Wpisy archiwalne w miesiącu
Maj, 2016
Dystans całkowity: | 1068.84 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 40:01 |
Średnia prędkość: | 26.71 km/h |
Maksymalna prędkość: | 70.20 km/h |
Liczba aktywności: | 10 |
Średnio na aktywność: | 106.88 km i 4h 00m |
Więcej statystyk |
Rozjazd po sobotnim wypadzie
Poniedziałek, 23 maja 2016
Km: | 82.20 | Czas: | 02:59 | km/h: | 27.55 |
Pr. maks.: | 50.60 | Temperatura: | 25.0°C | ||
Podjazdy: | m | Sprzęt: The Special One | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po sobotnim wypadzie nadszedł czas rozruszać mięśnie. Okazja nadarzyła się sama. O 18.00 zaczynało się ognisko w Radlinie, na którym miałem się zjawić. Z Gliwic wyjeżdżam o 17.15, zaraz po zakończeniu czasówki na Giro. Pogoda idealna. A nawet trochę za ciepło. Wieje lekki wiatr. Jedzie się elegancko. Na miejscu melduję się o 18.45. Większość osób jest już na miejscu. Przy ognisku omawiamy szczegóły przyszłotygodniowego wyjazdu na kajaki. Ok. 21.00 mamy wszystko gotowe. Do Gliwic ruszam o 21.20. W akademiku melduję się o 23.00. Co mnie pozytywne zaskoczyło, cały dzień czułem się bardzo dobrze. Pomimo iż po sobotnim tripie spałem zaledwie 6 godzin. Mięśnie też mnie zbytnio nie bolały.
Rekreacyjnie do Łodzi
Sobota, 21 maja 2016
Uczestnicy
Km: | 501.30 | Czas: | 19:24 | km/h: | 25.84 |
Pr. maks.: | 70.20 | Temperatura: | °C | ||
Podjazdy: | m | Sprzęt: The Special One | Aktywność: Jazda na rowerze |
W końcu znalazłem czas na dodanie zaległego wpisu z wyjazdu do Łodzi. Poślizg nie jest aż taki duży, raptem 2 tygodnie :) Dzisiejszy wpis będzie miał nieco inną formę. Będzie mniej treści a więcej zdjęć. Zapraszam do lektury :)
Ruszamy standardowo, w piątek. Ja po zajęciach na uczelni, gustav po robocie. Podobnie jak ostatnim razem, zrobiłem sobie 3h drzemki przed wyjazdem. Pomimo to, nie byłem zbyt dobrze wyspany. Odbiło się to później na mojej jeździe. Start o godzinie 21.20 z pod stacji paliw Shell w Gliwicach.
Shell Gliwice
Początkowo mieliśmy jechać w trzech. Jednak na stacji Seba otrzymuje telefon, iż nasz nowy kolega miał awarię roweru i nie da rady dojechać na miejsce zbiórki. Na stacji towarzyszył nam jednak inny kolega gustav'a. Po krótkiej konwersacji ruszmy w trasę.
W oczekiwaniu na otwarcie szlabanów...
można uzupełnić kalorie.
Jedzie się fajnie. Trasa ta sama co podczas powrotu z Kalisza. Dopiero za miastem Pajęczno wkraczamy na nowe asfalty. Robimy pauzę na stacji. Kupujemy wodę. Tymczasem pracownicy robią sobie potańcówkę przy muzyce disco-polo :) Potem dojeżdżamy do miejscowości Kiełczygłów. Tam wpadam w dziurę w asfalcie i łapię gumę.
Szybka naprawa i dalej w drogę. Nad ranem pojawiają się mgły. Mijamy kopalnię węgla pod Bełchatowem.
Poranne mgły
W końcu dojeżdżamy do Bełchatowa. Jest sobotni poranek. Czas na śniadanie na rynku.
Śniadanie...
...i żul o poranku :)
Primator
Rynek w Bełchatowie
Następnie, poprzez bardzo fajnie, malownicze, boczne drogi zmierzamy do Łodzi. Jedzie się elegancko. Robi się coraz cieplej. Robimy krótką pauzę na przystanku aby się przebrać.
Wioski
Ultras z Rybnika
Kierujemy się na DK1. I mkniemy do Łodzi. Na tym odcinku ścigam się z tirem. Niestety, dokręciłem do 70km/h i zabrakło przełożeń :(
W końcu meldujemy się w mieście. Z racji fatalnego stanu nawierzchni, jedziemy ścieżkami rowerowymi. Muszę przyznać, ze są naprawdę dobre jakości.
Ścieżki rowerowe
Park
W końcu docieramy do jednego z głównych punktów wyjazdu.
ul. Piotrkowska
ul. Piotrkowska
ul. Piotrkowska
Rowerki miejskie
Peleton
Budka z kołoczkami. Bardzo dobre. POLECAM!!!
Brama z okazji naszego przyjazdu do Łodzi :)
Następnie kierujemy się odwiedzić drugi punkt. Jest nim MANUFAKTURA.
Po chwili lansu, jedziemy odwiedzić ostatnie miejsce w Łodzi. Jest nim Planetarium. Po drodze robimy jeszcze zakupy w Biedronce.
Planetarium
Po zaliczeniu wszystkich atrakcji w Łodzi, kierujemy się na Tomaszów Mazowiecki. Po drodze robimy sobie pauzę na obiad.
Obiad
Kotlet + ziemniaki + surówka --> CFCFan
Ziemniaki x2 + surówka --> gustav
Zajazd
Po obiedzie dalej kierujemy się na Tomaszów. Później odbijamy na Piotrków Trybunalski. Po przejechaniu miasta, ponowieni kierujemy się w okolice kopali pod Bełchatowem. Po drodze spotykamy innego rowerzystę. Jedzie on na górę Kamieńsk. Jedziemy razem przez kilkanaście kilometrów, aż nasz nowy kolega odbija w lewo, aby wspiąć się na szczyt góry Kamieńsk.
Kolejny peleton
Widoki
Po rozstaniu z naszym towarzyszem, decydujemy się na pauzę pod sklepem. Kiedy robimy zakupy, dołącza do nas miejscowy bohater. Starszy Pan, opowiada o swojej przeszłości, młodych latach i kupuje nam po lodzie. Cała historia nie jest taka zła. Najgorsze jest jednak to, iż powtarza ją w kółko. Za czwartym razem staje się to już irytujące. Postanawiamy ruszać dalej.
Pan spotkany pod sklepem
Góra Kamieńsk
Sklep
Po pauzie kierujemy się na DK1. Pomimo zakazu, decydujemy się jechać tą trasą. Jedzie się super. Pogoda idealna.
DK1
DK1
Widoki z DK1
Po drodze zatrzymujemy się jeszcze w Częstochowie. Robimy małe zakupy w Biedronce, kilka fotek i ruszamy dalej do domu :)
Jasna Góra
Powrót do Gliwic przez Miasteczko Śląskie i Tarnowskie Góry. W Gliwicach Seba robi jeszcze zakupy w żabce. Odprowadzam go wo okolice Shell'a i odbijam do akademika. Melduję na na miejscu po 22.00.
Ogólnie wyjazd średni. Pogoda dopisała, forma nie za bardzo. Podziękowania dla gustav'a za nawigowanie i wspólną jazdę. Do zobaczenia na Maratonie Podróżnika!!! :)
Ślad trasy ponowie od gustav'a. Ja startowałem i kończyłem w Gliwicach.
Ruszamy standardowo, w piątek. Ja po zajęciach na uczelni, gustav po robocie. Podobnie jak ostatnim razem, zrobiłem sobie 3h drzemki przed wyjazdem. Pomimo to, nie byłem zbyt dobrze wyspany. Odbiło się to później na mojej jeździe. Start o godzinie 21.20 z pod stacji paliw Shell w Gliwicach.
Shell Gliwice
Początkowo mieliśmy jechać w trzech. Jednak na stacji Seba otrzymuje telefon, iż nasz nowy kolega miał awarię roweru i nie da rady dojechać na miejsce zbiórki. Na stacji towarzyszył nam jednak inny kolega gustav'a. Po krótkiej konwersacji ruszmy w trasę.
W oczekiwaniu na otwarcie szlabanów...
można uzupełnić kalorie.
Jedzie się fajnie. Trasa ta sama co podczas powrotu z Kalisza. Dopiero za miastem Pajęczno wkraczamy na nowe asfalty. Robimy pauzę na stacji. Kupujemy wodę. Tymczasem pracownicy robią sobie potańcówkę przy muzyce disco-polo :) Potem dojeżdżamy do miejscowości Kiełczygłów. Tam wpadam w dziurę w asfalcie i łapię gumę.
Szybka naprawa i dalej w drogę. Nad ranem pojawiają się mgły. Mijamy kopalnię węgla pod Bełchatowem.
Poranne mgły
W końcu dojeżdżamy do Bełchatowa. Jest sobotni poranek. Czas na śniadanie na rynku.
Śniadanie...
...i żul o poranku :)
Primator
Rynek w Bełchatowie
Następnie, poprzez bardzo fajnie, malownicze, boczne drogi zmierzamy do Łodzi. Jedzie się elegancko. Robi się coraz cieplej. Robimy krótką pauzę na przystanku aby się przebrać.
Wioski
Ultras z Rybnika
Kierujemy się na DK1. I mkniemy do Łodzi. Na tym odcinku ścigam się z tirem. Niestety, dokręciłem do 70km/h i zabrakło przełożeń :(
W końcu meldujemy się w mieście. Z racji fatalnego stanu nawierzchni, jedziemy ścieżkami rowerowymi. Muszę przyznać, ze są naprawdę dobre jakości.
Ścieżki rowerowe
Park
W końcu docieramy do jednego z głównych punktów wyjazdu.
ul. Piotrkowska
ul. Piotrkowska
ul. Piotrkowska
Rowerki miejskie
Peleton
Budka z kołoczkami. Bardzo dobre. POLECAM!!!
Brama z okazji naszego przyjazdu do Łodzi :)
Następnie kierujemy się odwiedzić drugi punkt. Jest nim MANUFAKTURA.
Po chwili lansu, jedziemy odwiedzić ostatnie miejsce w Łodzi. Jest nim Planetarium. Po drodze robimy jeszcze zakupy w Biedronce.
Planetarium
Po zaliczeniu wszystkich atrakcji w Łodzi, kierujemy się na Tomaszów Mazowiecki. Po drodze robimy sobie pauzę na obiad.
Obiad
Kotlet + ziemniaki + surówka --> CFCFan
Ziemniaki x2 + surówka --> gustav
Zajazd
Po obiedzie dalej kierujemy się na Tomaszów. Później odbijamy na Piotrków Trybunalski. Po przejechaniu miasta, ponowieni kierujemy się w okolice kopali pod Bełchatowem. Po drodze spotykamy innego rowerzystę. Jedzie on na górę Kamieńsk. Jedziemy razem przez kilkanaście kilometrów, aż nasz nowy kolega odbija w lewo, aby wspiąć się na szczyt góry Kamieńsk.
Kolejny peleton
Widoki
Po rozstaniu z naszym towarzyszem, decydujemy się na pauzę pod sklepem. Kiedy robimy zakupy, dołącza do nas miejscowy bohater. Starszy Pan, opowiada o swojej przeszłości, młodych latach i kupuje nam po lodzie. Cała historia nie jest taka zła. Najgorsze jest jednak to, iż powtarza ją w kółko. Za czwartym razem staje się to już irytujące. Postanawiamy ruszać dalej.
Pan spotkany pod sklepem
Góra Kamieńsk
Sklep
Po pauzie kierujemy się na DK1. Pomimo zakazu, decydujemy się jechać tą trasą. Jedzie się super. Pogoda idealna.
DK1
DK1
Widoki z DK1
Po drodze zatrzymujemy się jeszcze w Częstochowie. Robimy małe zakupy w Biedronce, kilka fotek i ruszamy dalej do domu :)
Jasna Góra
Powrót do Gliwic przez Miasteczko Śląskie i Tarnowskie Góry. W Gliwicach Seba robi jeszcze zakupy w żabce. Odprowadzam go wo okolice Shell'a i odbijam do akademika. Melduję na na miejscu po 22.00.
Ogólnie wyjazd średni. Pogoda dopisała, forma nie za bardzo. Podziękowania dla gustav'a za nawigowanie i wspólną jazdę. Do zobaczenia na Maratonie Podróżnika!!! :)
Ślad trasy ponowie od gustav'a. Ja startowałem i kończyłem w Gliwicach.
Relax
Piątek, 13 maja 2016
Km: | 29.60 | Czas: | 01:14 | km/h: | 24.00 |
Pr. maks.: | 43.40 | Temperatura: | 20.0°C | ||
Podjazdy: | m | Sprzęt: The Special One | Aktywność: Jazda na rowerze |
Rundka po Gliwicach.
MINI WYŚCIG MTB
Środa, 11 maja 2016
Km: | 12.74 | Czas: | 00:38 | km/h: | 20.12 |
Pr. maks.: | 35.70 | Temperatura: | 25.0°C | ||
Podjazdy: | m | Sprzęt: MTB | Aktywność: Jazda na rowerze |
IGRY na Politechnice Śląskiej czas zacząć!!!
Dziś dzień sportu. Z tej okazji był organizowany mały wyścig MTB. Trasa znajdowała się w parku Chrobrego. Postanowiłem pierwszy raz w życiu wystartować w zawodach typu MTB.
Na start jadę ok. 9.20. Zapisuję się, odbieram numer startowy [23], robię mały rekonesans trasy. Ok. 9.35 wszyscy stajemy na starcie i wspólnie robimy jedno okrążenie. Trasa prowadzi w całości przez park. Jedna pętla liczy ok.2 km.
O 9.45 stajemy na starcie i na umówiony sygnał ruszamy na trasę. Trzymam się w środku stawki. Początek trasy to wąskie zakręty, gdzie widać mój całkowity brak techniki. Potem czekają nas 3 podjazdy i 3 zjazdy. Wszystko ma miejsce na wielkim kopcu, który jest w parku. Jeden podjazd i zjazd jestem w stanie pokonać na rowerze. Dwa pozostałe muszę podbiec i zbiec. Zajmuje to dużo więcej czasu, ale jest bezpieczniejsze. Ostatni fragment to jazda głównie po ścieżkach. Szybki, mało wymagający technicznie, dlatego czuję się na nim najlepiej :) Pokonujemy okrążenie za okrążeniem.
Koniec wyścigu nastąpi, kiedy pierwszy zawodnik będzie na trasie ponad 30 min. Po pokonaniu pięciu okrążeń, słyszę sygnał, iż wjeżdżam na ostatnie okrążenie. Wyprzedzam jeszcze 2 zawodników i kończę rywalizację.
Na 20 startujących zająłem 7 miejsce. Jednak MTB to nie moja bajka. Brakuje mi techniku, nad którą trzeba by dużo popracowac. Ale wyścig fajny. Dodatkowo otrzymałem 2 bony na kiełbasę i coś do picia :)
Dziś dzień sportu. Z tej okazji był organizowany mały wyścig MTB. Trasa znajdowała się w parku Chrobrego. Postanowiłem pierwszy raz w życiu wystartować w zawodach typu MTB.
Na start jadę ok. 9.20. Zapisuję się, odbieram numer startowy [23], robię mały rekonesans trasy. Ok. 9.35 wszyscy stajemy na starcie i wspólnie robimy jedno okrążenie. Trasa prowadzi w całości przez park. Jedna pętla liczy ok.2 km.
O 9.45 stajemy na starcie i na umówiony sygnał ruszamy na trasę. Trzymam się w środku stawki. Początek trasy to wąskie zakręty, gdzie widać mój całkowity brak techniki. Potem czekają nas 3 podjazdy i 3 zjazdy. Wszystko ma miejsce na wielkim kopcu, który jest w parku. Jeden podjazd i zjazd jestem w stanie pokonać na rowerze. Dwa pozostałe muszę podbiec i zbiec. Zajmuje to dużo więcej czasu, ale jest bezpieczniejsze. Ostatni fragment to jazda głównie po ścieżkach. Szybki, mało wymagający technicznie, dlatego czuję się na nim najlepiej :) Pokonujemy okrążenie za okrążeniem.
Koniec wyścigu nastąpi, kiedy pierwszy zawodnik będzie na trasie ponad 30 min. Po pokonaniu pięciu okrążeń, słyszę sygnał, iż wjeżdżam na ostatnie okrążenie. Wyprzedzam jeszcze 2 zawodników i kończę rywalizację.
Na 20 startujących zająłem 7 miejsce. Jednak MTB to nie moja bajka. Brakuje mi techniku, nad którą trzeba by dużo popracowac. Ale wyścig fajny. Dodatkowo otrzymałem 2 bony na kiełbasę i coś do picia :)
Godów --> Gliwice
Wtorek, 10 maja 2016
Km: | 52.30 | Czas: | 02:02 | km/h: | 25.72 |
Pr. maks.: | 48.80 | Temperatura: | 25.0°C | ||
Podjazdy: | m | Sprzęt: MTB | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po obiedzie czas wracać do Gliwic. Tym razem szosa zostaje w domu. Jadę na MTB. Wszystko po to, aby jutro wystartować w mini wyścigu z okazji Dnia Sportu na Politechnice Śląskiej. Po drodze zaliczam rekomendowaną przez gustav'a ścieżkę w Rybniku. Muszę przyznać, iż jest krótka ale bardzo fajna.
Gliwice --> Godów
Wtorek, 10 maja 2016
Km: | 51.00 | Czas: | 01:40 | km/h: | 30.60 |
Pr. maks.: | 63.50 | Temperatura: | 25.0°C | ||
Podjazdy: | m | Sprzęt: The Special One | Aktywność: Jazda na rowerze |
Standardowa trasa z Gliwic do Godowa. Cel wyjazdu to obiad oraz zamiana szosy na MTB. Pogoda super. Słoniecznie, lekki wiatr.
Duathlon PART II
Niedziela, 8 maja 2016
Km: | 102.00 | Czas: | 03:26 | km/h: | 29.71 |
Pr. maks.: | 47.20 | Temperatura: | 24.0°C | ||
Podjazdy: | m | Sprzęt: The Special One | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś kolejna część duathlonu.
Wstaję rano, jem śniadanie, idę do kościoła. O 10.30 melduję się w biurze zawodów. Otóż, postanowiłem wziąć udział w biegu charytatywnym na 5 km. Startujemy razem z kolegą. Po odebraniu numeru startowego robimy wspólną rozgrzewkę. Gadamy o taktyce na bieg itp. Moim głównym celem było dobiegnięcie w całości na metę. Punktualnie o 11.00 startujemy. Trasa to dwa okrążenia po parku w Gliwicach, każde liczy 2,5 km. Od razu się rozdzielamy. Kolega rusza mocniej do przodu, ja natomiast trzymam swoje tempo. Cały czas biegnę w okolicy 10 miejsca. Podczas całego biegu nie wydarzyło się nic ciekawego. Na koniec czeka mnie finisz z trzema innymi zawodnikami. Ostatecznie wyprzedza mnie dwóch z nich. Cały bieg kończę w okolicy 10 miejsca. Jaki mam czas? Tego nie wiem. Może się dowiem, jak organizatorzy podają jakieś oficjalne wyniki. Kolega ukończył na trzecim miejscu. Po biegu wcinam talerz grochówki i wracam do akademika.
Po ponad godzinnej rozkminie, na temat tego czy będzie, czy nie będzie podać, ruszam się z pokoju. Punkt 14.00 startuję. Plan to zrobić 100 km w okolicy Gliwic. Nie chcę za daleko odjeżdżać, gdyż na niebie jest pełno ciemnych chmur, z których lada moment może lunąć deszcz. Najpierw jadę na Zabrza.Tam spotka mnie lekki deszczyk. Wracam znów do Gliwic i jadę w kierunku Tarnowskich Gór. Potem odbijam w lewo z DK78 na DK94. Krótki odcinek jadę z wiatrem w plecy. PO kilku kilometrach skręcam w prawo na Kamieniec. Tak dziurawą, ale fajną i cichą drogą dojeżdżam do wioski Wielowieś (po drodze gubię jednego imbusa, wypadł mi z kieszonki na tych dziurach). Stamtąd lecę na Toszek a potem Pyskowice. W Pyskowicach w prawo i uciekam przed chmurami do Gliwic. Gdy jestem na Łabędach, postanawiam jechać aż do Sośnicowic, ponieważ mam wiatr w plecy, a do wykonania planu minimum wciąż brakuje kilku kilometrów. Z Sośniciwic jadę już prosto na Gliwice. Robię jeszcze rundkę na Europę Centralną i o 17.30 melduję się pod akademikiem ;)
Wstaję rano, jem śniadanie, idę do kościoła. O 10.30 melduję się w biurze zawodów. Otóż, postanowiłem wziąć udział w biegu charytatywnym na 5 km. Startujemy razem z kolegą. Po odebraniu numeru startowego robimy wspólną rozgrzewkę. Gadamy o taktyce na bieg itp. Moim głównym celem było dobiegnięcie w całości na metę. Punktualnie o 11.00 startujemy. Trasa to dwa okrążenia po parku w Gliwicach, każde liczy 2,5 km. Od razu się rozdzielamy. Kolega rusza mocniej do przodu, ja natomiast trzymam swoje tempo. Cały czas biegnę w okolicy 10 miejsca. Podczas całego biegu nie wydarzyło się nic ciekawego. Na koniec czeka mnie finisz z trzema innymi zawodnikami. Ostatecznie wyprzedza mnie dwóch z nich. Cały bieg kończę w okolicy 10 miejsca. Jaki mam czas? Tego nie wiem. Może się dowiem, jak organizatorzy podają jakieś oficjalne wyniki. Kolega ukończył na trzecim miejscu. Po biegu wcinam talerz grochówki i wracam do akademika.
Po ponad godzinnej rozkminie, na temat tego czy będzie, czy nie będzie podać, ruszam się z pokoju. Punkt 14.00 startuję. Plan to zrobić 100 km w okolicy Gliwic. Nie chcę za daleko odjeżdżać, gdyż na niebie jest pełno ciemnych chmur, z których lada moment może lunąć deszcz. Najpierw jadę na Zabrza.Tam spotka mnie lekki deszczyk. Wracam znów do Gliwic i jadę w kierunku Tarnowskich Gór. Potem odbijam w lewo z DK78 na DK94. Krótki odcinek jadę z wiatrem w plecy. PO kilku kilometrach skręcam w prawo na Kamieniec. Tak dziurawą, ale fajną i cichą drogą dojeżdżam do wioski Wielowieś (po drodze gubię jednego imbusa, wypadł mi z kieszonki na tych dziurach). Stamtąd lecę na Toszek a potem Pyskowice. W Pyskowicach w prawo i uciekam przed chmurami do Gliwic. Gdy jestem na Łabędach, postanawiam jechać aż do Sośnicowic, ponieważ mam wiatr w plecy, a do wykonania planu minimum wciąż brakuje kilku kilometrów. Z Sośniciwic jadę już prosto na Gliwice. Robię jeszcze rundkę na Europę Centralną i o 17.30 melduję się pod akademikiem ;)
Duathlon PART I
Sobota, 7 maja 2016
Km: | 108.10 | Czas: | 03:37 | km/h: | 29.89 |
Pr. maks.: | 56.10 | Temperatura: | 24.0°C | ||
Podjazdy: | m | Sprzęt: The Special One | Aktywność: Jazda na rowerze |
Duathlon - czyli połączenie jazdy na rowerze oraz biegania (ewentualnie grania w piłkę nożną :))
Początkowo planem na tą sobotę był wspólny wyjazd z gustav'em. Niestety, musiałem zmienić swoje plany.
Sobotni poranek spędzam w domu. W trasę ruszam o 13.00. Kieruję się na Gorzyce. Potem przez Olzę dojeżdżam do Lubomi a następnie Rzuchowa. Pogoda tego dnia była bardzo fajna. Ciepło, małe chmurki na niebie. Idealne warunki na rower. Z Rzuchowa kieruję się na Rybnik. Trochę się kręcę po owym mieście, aż w końcu dojeżdżam do celu. (68 km) Jest nim boisko klubu TKKF "Jedność" Grabownia. Dlaczego akurat boisko? Otóż, moja drużyna KS 27 II Gołkowice rozgrywała tam mecz B - klasy. Jako iż podstawowy bramkarz, nie mógł stawić się na meczu, ja dostałem powołanie :) Zawodnicy drużyny gospodarzy witają mnie z ogromnym zdziwieniem. Jak to można zrobić 68 km, zagrać mecz i potem wracać do domu?? Rower chowam w blaszanym garażu. Po chwili podjeżdża moja ekipa. Zmieniam strój i zaczynamy mecz.
Od początku się bronimy, jednak w ok. 30 min wychodzimy z kontrą i strzelamy na 1-0. Potem, po lekkim rykoszecie wpuszczam gola na 1-1. Czas na przerwę. Na razie nie jest źle. Na początku drugiej połowy, po błędzie bramkarza rywali strzelamy na 2-1. Zaczynamy się bronić. Niestety bezskutecznie. Gospodarze najpierw wyrównują, a w końcówce meczu strzelają zwycięskiego gola. TKKF "Jedność" Grabownia 3-2 KS 27 II Gołkowice
Ogólnie mecz nie wyszedł nam źle. Zabrakło trochę szczęścia a byłby remis.
Po meczu kąpiel. Zmiana stroju i ruszam w drogę do Gliwic. Jadę cały czas z bocznym wiatrem. Po pokonaniu A4, zjeżdżam na ścieżkę, która leci równolegle do niej. Śmigam ponad 40km/h bo mam centralnie wiatr w plecy. Potem powrót do Gliwic. Na koniec krótka wizyta w Lidlu i po 20.00 melduję się w akademiku.
Początkowo planem na tą sobotę był wspólny wyjazd z gustav'em. Niestety, musiałem zmienić swoje plany.
Sobotni poranek spędzam w domu. W trasę ruszam o 13.00. Kieruję się na Gorzyce. Potem przez Olzę dojeżdżam do Lubomi a następnie Rzuchowa. Pogoda tego dnia była bardzo fajna. Ciepło, małe chmurki na niebie. Idealne warunki na rower. Z Rzuchowa kieruję się na Rybnik. Trochę się kręcę po owym mieście, aż w końcu dojeżdżam do celu. (68 km) Jest nim boisko klubu TKKF "Jedność" Grabownia. Dlaczego akurat boisko? Otóż, moja drużyna KS 27 II Gołkowice rozgrywała tam mecz B - klasy. Jako iż podstawowy bramkarz, nie mógł stawić się na meczu, ja dostałem powołanie :) Zawodnicy drużyny gospodarzy witają mnie z ogromnym zdziwieniem. Jak to można zrobić 68 km, zagrać mecz i potem wracać do domu?? Rower chowam w blaszanym garażu. Po chwili podjeżdża moja ekipa. Zmieniam strój i zaczynamy mecz.
Od początku się bronimy, jednak w ok. 30 min wychodzimy z kontrą i strzelamy na 1-0. Potem, po lekkim rykoszecie wpuszczam gola na 1-1. Czas na przerwę. Na razie nie jest źle. Na początku drugiej połowy, po błędzie bramkarza rywali strzelamy na 2-1. Zaczynamy się bronić. Niestety bezskutecznie. Gospodarze najpierw wyrównują, a w końcówce meczu strzelają zwycięskiego gola. TKKF "Jedność" Grabownia 3-2 KS 27 II Gołkowice
Ogólnie mecz nie wyszedł nam źle. Zabrakło trochę szczęścia a byłby remis.
Po meczu kąpiel. Zmiana stroju i ruszam w drogę do Gliwic. Jadę cały czas z bocznym wiatrem. Po pokonaniu A4, zjeżdżam na ścieżkę, która leci równolegle do niej. Śmigam ponad 40km/h bo mam centralnie wiatr w plecy. Potem powrót do Gliwic. Na koniec krótka wizyta w Lidlu i po 20.00 melduję się w akademiku.
Gliwice --> Godów
Środa, 4 maja 2016
Km: | 53.50 | Czas: | 01:53 | km/h: | 28.41 |
Pr. maks.: | 57.60 | Temperatura: | 18.0°C | ||
Podjazdy: | m | Sprzęt: The Special One | Aktywność: Jazda na rowerze |
Powrót do domu. Jak zawsze trasa ta sama. Gdy wyjeżdżałem z Gliwic pogoda była fajna. Jedynie małe chmurki na niebie. Niestety, w czasie jazdy wszystko zaczęło się kompletnie zmieniać. Na 35 km, kiedy jestem na granicy Rybnika i Radlina, łapie mnie potężna ulewa. Mam tylko kurtkę przeciw deszczową. Jadę w deszczu. Ulicami płynie woda niczym korytem rzeki. Po 5 min jestem mokry jak po kąpieli w basenie :) Dobrze, że do domu zostało tylko 12 km. Na jednym ze skrzyżowań babka wymusza mi pierwszeństow. Było o włos od kraksy. Ostatnie 5 km dokęcam znów w słońcu.
Powrót (Parczew - Lublin --> Gliwice)
Niedziela, 1 maja 2016
Km: | 76.10 | Czas: | 03:08 | km/h: | 24.29 |
Pr. maks.: | 46.80 | Temperatura: | 23.0°C | ||
Podjazdy: | m | Sprzęt: The Special One | Aktywność: Jazda na rowerze |
No to ultra-maraton rowerowy "Piękny Wschód" w Parczewie dobiegł końca. Czas na powrót do domu.
Z Parczewa ruszam o 12.00. Pogoda jest świetna. Bardzo ciepło, ok. 25 stopni, na niebie małe chmurki, lekki wiatr. Pakuję cały ekwipunek na rower i ruszam w drogę.
Zapakowany
MOSiR w Parczewie
Jadę drogą DW813 w kierunku Łęcznej. Tempo spokoje. Trzeba się zrelaksować po maratonie :) Cały czas towarzyszą mi piękne widoki. Lubelszczyzna to bardzo fajne tereny. Na pewno jeszcze kiedyś tu wrócę na jakiś dłuższy wypad ;)
Przed Łęczną odbijam w prawo, co powoduje skrócenie trasy do Lublina. Ostatni odcinek jadę po DW82. Dojeżdżam do centrum Lublina. Gubię drogę. Na szczęście zauważyłem MC Donald's, do którego podjeżdżam i łapię darmowe WiFi. Sprawdzam mapę. Teraz już wiem jak dojechać na dworzec PKP. Po kilkunastu minutach jestem na dworcu. Myślałem, że pociąg do Gliwic jest ok. 17.00 i to z przesiadką. Okazało się jednak, iż o 16.17 jedzie bezpośredni pociąg z Lublina do Katowic. Od razu kupuję bilet. Koszt o 41 zł z rowerem. Jest godzina 15.00. Jako iż mam czas postanawiam jechać do KFC na obiad. Kupuję jeden z kubełków.
KFC
Przerwa tra jakieś 40 min. O 15.50 ruszam z powrotem na PKP. Po drodze robię jeszcze kilka fotek.
Galeria handlowa "Tarasy Zamkowe"
Zamek w Lublinie
Stadion piłkarski "Arena Lublin"
O 16.07 melduję się na PKP. Pociąg już czeka. Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu jest wagon rowerowy. Wieszam maszynę na haku, a sam idę do przedziału. Jestem w nim sam. Rozkładam się wygodnie.
Można?? MOŻNA!! Barwo PKP!!!
W Puławach do mojego przedziału dosiada się dwóch gości z MTB. Chyba byli na jakiś zawodach. Kiedy wysiedli, to nie wiem bo zasnąłem :). Ogólnie cała trasa do Katowic to dłuższe i krótsze drzemki. Na dworcu w Katowicach melduję się o 20.56.
PKP Katowice
Idę do kasy kupić bilet do Gliwic. Okazje się iż mam pociąg o 21.17. Za bilet płacę 7 zł. Zajmuję miejsce na peronie i czekam. Czekam, czekam, i dalej czekam. 10min, 20min, 30min, 40min.... W końcu po raz kolejny słyszę komunikat o opóźnieniu pociągu - 90min. Już lepiej było mi wracać na rowerze do Gliwic. Na szczęście o 22.25 pociąg podjeżdża. Ma tylko 70min opóźnienia. Do Gliwic jedzie już bez problemów. Kilka minut po 23.00 jestem w Gliwicach. Ostatnie kilometry z dworca do akademika pokonuję już na rowerze. W akademiku jestem o 23.20. .Parkuję rower, gramolę się na czwarte piętro, prysznic i wykończony idę spać.
Początkowo plan był trochę inny, ale koniec końców, wyjazd uważam za udany ;) Na pewno jeszcze kiedyś wrócę na Lubelszczyznę jak i ponowie wystartuję w bardzo fajnym maratonie "Piękny Wschód" ;)
GPS (trasa pokonana rowerem to Parczew - Lublin, trasa z Lublina do Puław to już jazda pociągu; zapomniałem wyłączyć stravę i cały czas naliczała kilometry):
Z Parczewa ruszam o 12.00. Pogoda jest świetna. Bardzo ciepło, ok. 25 stopni, na niebie małe chmurki, lekki wiatr. Pakuję cały ekwipunek na rower i ruszam w drogę.
Zapakowany
MOSiR w Parczewie
Jadę drogą DW813 w kierunku Łęcznej. Tempo spokoje. Trzeba się zrelaksować po maratonie :) Cały czas towarzyszą mi piękne widoki. Lubelszczyzna to bardzo fajne tereny. Na pewno jeszcze kiedyś tu wrócę na jakiś dłuższy wypad ;)
Przed Łęczną odbijam w prawo, co powoduje skrócenie trasy do Lublina. Ostatni odcinek jadę po DW82. Dojeżdżam do centrum Lublina. Gubię drogę. Na szczęście zauważyłem MC Donald's, do którego podjeżdżam i łapię darmowe WiFi. Sprawdzam mapę. Teraz już wiem jak dojechać na dworzec PKP. Po kilkunastu minutach jestem na dworcu. Myślałem, że pociąg do Gliwic jest ok. 17.00 i to z przesiadką. Okazało się jednak, iż o 16.17 jedzie bezpośredni pociąg z Lublina do Katowic. Od razu kupuję bilet. Koszt o 41 zł z rowerem. Jest godzina 15.00. Jako iż mam czas postanawiam jechać do KFC na obiad. Kupuję jeden z kubełków.
KFC
Przerwa tra jakieś 40 min. O 15.50 ruszam z powrotem na PKP. Po drodze robię jeszcze kilka fotek.
Galeria handlowa "Tarasy Zamkowe"
Zamek w Lublinie
Stadion piłkarski "Arena Lublin"
O 16.07 melduję się na PKP. Pociąg już czeka. Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu jest wagon rowerowy. Wieszam maszynę na haku, a sam idę do przedziału. Jestem w nim sam. Rozkładam się wygodnie.
Można?? MOŻNA!! Barwo PKP!!!
W Puławach do mojego przedziału dosiada się dwóch gości z MTB. Chyba byli na jakiś zawodach. Kiedy wysiedli, to nie wiem bo zasnąłem :). Ogólnie cała trasa do Katowic to dłuższe i krótsze drzemki. Na dworcu w Katowicach melduję się o 20.56.
PKP Katowice
Idę do kasy kupić bilet do Gliwic. Okazje się iż mam pociąg o 21.17. Za bilet płacę 7 zł. Zajmuję miejsce na peronie i czekam. Czekam, czekam, i dalej czekam. 10min, 20min, 30min, 40min.... W końcu po raz kolejny słyszę komunikat o opóźnieniu pociągu - 90min. Już lepiej było mi wracać na rowerze do Gliwic. Na szczęście o 22.25 pociąg podjeżdża. Ma tylko 70min opóźnienia. Do Gliwic jedzie już bez problemów. Kilka minut po 23.00 jestem w Gliwicach. Ostatnie kilometry z dworca do akademika pokonuję już na rowerze. W akademiku jestem o 23.20. .Parkuję rower, gramolę się na czwarte piętro, prysznic i wykończony idę spać.
Początkowo plan był trochę inny, ale koniec końców, wyjazd uważam za udany ;) Na pewno jeszcze kiedyś wrócę na Lubelszczyznę jak i ponowie wystartuję w bardzo fajnym maratonie "Piękny Wschód" ;)
GPS (trasa pokonana rowerem to Parczew - Lublin, trasa z Lublina do Puław to już jazda pociągu; zapomniałem wyłączyć stravę i cały czas naliczała kilometry):