maksymalna prędkość: | 80.10 km/h |
Suma podjazdów: | 17759 m |
Liczba aktywności: | 12 |
Średnio na aktywność: | 134.82 km i 5h 40m |
Więcej statystyk |
Albania, Czarnogóra - Dzień VI
Wtorek, 2 sierpnia 2016
Km: | 5.40 | Czas: | 00:15 | km/h: | 21.60 |
Pr. maks.: | 52.80 | Temperatura: | 28.0°C | ||
Podjazdy: | 63m | Sprzęt: Kellys | Aktywność: Jazda na rowerze |
DZIEŃ VI
Podróż pociągiem przebiegała bez problemów. Udało mi się nawet troszkę pospać. Zgodnie z rozkładem pociąg miał być w Belgradzie o 10.55. Lecz jak zwykle złapał lekkie spóźnienie. W stolicy Serbii melduję się o 12.20.
Dworzec kolejowy w Belgradzie © CFCFan
Sprzęt © CFCFan
Sprawny wyładunek bagażu i ruszam w stronę akademika. Nogi są ciężkie. Bardzo ciężkie. Jednak jakoś docieram najpierw do piekarni, gdzie kupuję kilka kołaczyków a następnie do akademika. Tam kąpiel, krótka drzemka.
Wyprawa zakończona © CFCFan
O 17.30 wychodzę razem z kolegą na mecz III rundy eliminacji Ligi Mistrzów pomiędzy FK Crvena Zvezda a PFT Ludogorets Razgard. Atmosfera i doping najlepsze w Europie. Polecam każdemu takie przeżycie. Tu można spotkać prawdziwych fanów, nie to co na plastikowym zachodzie.
Crvena Zvezda vs Ludogorets © CFCFan
Crvena Zvezda vs Ludogorets © CFCFan
Crvena Zvezda vs Ludogorets © CFCFan
W taki sposób zakończyłem swój ostatni wypad po Bałkanach. Wszystkie kraje, które odwiedziłem bardzo mi się podobały. Każdy miał w sobie coś specyficznego. Jednakże, jeśli miałbym tu wrócić, to zdecydowałbym się na Albanię i Czarnogórę. Jedyna rzecz, która bardzo mi się tu nie podoba to wszechobecny upał. Zdecydowanie za ciepło. Pod tym względem po stokroć wolę północ :)
Albania, Czarnogóra - Dzień V
Poniedziałek, 1 sierpnia 2016
Km: | 213.40 | Czas: | 11:45 | km/h: | 18.16 |
Pr. maks.: | 80.10 | Temperatura: | 35.0°C | ||
Podjazdy: | 5815m | Aktywność: Jazda na rowerze |
DZIEŃ V
W końcu nadszedł ostatni dzień wyjazdu. Celem było zaliczenie pięknego Parku Narodowego Durmitor. Do przejechania miałem trochę ponad 200km a celem było Prijepolje w Serbii, skąd o 3.30 nad ranem miałem pociąg powrotny do Belgradu.
Nocleg w namiocie okazał się rewelacyjnym pomysłem. Wyspałem się jak nigdy. Wstaję o 6.45. Zdecydowanie za późno, no ale cóż poradzić. Na śniadanie druga połowa chleba z serkiem i konserwą. Poranna toaleta, napełniam butelki wodą z kranu, która jest zdatna do picia i pakuję sakwy na rower.
Nocleg na kempingu © CFCFan
Ruszam o 7.30. Spotykam jeszcze pomocnika od szefa kempingu, który życzy mi udanej wspinaczki. Pierwszy cel jaki muszę zrealizować to zakupy w sklepie. Muszę kupić coś słodkiego, chleb i jakiś pasztet. Jak zawsze, mam szczęście i po przejechaniu raptem 300m trafiam na fajny sklepik. Kupuję 2 pasztety, czekoladę, 2 paczki wafelków i małe opakowanie kremu czekoladowego. Niestety, nie ma jeszcze świeżego chleba. Gdy pakuję prowiant do sakw, podjeżdża samochód z piekarni :) Co za fart :) Szybko kupuję 2 duże bochenki. Podczas pakowania prowiantu, zagaduje do mnie Serb, który przywiózł pieczywo. Na migi tłumaczę mu że jestem z Polski itp. Jest pod ogromnym wrażeniem. Przecież do Polski jest tak daleko :) Dostaję od niego dużego pączka i całą siatkę jabłek.
Pączek i jabłka © CFCFan
Robimy sobie pożegnalne foto.
Serb od pączka i jabłek © CFCFan
Wysyłam jeszcze obowiązkowego SMS’a do rodziny i o 8.10 ruszam w kierunku PN Durmitor. Pierwsze kilka kilometrów to jazda spokojną wioską. Później wskakuję na drogę główną. Ruch nie jest specjalnie duży. Można spokojnie i bezpiecznie jechać.
Poranne widoki © CFCFan
Zaczynam długi podjazd. Strasznie mi się on dłuży. Widoki początkowo niczym specjalnym nie zachwycają. Lecz z każdym kilometrem jest coraz lepiej. Robię sobie jedną krótką przerwę na złapanie oddechu. W końcu melduję się na szczycie, choć jakoś specjalnie tego nie zauważam.
Dobre asfalty © CFCFan
Droga © CFCFan
Czeka mnie lekki zjazd a potem wypłaszczenie. Następnie kolejny podjazd. Po kilku następnych kilometrach, dojeżdżam do miejsca, z którego idealnie widać drogę, która przez kilka kilometrów idzie w dół. Nareszcie będzie fajny zjazd.
Piękne krajobrazy © CFCFan
Piękne krajobrazy © CFCFan
Piękne krajobrazy © CFCFan
Rozpędzam rower, lecz nagle podjeżdża do mnie samochód. Słyszę znajomy język. Tak, to Polacy. Pierwszy raz podczas tegorocznych podróży, polski samochód zwolnił i zagadał do mnie :) Krótka wymiana zdań, gratulacje i niestety, musimy się rozstać. Myślałem, że już nigdy nie zobaczę tej zgranej ekipy. Aż tu nagle, dosłownie 4 kilometry później, widzę znajomy samochód na poboczu. Tak!! To znowu Ci bardzo mili Polacy :) Zatrzymuję się obok nich. Zaczynamy rozmowę. Opowiadam trochę o sobie. Co tu robię i gdzie podróżuję. W zamian otrzymuję informacje, iż zorganizowali sobie spontaniczny rodzinny wyjazd na Bałkany i Rumunię. Zwykły samochód, noclegi w namiotach na kempingach. Czego trzeba więcej :)
Spotkani Polacy © CFCFan
Z tego co się dowiaduję, również jadą przez Durmitor, lecz najpierw chcą odwiedzić jeszcze kanion rzeki Piva. Może się jeszcze spotkamy po drodze :) Bardzo miła Pani robi sobie ze mną zdjęcie i niestety, ale musimy się pożegnać. Podaję im adres mojego bloga. Ja kontynuuję krótki podjazd.
Super wiodki © CFCFan
Potem znowu zjazd i przepiękny widok na jeziora, które znajdują się na dnie kanionu.
Błękitne jeziora © CFCFan
Błękitne jeziora © CFCFan
Zjazd © CFCFan
Przed kolejnym podjazdem, postanowiłem zrobić sobie krótką przerwę. Zatrzymuję się obok domku, w którym starsza Pani sprzedaje domowe wyroby (miód, rakija).
Domowe wyroby © CFCFan
Ciekawska koza © CFCFan
Po przywitaniu się z kozami, które kręcą się obok, rozsiadam się na ławce i zaczynam konsumpcję chleba z kremem. Nagle, starsza Pani woła mnie do okienka. Otrzymuję od niej wspaniałe drugie śniadanie :)
II swojskie śniadanie za darmo :) © CFCFan
Kawałek piersi z kurczaka, cievapi, ogórek i chleb. Oczywiście, wszystko to są wyroby domowe. W zamian, częstuję Panią wafelkiem :) Po tak wyśmienitym, drugim śniadaniu mogę dalej walczyć na podjazdach.
Pogoda i widoki dopisują © CFCFan
Krótka wspinaczka i rozpoczynam długi, bajkowy zjazd do miast Pluzine. Widok jest przepiękny. Idealnie widać sztuczne jezioro, jakie zostało utworzone na rzece Piva.
Jezioro za rzece Piva © CFCFan
Jezioro za rzece Piva © CFCFan
Jest bardzo ciepło, więc postanawiam zrobić zakupy w pobliskim sklepie. Kupuję Coca – Colę i wodę. Kieruję się w kierunku głównej atrakcji. Po drodze spotykam jeszcze jedną rodzinę z Polski. Podróżują sobie po Bałkanach małym busem. Zagaduje na chwilkę, lecz nie na długo, bo muszą ruszać dalej. Tymczasem ja zatrzymuję się na moście, który jest nad jeziorem. Roztacza się z niego przepiękny widok. Robię całą masę zdjęć, choć trudno jest to ogarnąć to piękno aparatem fotograficznym.
Jezioro za rzece Piva © CFCFan
Jezioro za rzece Piva © CFCFan
Jezioro za rzece Piva © CFCFan
Podziwiam również groźnie wyglądające serpentyny, którymi za kilka minut będę się wspinał na górę. Ruszam. Skręcam w prawo do tunelu. Nagle, słyszę jakieś krzyki z nadjeżdżającego samochodu. Tak!! To znowu oni :) Znajomi Polacy. Zatrzymują się obok skrzyżowania, które znajduje się w tunelu. Ponoć jedno z nielicznych w Europie czy na Świecie. Znów krótka rozmowa i fajna sesja fotograficzna.
Tunel przed podjazdem pod Durmitor © CFCFan
Tunel przed podjazdem pod Durmitor © CFCFan
Jedziem tam!!! © CFCFan
DZIĘKI!!! Tym razem musimy się już pożegnać definitywnie. Nie mam szans dotrzymać im tempa na podjazdach. Powoli zaczynam wspinaczkę. Nie jest łatwo. Nachylenie jest miejscami dość spore. Z każdym zakrętem jestem coraz wyżej. Oczywiście widoki również coraz lepsze.
Podjazd serpentynami © CFCFan
Świetne widoki © CFCFan
Serpentyny © CFCFan
Widok serpentyn, które już pokonałem, dodaje mi motywacji do dalszej wspinaczki. W końcu wjeżdżam do lasku. Krajobraz trochę się zmienia, lecz podjazd trzyma dalej. Gdzieś w połowie drogi robię sobie dłuższą pauzę. Jest strasznie ciepło.
Chwilowa zmiana krajobrazu © CFCFan
Chwilowa zmiana krajobrazu © CFCFan
Lecz w oddali widzę jakieś ciemne chmury. Czyżby miało padać? A gdzie tam. Nie możliwe. Z każdym kilometrem jest coraz mniej drzew. W końcu melduję się w wiosce Trsa. Jest tam jakiś kemping, hotel, restauracja i kilka domów.
Wioska Trsa © CFCFan
Trsa - kemping © CFCFan
Robię zdjęcia i kontynuuję jazdę w kierunku Żabljaka. Zaczyna mnie nieco niepokoić pogoda. Chmur jest coraz więcej. W oddali widzę błyskawice. Przejeżdżam przez mały lasek i znajduję się na otwartym terenie. Teraz już wiem na pewno. Będzie padać na 100%.
Nadchodzi burza © CFCFan
Nadchodzi burza © CFCFan
Nadchodzi burza © CFCFan
Nadchodzi burza © CFCFan
Pytanie tylko, kiedy złapie mnie ta burza. Cisnę ile fabryka dała. Lekki podjazd i dość długi zjazd. Nagle czuję pierwsze krople deszczu. Trzeba szukać schronienia. Tylko gdzie?!?! W około same łąki. Widzę jakieś gospodarstwo i drzewa ok. 500m przed sobą. Szybko pakuję się pod płot i drzewa. Ubieram kurtkę i spodnie przeciwdeszczowe. Z każdą minutą pada coraz mocniej. Do tego wieje mocny wiatr, więc drzewa praktycznie nic mnie nie chronią. Siadam pod płotem na kawałku drewna i zasłaniam się rowerem. W tym momencie, zauważył mnie gospodarz, który przyszedł przykryć folią motor. Macha mi ręką, iż mam iść za nim. No dobra, idę. Podchodzę do drzwi, opieram rower o ścianę i wskakuję do środka. Krótkie przywitanie i zostaję zaproszony do pokoju. Spotykam tam Panią domu i jakiegoś kolegę. Nikt z nich nie mówi po angielsku. Ale to nie problem. Siadam na krześle i czekam aż przestanie padać.
Ratująca mi cztery litery rodzina © CFCFan
Na początek dostaję kieliszek swojskiej rakii. Bardzo dobra i rozgrzewająca. Później częstują mnie jeszcze domowym serem i chlebem. Proponują też kawę, ale grzecznie podziękowałem. Po ok 1h i 15min burza się uspokaja. Już nie pada, choć dalej jest pochmurnie. Robię sobie wspólne zdjęcie z gospodarzami, dziękuję im za ratunek i jadę dalej.
Powoli się przejaśnia © CFCFan
Znów podjazd. Wywłaszczenie i jeszcze jeden podjazd. Widoki coraz lepsze. Pogoda lekko się poprawia. Momentami wychodzi nawet słońce. Niestety, wciąż wieje silny wiatr, który wszystko szybko miesza i zmienia.
Widoki coraz lepsze © CFCFan
Widoki coraz lepsze © CFCFan
Widoki coraz lepsze © CFCFan
Nawet tu mieszkają ludzie © CFCFan
Durmitor coraz blizej © CFCFan
W końcu widzę tabliczkę z napisem PN DURMITOR.
PN DURMITOR © CFCFan
Udało się. W około widok jest przepiękny. Duże i małe białe skały. Wysokie i strzeliste szczyty.
Durmitor - widoki © CFCFan
Durmitor - widoki © CFCFan
Durmitor - widoki © CFCFan
Do tego ta burza, która tylko dodaje grozy i powoduje, iż klimat jest jeszcze lepszy. Znów lekki zjazd i podjazd pod przełęcz. W pewnym momencie myślałem, iż to już była przełęcz Sedlo. Lecz jak się okazało 200m później, jeszcze nie. Główny punkt wyjazdu był przede mną. Widziałem go jak na dłoni. W międzyczasie pogoda się pogorszyła. Zdążyłem jednak porobić fajne zdjęcia.
Durmitor - widoki © CFCFan
W tle przełęcz Sedlo © CFCFan
Rower jako fotograf © CFCFan
Zakładam pełny zestaw przeciwdeszczowy i rozpoczynam zjazd a następnie podjazd pod przełęcz. Ostatnie kilometry nie najeżą do najtrudniejszych. Szczęśliwie melduję się na przełęczy Sedlo (1907 m n.p.m).
Sedlo 1907m n.p.m © CFCFan
Opieram rower o znak i idę w stronę ławeczki.
Rower na szczycie © CFCFan
Teraz jest czas na relaks.
Widoczek z przełęczy © CFCFan
Tu jechałem © CFCFan
Pogoda robi się coraz lepsza © CFCFan
Pogoda robi się coraz lepsza © CFCFan
Robię sobie kanapkę z kremem.
Zjadłem ten podjazd, jak tą kanapkę :) © CFCFan
Na przełęczy spotykam grupę Polaków – nazywają się Włóczykije. Dodatkowo kilka minut za mną podjeżdżają dwie osoby na rowerach elektrycznych :)
Elektryczni bikerzy © CFCFan
Po dobrych 30 min odpoczynku, zapinam szczelnie kurtkę, na dłonie zakładam ochraniacze na kolana i zaczynam zjazd w stronę Żabljaka. Nie jest on specjalnie długi. No ale w końcu zjeżdżam tylko na 1470m n.p.m.
Zjazd © CFCFan
Widoki na zjeździe © CFCFan
Widoki na zjeździe © CFCFan
Boczną drogą dojeżdżam do centrum miasta. Małe miasteczko, typowo turystyczne. Dużo ludzi jest tu na wakacjach. Ja kieruję się nad Crne Jezioro, które polecił mi rmk. Aby do niego dojechać, muszę zapłacić 3E, bo wjeżdżam do PN Durmitor, z którego przed chwilą wyjechałem :) Bez sensu.
Punkt poboru opłat - 3E © CFCFan
Nad jezioro prowadzi fajna asfaltowa ścieżka. Wyglądem przypomina trochę nasze Morskie Oko. Oczywiście, nie jest tak piękne ale w kilku aspektach podobne.
Jezioro Crne © CFCFan
Jezioro Crne © CFCFan
Jezioro Crne © CFCFan
Robię sesje fotograficzną i wracam do miasta. Po wszystkich sklepikach i kioskach szukam breloka, który mógłbym zakupić do mojej kolekcji. Niestety, niczego nie znajduję.
Żabljak © CFCFan
Przypadkiem, pod sklepem zauważam skawiarza. Podbijam i rozpoczynam rozmowę. Okazuje się, że jest to Polak. Ale dziś mam szczęście. Kolejny spotkany Polak. Nazywa się Maciek. Razem ze swoją towarzyszką, która aktualnie robi zakupy, podróżuje po Bałkanach. Podróż rozpoczęli we Splicie i tam też mają zamiar ją ukończyć. Bardzo fajnie się nam rozmawiało. Trochę nawet na temat ultra maratonów. Po kilkunastu minutach przychodzi Mrówka z kilkoma siatkami zakupów :) Gadami jeszcze chwilkę, lecz niestety, ja muszę ruszać dalej.
Ekipa z Polski © CFCFan
Do mety jeszcze ok. 90km a jest już prawie 20.00. Daję im namiary na swojego bloga i ruszam do centrum informacyjnego. Pytam, czy mają tutaj jakiś sklep z pamiątkami. Pani odpowiada, że nie, co znacznie mnie zdziwiło. Odesłała mnie na pocztę. Ponoć tam powinno coś być. Na poczcie jestem o 19.58. A o 20.00 zamykają. Co za fart. Dodatkowo, od razu w oczy rzuca mi się bardzo fajny brelok z Czarnogóry. Bez chwili zastanowienia płacę 4E. Wreszcie mam to, czego szukałem. Mogę wracać spełniony do Serbii. Pod pocztą robię jeszcze 20min przerwy. Zjadam jedną kanapkę z pasztetem. Kiedy jest już szaro, ruszam w kierunku rzeki Tara. Droga prowadzi cały czas w dół. Jeszcze krótki postój przy tablicy z napisem Żabljak i mogę jechać. 30km mija bardzo szybko. Ostanie 9km to świetny zjazd serpentynami. Mogę pędzić dość szybko, bo jest już ciemno, więc widoków nie da się podziwiać. Przekraczam most na Tarze.
Piękny most nad rzeką Tara © CFCFan
Z tego co widziałem w Internecie, muszę powiedzieć, że jest bardzo ładny i robi ogromne wrażenie :) Za mostem pauza na przystanku. Kolejna kanapka z pasztetem. Jest 21.40, kiedy rozpoczynam przedostatni podjazd. Muszę podjechać to co przed chwilą zjechałem. Zajęło mi to około 1h. Z góry świetny widok na oświetlone zbocze i samochody, które poruszają się po serpentynach. Muszę przyznać, iż jazda nocą ma też swoje zalety :) Lekkie wypłaszczenie i super zjazd do miasta Pljevlia. Przed miastem krótka pauza przy jakiejś elektrowni. Podziwiam pracujące nocą maszyny.
Maszyny w napotkanym zakładzie © CFCFan
W centrum zatrzymuję się na stacji. Jest już zamknięta, ale przynajmniej mam gdzie usiąść i w spokoju zjeść herbatniki. Nagle, podjeżdża do mnie samochód. Grupka Czarnogórców. Rozbawieni moją obecnością, pytają skąd się tu wziąłem. Po zadowalającej ich odpowiedzi odjeżdżają, prawdopodobnie na jakąś imprezę. Przede mną ostatni podjazd.
Pljevlja © CFCFan
Mam do pokonania jakieś 500 m przewyższenia. Jedzie się fajnie. Jedynie co mi przeszkadza to kurz. Jest go tu wszędzie pełno, bo taśmociągami transportowany jest jakiś urobek z kopalni. Podjazd strasznie mi się dłuży. Do lepszej motywacji, odpalam sobie muzykę na telefonie. Od razu lepiej się jedzie. O 2.00 melduję się na granicy. Strażnicy są zdziwieni moją obecnością, ale nie robią problemów. Dodatkowo, pytam Serbów, jak trafić na dworze w Prijepolje. Udzielają mi podstawowych wskazówek. Podjeżdżam na przełęcz Jabuka 1250 m n.p.m.
Przełęcz Jabuka 1250m n.p.m © CFCFan
Ostatnia prosta to długi zjazd. Dobre 15 km. Trochę na nim zmarzłem ale jakoś przetrwałem. Melduję się na poziome 450m n.p.m. Trochę mi zajęło nim znalazłem właściwą drogę na dworzec. O 2.50 melduję się na stacji kolejowej. Kasa oczywiście zamknięta. Pociąg już czeka w gotowości. Pakuję się do środka i zajmuję miejsce w pustym pociągu. Startujemy punktualnie o 3.30. Na następnej stacji, kupuję bilet u konduktora. Płacę 880DIN.
Rower załadowany. Czas iść spać © CFCFan
Już w pociągu do Belgradu © CFCFan
Zapinam rower i idę spać. No może nie tyle spać, co drzemać. Ale zgodnie z zasadami BS, w takiej sytuacji wpis trzeba już podzielić.