Sklep - Serwis - Sklep
Środa, 27 lipca 2016
Km: | 7.50 | Czas: | 00:29 | km/h: | 15.52 |
Pr. maks.: | 51.80 | Temperatura: | 30.0°C | ||
Podjazdy: | 80m | Sprzęt: Kellys | Aktywność: Jazda na rowerze |
Najpierw zakupić zestaw kluczy imbus do sklepu. Potem do serwisu, który okazał się zamknięty. Muszę tam podjechać jutro aby wycentrować koło. Potem znowu do sklepu, tym razem zrobić zakupy przed weekendowym wyjazdem do Czarnogóry :)
Chorwacja, Bośnia - Dzień V
Wtorek, 26 lipca 2016
Km: | 289.00 | Czas: | 13:35 | km/h: | 21.28 |
Pr. maks.: | 62.60 | Temperatura: | 30.0°C | ||
Podjazdy: | 1002m | Sprzęt: Kellys | Aktywność: Jazda na rowerze |
DZIEŃ V
Ostatni dzień wyjazdu na tereny Chorwacji i Bośni. Miało być lekko i przyjemnie, a wyszło jak wyszło. Ale wszystko po kolei.
Pobudkę zaplanowałem na 6.30. Wstają punktualnie. Noc przebiegła bez zakłóceń. Zaczynam pakować śpiwór i resztę rzeczy. Wtedy przychodzi Ahmed. Wyciąga mój rower z garażu. Schowaliśmy go tam wczoraj, gdy zaczęło padać. Tak wyglądało moje miejsce do spania. Muszę przyznać że było bardzo wygodne. Polecam takie bujane ławki.
Nocleg © CFCFan
Wspólnie ruszamy w kierunku hostelu, w którym mam opłacone śniadanie. Droga prowadzi cały czas w dół. W około są bardzo fajne widoczki. O 7.00 meldujemy się w restauracji. Najpierw dostaję kawę, a po kilku minutach bardzo smacznego omleta.
Poranna kawa © CFCFan
Omlet © CFCFan
Motel Jelić - tam jadłem śniadanie © CFCFan
Co za wyżerka. Już dawno nie miałem takiego wypasu na śniadanie. Niestety, trzeba ruszać dalej. Ostatnia pamiątkowa fotka i w drogę.
Pożegnanie z Ahmed'em, który gościł mnie u siebie w domu © CFCFan
Pogoda dopisuje. Nie jest ciepło. Na niebie są eleganckie chmury. Nic tylko jechać.
Pogoda w porządku © CFCFan
Przydrożny bazar - na Bałkanach jest takich pełno © CFCFan
Plan na dziś był taki, aby dojechać do miasta Sid w Serbii i stamtąd wziąć pociąg do Belgradu. Miałem do pokonania około 170km. Pociąg był o 18.55 więc nie było potrzeby zbytnio się śpieszyć. Szybko przejeżdżam przez Doboj i przekraczam rzekę Bosnia.
Rzeka Bosnia © CFCFan
Jadę w stronę miasta Graćanica. Tam odbijam w boczną drogę.
Graćanica © CFCFan
Gracanica © CFCFan
Jest to skrót, lecz prowadzi przez góry. Rozpoczynam ostatni poważny podjazd na tej wyprawie. Na jednej ze ścianek słyszę trzask. Zaczynam szybko pedałować, lecz stoję w miejscu. O co chodzi?? A no tak, zerwałem łańcuch :) Dlatego nie mogę się ruszyć z miejsca.
Zerwany łańcuch © CFCFan
Na szczęście przed wyjazdem zaparzyłem się w serwisie BUGLA BIKE SERWIS w odpowiednie narzędzia. Szybko spinam łańcuch za pomocą spinek, reguluję przerzutki i mozolnie ruszam dalej. Na początku trochę asekuracyjnie, ale po kilku kilometrach jechałem już normalnie. Robię postój na stacji, aby umyć ręce, które są całe czarne.
Pauza © CFCFan
Takie rzeczy tylko na Bałkanach :) © CFCFan
Widoki zaczynają być coraz lepsze.
Widoki © CFCFan
Widoki © CFCFan
W końcu dostaję się na szczyt.
Wdoki © CFCFan
Widoki © CFCFan
Rozpoczynam bardzo fajny zjazd. Jedyna przeszkoda to fatalne asfalty. No ale cóż, z bocznymi drogami już tak jest. Ruch zerowy, ale asfalty nie najlepsze. Zjazd prowadzi aż do wioski Ormanica. Tam natrafiam na fajną piekarnię. Kupuję jogurt, burek z mięsem i drugi kawałek z serem. Siadam przed piekarnia i zaczynam konsumpcję.
Burek na drugie śniadanie © CFCFan
W międzyczasie zagaduje do mnie jeden Bośniak. Mówi, iż od 20 lat mieszka w Szwajcarii. Tu przyjechał tyko na wakacje. Dużo ludzi opuszcza kraj, gdyż nie mogą wyżyć za tutejsze pensje. Po wypiciu jogurtu i zjedzeniu prawie całego burka jadę dalej. Kieruję się na miasto graniczne Brcko. Droga jest bardzo ruchliwa. Dużo samochodów jedzie na przejście graniczne. Po dojechaniu do miasta kolejna pauza. W końcu dzisiejszy wyjazd ma być tylko relaksem. Kupuję coca - colę, 2 piwa, wodę i coś jeszcze. Tak aby wydać wszystkie marki. Pod sklepem zjadam ostatni kawałek burka. Przy okazji zagaduje do mnie ekspedientka. Pyta się gdzie jadę i gdzie byłem. Następne kilometry biegną wzdłuż rzeki Sava. Droga bardzo niebezpieczna. Jest wąska a jeździ nią masa tirów. Na szczęście bezpiecznie docieram do wioski Vrśani, gdzie odbijam w lewo.
Teraz już tylko będzie płasko © CFCFan
Na mapie zauważyłem idealne dla mnie przejście graniczne. Miałbym z niego kawałek do Sid'u. W jednej z wiosek muszę skręcić w lewo. Pytam miejscowego chłopaka o wskazówki. Wszystko dobrze objaśnia. Mogę jechać. Wjeżdżam w szczere pola. Nagle, kończy się asfalt.
Wredne szutry © CFCFan
Trochę mnie to zaskoczyło, no ale cóż, jedziemy. W tumanach kurzu docieram do przejścia. Tam atakuje mnie mały kundel. Złapał mnie nawet na lewego buta. Na szczęście nic mi się nie stało. Kontrola po stronie bośniackiej w porządku.
Przejście graniczne nad rzeką Sava i wredny kundel © CFCFan
Pakuję się na prom. Czekam chyba z 15min nim ruszy. Odjeżdża o określonych godzinach. Mam szczęście, iż udało mi się tu trafić kilka minut przed odpłynięciem. W końcu płyniemy.
Rejs na promie © CFCFan
Rejs na promie © CFCFan
5 min i jestem po drugiej strony.
Prom w całej okazałości © CFCFan
Podjeżdżam do kontroli. I tu spotyka mnie smutna wiadomość, która solidnie komplikuje moje plany. Nie mogę w tym miejscu przekroczyć granicy :( Jest to małe, lokalne przejście graniczne, przeznaczone tylko i wyłącznie dla obywateli Bośni i Serbii. No cóż, co zrobisz, jak nic nie zrobisz. Dostaję wskazówki, iż mogę przekroczyć granicę w miejscowości Sremska Raca. Ruszam z powrotem na prom. Znów czekam z 15 min. Ok.16.00 znów jestem w Serbii. Co za nie fart. Nie potrzebnie nadrobiłem tylko kilometrów i straciłem cenny czas. Postanawiam spróbować i cisnę ile wlezie aby zdążyć na pociąg.
Liczne pola © CFCFan
Małe wioski © CFCFan
Wiejski autobus © CFCFan
Nie jest to łatwe. Jadę boczną drogą, na której jest dużo odcinków szutrowych. Znacznie mnie to spowalnia. W końcu dojeżdżam do drogi główniej. Jest kilka minut po 17.00.
Ścieżka rowerowa © CFCFan
Szybko mknę do granicy. Droga jest całkowicie płaska. Wiatr lekko przeszkadza, ale nie jest źle. Kontrola na granicy, na moje szczęście, przebiega szybko i sprawnie.
Granica Bośni i Serbii © CFCFan
Nieużywany most kolejowy © CFCFan
Co bardzo ciekawe, pomiędzy Bośnią a Serbią nie ma bezpośredniego połączenia kolejowego. Niestety, nie wiem dla czego tak jest.
Kontrola po serbskiej stronie © CFCFan
Długa kolejka do granicy © CFCFan
Niestety, zaczynam odczuwać głód. Muszę coś zjeść. Wcinam ostatnie kanapki z kremem czekoladowym. Do tego najlepszy na świecie energetyk - bośniackie piwo. W międzyczasie decyduję, iż nie ma sensu jechać do miasta Sid. Lepiej kierować się na Sremską Mitrovicę. Pociąg będzie tam 30 min później, a dystans do obu miast mam taki sam. Przyjmuję pozycję aero i cisnę ile fabryka dała. W Kuzminie odbijam w prawo. Mam świetny czas. Powinienem zdążyć na pociąg. Niestety, jak się człowiek śpieszy, to się diabeł cieszy. Mija mnie Serbski kierowca, i prosi abym się zatrzymał. Z wielką niechęcią, robię to. Z samochodu wychodzi Branislav. Bardzo miły Serb. Zaczynamy rozmawiać. Mówi, iż podziwia takich ludzi jak ja. Do tego bardzo lubi Polaków. Informuje mnie, iż jego kolegą jest Branislav Ivanović. Są w podobnym wieku, a Bronek urodził się w Sremskiej Mitrovicy. To tutaj zaczynał swoją karierę. Wymieniamy się numerami telefonów i ku mojej ogromnej radości mogę jechać dalej. Złapałem lekki poślizg. Ale wciąż mogę zdążyć. Niestety, przed wjazdem do miasta kolejne problemy. Droga jest w remoncie.
Droga już z nowym asfaltem © CFCFan
Nie ma asfaltu. W koło tylko sam żwir. Tempo znacznie spada a czas ucieka.
A tu jeszcze bez © CFCFan
Zawiedziony docieram do centrum.
Sremska Mitrovica © CFCFan
Jest 19.25. Pociąg powinien być już na dworcu. A ja dodatkowo nie umiem znaleźć tego dworca. Brak jakichkolwiek kierunkowskazów. Pytam kilku przechodniów. Trochę błądzę. W końcu o 19.50 melduję się na dworcu. Jak się okazuje, pociąg odjechał 20 min temu. Hmmmm. Co by tu teraz zrobić. Następny odjeżdża dopiero rano. Nie ma sensu na niego czekać. Pozostaje tylko jedno wyjście. Dojechać do Belgradu na rowerze. jakoś mnie to specjalnie nie zmartwiło :) Będzie okazja zrobić więcej kilometrów. Jednak teraz muszę porządnie odpocząć. Jadę do pierwszego lepszego sklepu. Kupuję wodę i coca - colę. Do tego obok jest knajpa z tradycyjnymi serbskimi pljeskavicami. Zamawiam jedną i rozsiadam się przy stoliku.
Kolacja © CFCFan
Całą przerwa zajęła mi ponad godzinę. W sklepie zaczepiła mnie jeszcze bardzo miła Pani ekspedientka, która również była pod wrażaniem mojego wyjazdu. W międzyczasie zapada zmrok. Kończę kolację, odpalam światełka i ruszam na Belgrad. Droga jest łatwa. Cały czas płasko. Wiatru lekko w plecy. Mijam kolejne miasta, w których trwa nocne życie. Dwa razy miałem mały problem z nawigacją. Drogi w Serbii są bardzo słabo oznakowane. Na szczęście dzięki temu, że miałem dostęp do mapki na stravie, trafiam na właściwe tory. Robię sobie dwie krótkich przerwy.
Pauza nad autostradą © CFCFan
Raz adrenalinę podnosi mi zgraja psów. Chyba z 5 sztuk. Na szczęście zaczęły mnie gonić na zjeździe, dzięki czemu dałem radem im uciec. W Serbii jest to prawdziwy koszmar. W końcu wjeżdżam do Nowego Belgradu. Typowa mieszkalna dzielnica.
Nowy Belgrad © CFCFan
W samym centrum ludzie wciąż się bawią w różnych klubach, których tu nie brakuje.
Belgrad nocą © CFCFan
Belgrad nocą © CFCFan
Belgrad nocą © CFCFan
W końcu kilka minut przed 2.00 melduję się w akademiku. Przedtem odwiedziłem jeszcze piekarnię, gdzie kupiłem sobie kilka smakołyków na kolację. Zjadam świetne wypieki, biorę prysznic i przed 3.00 kładę się spać. W końcu trzeba wstać o 6.30 aby zdążyć na autobus do pracy :)
Podsumowując, kolejny bardzo udany wyjazd. Udało się mi zrealizować jedno z moich marzeń. W końcu odwiedziłem Jeziora Plitwickie. Chorwacja to piękny kraj. Ale to widziałem już wcześniej. Zaskoczyła mnie Bośnia. Bardzo mili i życzliwi ludzie, piękne góry i ciekawe krajobrazy. A teraz czas na 2 dni odpoczynku i ruszamy w kolejną wyprawę po Bałkanach :)
Chorwacja, Bośnia - Dzień IV
Poniedziałek, 25 lipca 2016
Km: | 224.90 | Czas: | 10:10 | km/h: | 22.12 |
Pr. maks.: | 62.30 | Temperatura: | 28.0°C | ||
Podjazdy: | 1725m | Sprzęt: Kellys | Aktywność: Jazda na rowerze |
DZIEŃ IV
Dzień rozpoczynam standardowo. Śpi się tak fajnie, że ze śpiwora wychodzę dopiero o 6.20. Szybko zwijam swoje manatki. Pakuję do sakwy jedno piwo z lodówki, korzystam z porannej toalety, jem śniadanie i o 7.00 ruszam w trasę.
Nocleg na Kempingu © CFCFan
Kemping o poranku © CFCFan
Wredna droga dojazdowa. Szczególnie źle jechało się nią w nocy © CFCFan
Na dzisiaj nie mam zaplanowanych specjalnych atrakcji. Cel to zrobić jak najwięcej kilometrów. Pogoda jest elegancka. Niebo lekko zachmurzone. Na szczęście nie pada, gdyż wczoraj wieczorem widziałem błyskawice na niebie w oddali. Jadę w stronę granicy z Chorwacją. Po kilku kilometrach mijam interesującą stację paliw. Jej właścicielem jest chyba pewien znany szwedzki piłkarz :)
Ciekawa stacja benzynowa © CFCFan
Przekraczam również granicę z Republiką Serbską. Jest to część Bośni i Hercegowiny, jednak zamieszkują ją w większości Serbowie. Wszędzie można spotkać serbskie flagi, które tylko kosmetyczne różnią się od tych, jakie posiada Serbia.
Republika Srpska © CFCFan
W mieście granicznym Novi Grad robię zakupy w piekarni. Kupuję 2 kołaczyki, chleb i 2 pomidory na straganie obok.
Novi Grad © CFCFan
Kilka kilometrów za miastem pauza, tym razem na porządne śniadanie.
Pauza śniadaniowa © CFCFan
W tym kierunku muszę jechać © CFCFan
Kolejne kilometry spędzam na podziwianiu widoków. Teren jest stosunkowo płaski, brak solidnych podjazdów. Niewielkie góry widzę jedynie po swojej lewej stronie. Do szybkiej jazdy mobilizuje mnie pogoda. Chmurzy się coraz bardziej. Dodatkowo, znowu widzę błyskawice w oddali.
Widoki © CFCFan
Widoki © CFCFan
Widoki © CFCFan
Przejeżdżam przez miasto Prijedor. Wstępuję na mały targ. Kupuję kilka nektaryn.
Bazar © CFCFan
Za miastem znów pauza w celu skonsumowania zakupionych owoców. Po pokonaniu 120 km docieram do miasta Banja Luka.
Banja Luka © CFCFan
Przed miastem musiałem spędzić dobre 20 min na przystanku, gdyż zaczęło padać. Na szczęście była to tylko krótka burza.
Kilkunastominutowa burza © CFCFan
Zdecydowałem, iż nie będę wjeżdżał centralnie w centrum. Wybrałem drogę która prowadzi bokiem.
Banja Luka © CFCFan
Banja Luka to jedno z większych miast w Bośni. W końcu zdecydowałem się odbić lekko do centrum. Robię pauzę na coś dobrego do jedzenia w jednej z knajpek.
Przerwa obiadowa © CFCFan
Później wjeżdżam jeszcze do sklepu, gdzie kupuję wodę, sok i serek do smarowania, który pochodzi z polski. Bardzo nie to zaskoczyło :)
Niespodzianka :) Polski serek w bośniackim markecie © CFCFan
Z Banja Luki obieram kierunek na Doboj. Czeka mnie długi podjazd. Około 600m przewyższenia. Droga wznosi się powoli. Cały czas jadę wzdłuż rzeki Vrbanja. Jak by tego było mało, zaczyna się robić coraz cieplej. Słońce wychodzi zza chmur.
Widoki podczas podjazdu © CFCFan
Widoki podczas podjazdu © CFCFan
Po 20km podjazdu łapie mnie lekki kryzys. Opadam z sił. Muszę zrobić sobie dodatkową pauzę na przystanku. Zjadam kilka ciastek oraz kanapkę. Popijam to wszystko sokiem. Odpoczywam chwilę bezczynnie, aż w końcu ruszam dalej. Kryzys mija. Z każdym kilometrem jedzie mi się coraz lepiej. Dodatkowo jest coraz później i słońce znów znika za horyzontem. Zmęczony melduję się na szczycie. Widoki są przecudne.
Widoki podczas podjazdu © CFCFan
Widoki podczas podjazdu © CFCFan
Zjazd © CFCFan
Myślałem, że Bośnia będzie cały czas płaska i nudna a tu proszę bardzo jakie piękne góry. W nagrodę mam teraz ponad 30 km zjazdu. O 20.00 robię sobie pauzę na przystanku. Robię kanapki, używając do tego polskiego serka.
Pauza na kolację © CFCFan
Zapalam światełka z tyłu i ubieram czołówkę. Robi się coraz ciemniej. Po ok. 30 min postoju jadę dalej. Rozpoczynam poszukiwanie odpowiedniego miejsca na nocleg. Idzie jak po grudzie. Nagle, mijam grupkę Bośniaków. Jeden z nich coś do mnie woła. Zatrzymuję się. Jest ich z ośmiu, na szczęście jeden zna angielski :) Rozpoczynamy dyskusję. Po chwili proponują mi, czy nie napił bym się z nimi piwa. Zgadzam się. Idziemy do wioski co się nazywa Krasevo. Cały czas pod górę. W końcu docieramy do małego, asfaltowego boiska. Tam się rozsiadamy. Chłopaki wyciągają chipsy i piwo. Robimy obowiązkową sesję fotograficzną.
Krasevo © CFCFan
Dream Team Krasevo © CFCFan
Ja w międzyczasie zagaduję, czy nie znaleźli by mi jakiegoś darmowego noclegu. Rozpoczynają dyskusję na te temat. Nagle, jeden z nich wpada na pomysł, aby zagrać w piłkę. No dobra. GRAMY!!! Dzielimy się na dwie ekipy po czterech. Ja nazywam się Pjanić, a oni Lewandowski, Glik, Piszczek i Błaszczykowski. Dodatkowo, jeden z nich to rodzina Emira Spahić'a, znanego obrońcy, który gra w reprezentacji Bośni. Gramy chyba ze 30 min. Strzelam nawet ze 2 bramki. Chłopacy grają bardzo dobrze. Jeden z nich gra w jakimś dobrym bośniackim klubie, a inny występował w kadrze Bośni U-16. Nie przeszkadza im to, iż na boisku jest pełno piasku czy szkła. Po meczu pijemy kolejne piwo i idziemy dalej w górę wioski. Kolejna pauza obok szkoły. Dalej trwa dyskusja gdzie mam spać. W końcu jeden z nich decyduje, iż mogę spać u niego. Świetna informacja. W międzyczasie podjeżdża kolejny Bośniak. Znowu jakiś piłkarz. Wypytuje skąd jestem. Siedzi z nami dobre 45min. Na koniec daje karteczkę, na której jest informacja, iż opłacił mi jutrzejsze śniadanie w pobliskim motelu. Takie atrakcje to ja lubię.
Kartka na śniadanie © CFCFan
W końcu kilka minut po północy kończymy nasze rozmowy. Żegnamy się i razem z Ahmed'em idę do jego domu. Tam czeka na mnie prawdziwa wyżerka. Na kolację dostaję chleb, 2 udka z kurczaka, ogórek, ciastka, wodę i banana.
Druga, niespodziewana kolacja © CFCFan
Coś słodkiego © CFCFan
Było bardzo dobre © CFCFan
Dodatkowo kolega szykuje mi posłanie na ławce ogrodowej. Daje też hasło do WiFi. Około 1.00 zaczyna lekko padać. Ahmed proponuje abym spał w środku jego domu. Postanowiłem jednak zostać na zewnątrz. Łatwiej się będzie jutro zebrać rano. Siedzimy razem do 1.30. W końcu mówię mu, iż muszę już iść spać. Pakuję się do śpiwora i zasypiam nie wiedząc nawet kiedy.
Chorwacja, Bośnia - Dzień III
Niedziela, 24 lipca 2016
Km: | 142.90 | Czas: | 07:05 | km/h: | 20.17 |
Pr. maks.: | 69.80 | Temperatura: | 30.0°C | ||
Podjazdy: | 2305m | Sprzęt: Kellys | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dzień III
Ten dzień był najważniejszy podczas tego wyjazdu. A to dlatego, iż dziś miałem odwiedzić Jeziora Plitwickie, które są jedną z głównych atrakcji turystycznych w Chorwacji. Plan jak zwykle miałem ambitny. Chciałem wstać o 4.30 i szybko ruszyć w kierunku jezior. Wszystko po to, aby być tam jak najwcześniej. Niestety, spało mi się tak fajnie, iż wstałem dopiero o 6.30. Na śniadanie druga połowa chleba z pasztetem i sok. Pakowanie ekwipunku i mogę ruszać. Tak nad ranem wyglądała chatka, w której spałem.
Chciałem jeszcze iść w krzaki, aby się załatwić, lecz przypadkiem trafiłem na takie oto cudo.
Toaleta
Zupełnie się tego nie spodziewałem. Bardzo dziękuję osobie, która robi takie fajne darmowe kempingi. Szkoda, że jest ich tak mało.
List pozostawiony przez właściciela
W międzyczasie kemping opuszcza jeden z kilku kamperów, które na nim stacjonowały. Ja wsiadam na rower i kontynuuję podjazd. W końcu docieram na wysokość 798m n.p.m. Liczyłem na zjazd, lecz nic z tego. Droga się wypłaszcza. Czasem czeka mnie krótki zjazd lub podjazd. Jadę przez tereny typowo rolnicze. Mijam małe gospodarstwa oraz liczne łąki na których pasą się owce lub krowy.
Po kilkudziesięciu kilometrach kolejny solidniejszy podjazd. Osiągam wysokość 890 m n.p.m.
Nareszcie czeka mnie zjazd. Bardzo szybki. Kilka ostrych serpentyn i jestem na poziomie 670 m n.p.m. Takich podjazdów i zjazdów najbardziej nie lubię. Człowiek wspina się przez 50 km a w nagrodę otrzymuje 5 km stromego zjazdu z serpentynami. Jak dla mnie, najgorsze co może być.
Do Jezior Plitwickich mam coraz bliżej. Robię jeszcze mały postój na coś do zjedzenia. Czekają mnie jeszcze 4 km lekkiego podjazdu, a potem to co kocham. Lekki, 25 kilometrowy zjazd. Wszystko ponownie w fajnej dolinie. Nawierzchnia drogi idealna. Nic tylko gaz do dechy. Na jednym z przystanków zauważam grupkę kolarzy. Zatrzymuję się i zagaduję. Okazuje się, iż są to Bośniacy. Wybrali się na krótką wycieczkę na pobliski szczyt. Wszyscy jadą na rowerach MTB. Są zaskoczeni moją osobą. Gratulują wyprawy i cieszą się, iż pojadę przez ich ojczyznę. Robimy sobie porządną sesję fotograficzną i ruszamy każdy w swoim kierunku.
Dalej zjeżdżam, aż tu nagle mijam wejście nr 2 do Jezior Plitwckich. Postanawiam przejechać jeszcze kilka kilometrów i zatrzymać się przy wejściu nr 1.
W końcu o godz. 10.30 melduję się na miejscu. Wita mnie to czego się spodziewałem. Wszędzie jest pełno turystów. W znaczącej przewadze są Azjaci. Ja udaję się do centrum informacyjnego.
W centrum pytam o to gdzie mogę zostawić rower oraz baraż. Kierują mnie do budynku po drugiej stronie ulicy. Tam również jest informacja. Bardzo miła Pani wskazuje mi przechowalnię bagażu. Ładuję tam cały swój dobytek. Biorę ze sobą tylko 2 ciasteczka i bidon pełen wody.
Rower natomiast przypinam do stojaka rowerowego.
Ponownie wracam do informacji. Tym razem z pytaniem, czy mógłbym pozostawić tu mój power-bank do podładowania. Po kilku minutach narzekań Pani się zgodziła. Teraz w spokoju mogłem zająć miejsce w kolejce po bilet. Wygląda ona dość strasznie, ale posuwa się do przodu szybko i sprawnie.
Punktualnie o 10.50 kupuję bilet za 110 HRK i rozpoczynam zwiedzanie.
Przez park prowadzi kilka szlaków. Jedne są dłuższe, drugie krótsze. Każdy może wybrać coś dla siebie. Ja decyduję się na szlak oznaczony literką C. Przebiega on przez cały park i łączy wszystkie atrakcje, takie jak piesza wędrówka, rejs łódką i powrót samochodem z drugiego krańca parku.
Tak wygląda trasa szlaku oznaczonego literką C
Szlaki są bardzo dobrze oznakowane
Dokładnie nie będę opisywał wszystkich atrakcji po kolei. Aby zobaczyć ogrom i piękno tego miejsca trzeba pojechać tam osobiście. Nie ma innego wyjścia. Na zachętę wstawię tylko kilka zdjęć :)
Ostatnie kilometry drogi powrotnej z drugiego końca parku pokonuję za pomocą takiego oto pojazdu
Zwiedzanie Jezior Plitwickich zajęło mi ponad 5 godzin. Bardzo mi się podobało. Warto było walczyć z upałem i licznymi podjazdami, aby finalnie dotrzeć do tego miejsca. Po zakończonym zwiedzaniu odbieram naładowanego power banka, odpinam rower i idę po bagaże do przechowalni. Po drodze spotykam polaka z sakwami. Nazywa się Maciek i razem z koleżanką podróżują z Budapesztu do Splitu. Stamtąd mają zamiar wrócić autobusem lub innym transportem do Polski. Na reszcie mam okazję porozmawiać z kimś po polsku :) Po kilku minutach rozmowy, musimy ruszać każdy w swoją stronę. Ja idę ogarnąć sakwy na rower, Maciek też musi przygotować się do drogi. W przechowalni znajduję swój bagaż w nienaruszonym stanie. Bardzo mnie to cieszy. Uzbrajam maszynę i idę w kierunku ławek, aby zrobić sobie coś do jedzenia. Tam jeszcze raz spotykam rowerzystów z polski. Daję im namiar na swojego bloga. Jak widzę w komentarzu, udało się Wam trafić :) Kiedy ja rozkładam się przy stoliku, oni ruszają w dalszą drogę.
Jem kilka kanapek, pakuję zimną wodę do sakw i ok. 17.00 ruszam w stronę Bośni. Tym razem czeka mnie świetny zjazd, aż pod samą granicę. Krajobraz zaczyna się powoli zmieniać. Góry zostają za moimi plecami. Wjeżdżam na coraz bardziej płaskie tereny.
W końcu docieram do granicy. Standardowo mijam długą kolejkę samochodów bokiem. Kontrola przebiega szybko i sprawnie.
W końcu jestem w Bośni. Fotka przy znaku i ruszam dalej.
Mijam kilka mniejszych wiosek, aż docieram do większego miasta Bihać.
Bihać
Przejeżdżam przez centrum, w celu znalezienia kantoru, gdzie mógłbym wymienić EURO na MARKI BOŚNIACKIE. Niestety, nic takiego nie znajduję. Jadę dalej. Za miastem krótki postój na kanapkę nad rzeką Una.
Rzeka Una
Kolejne kilometry prowadzą przez piękny kanion, w którym płynie rzeka Una. Nie miałem pojęcia, iż takie ładne miejsce znajduje się w tej okolicy. Droga nie jest specjalnie ruchliwa. Jedzie się perfekcyjnie. Cały czas lekko w dół. Dodatkowo otaczają mnie strome zbocza gór oraz szumiąca, bardzo czysta rzeka.
Kanion rzeki Una © CFCFan
Kanion rzeki Una © CFCFan
Kanion rzeki Una © CFCFan
Kanion rzeki Una © CFCFan
Kanion rzeki Una © CFCFan
Pokonuję kilka krótkich tuneli i szybko docieram do miasta Bosanska Krupa. Powoli zaczyna już zapadać zmrok. Tuż przed centrum miasta, spotykam Bośniaka. Zaczepił mnie i tak zaczęła się nasza rozmowa. Nazywa się Dino, idzie do centrum aby napić się piwa z kolegami. Drogę rozmawiamy o wojnach i podziałach na Bałkanach. W końcu jesteśmy w centrum. Kolega pokazuje mi bardzo stare ruiny zamku na wzniesieniu, które góruje nad miastem. Dodatkowo, pokazuje mi trzy kościoły: Katolicki, Prawosławny i Islamski. Stoją one w odległości 30 m od siebie. To tylko pokazuje jak wiele narodowości, kultur i religii można tu spotkać. Na pożegnanie robimy sobie fotkę i ruszamy każdy w swoją stronę.
Fotka z Dino © CFCFan
On na piwo do knajpy, ja natomiast wdrapuję się na wzgórze aby zobaczyć miasto z góry. Widok okazuję się być bardzo fajny. Wszędzie pełno świateł, które ciągną się po wzgórzach i dolinach w około.
Bosanska Krupa nocą © CFCFan
Bosanska Krupa nocą © CFCFan
Rozważam nocleg w ruinach, jednakże ostatecznie z niego rezygnują. Kręci się tam za dużo ludzi. Zjeżdżam do centrum i szukam stacji PKS. Dino powiedział mi, iż tam mogę spędzić noc. Niestety, nie znalazłem jej. Potem pytam jeszcze o nocleg na stacji i w jednym z domów. Nie uzyskuję zgody. Jadę dalej przed siebie. Nagle widzę kierunkowskaz, który prowadzi na camping. Postanawiam tam uderzyć. Po 3 km jazdy fatalną, dziurawą drogą jestem na miejscu. Właściciel mówi tylko po niemiecku. Za nocleg chce 10E. Zbijam cenę do 5E. Jako iż, nie mam marek, płacę w euro a resztę otrzymuję w bośniackiej walucie (1E = 2KM). Udaję się pod wskazaną wiatę. Łączę dwie ławki, rozkładam karimatę i miejsce do spania gotowe. Biorę zimny prysznic, jem kolację i sprawdzam zawartość lodówki, o której wspominał gospodarz. Tak jak mówił, znajduję tam całkiem spory zapas piwa.
Tak to można żyć :) © CFCFan
Wypijam dwa przed snem i o 23.00 kładę się spać.
Chorwacja, Bośnia - Dzień II
Sobota, 23 lipca 2016
Km: | 248.80 | Czas: | 13:06 | km/h: | 18.99 |
Pr. maks.: | 72.00 | Temperatura: | 30.0°C | ||
Podjazdy: | 3827m | Sprzęt: Kellys | Aktywność: Jazda na rowerze |
DZIEŃ II
Pociąg na dworcu kolejowym melduje się punktualnie o 4.30. Sprawnie opuszczam pociąg i rozkładam się obok jednego ze słupów. Standardowo robię kilka fotek i zakładam sakwy na rower. Na śniadanie zjadam ostatki makaronu i kanapkę z kremem czekoladowym.
Pociąg na dworcu kolejowym melduje się punktualnie o 4.30. Sprawnie opuszczam pociąg i rozkładam się obok jednego ze słupów. Standardowo robię kilka fotek i zakładam sakwy na rower. Na śniadanie zjadam ostatki makaronu i kanapkę z kremem czekoladowym.
Pociąg relacji Belgrad - Ljubljana
Dworzec w Zagrzebiu
Włączam stravę na telefonie i ruszam przed siebie. Przechodzę przez główny budynek dworca i znajduję się przed jakimś pomnikiem.
Pomnik przed dworcem
Dworzec kolejowy
Z tego co wyczytałem z mapy na dworcu, muszę jechać w prawo aby dostać się do pierwszej i główniej jaka czeka na mnie w Zagrzebiu. Jest nią stadion klubu NK DINAMO Zagrzeb. Przy okazji podziwiam śpiące jeszcze miasto. Widoczna jest znaczna różnica w porównaniu do Belgradu. Architektura jest bardziej nowoczesna, drogi w lepszej kondycji oraz wszędzie na około nie walają się śmieci. Wszędzie panuje dużo większy porządek.
Zagrzeb o poranku
W końcu docieram pod stadion. Robię pamiątkowe zdjęcia. Po schodach udaję mi się wdrapać na fajny punkt, z którego widzę murawę i trybuny.
Stadion Dinama Zagrzeb
GNK DINAMO Zagrzeb
Murawa stadionu
Później przez bardzo fajny park jadę w kierunku centrum.
Park z Zagrzebiu
Pomnik
Tam również cisza. Tylko sklepikarze odbierają dostawy świeżych towerów do sklepów oraz najwytrwalsi imprezowicze wracają z dyskotek. W mojej ocenie, Zagrzeb to bardzo fajne miasto. Fajnie byłoby tu kiedyś wrócić i zostać na dłużej.
Poranek to pracowity czas dla sklepikarzy
Statua przed kościołem
Bardzo ładny kościół
Centrum
Centrum
Puste ulice. W końcu dopiero 6.00
Tymczasem jadę w kierunku rzeki Sava. Po jej przekroczeniu obieram kurs na miasto Karlovac.
Nagle słyszę trzask w tylnym kole. Pękała mi szprycha. Pomimo tego postanawiam jechać dalej. Koło nie jest jakoś poważnie rozcentrowane, co nie utrudnia jazdy. Po drodze zatrzymuję się jeszcze obok dużej hali sportowej Arena Zagreb.
Arena Zagreb
Dalej cały czas trzymam się drogi nr 1. Robię sobie pierwszą dłuższą przerwę na przystanku, w celu zjedzenia śniadania.
Standardowe śniadanie w podróży
W pewnym momencie widzę przed sobą solidne mgły. Myślałem, że będą na odcinku kilometra albo dwóch. Myliłem się. Towarzyszyły mi przez dobre 10km. Nie wiem skąd się tam wzięły, ale przynajmniej skutecznie ochroniły mnie przed pierwszymi promieniami słonecznymi.
Poranne mgły
Poranne mgły
W końcu dojeżdżam do miasta Karlovac.
Ciekawy kanał przed miastem
Mijam sklep rowerowy, w którym mógłbym kupić zapasowe szprychy. Gdyż wszystkie jakie miałem, zużyłem podczas wcześniejszych wyjazdów. Niestety, mam tylko EURO. Zaczynam poszukiwania kantoru. Pytam w biurze informacji turystycznej. Pani kieruje mnie w odpowiednie miejsce. Wymieniam 30 Euro, za które dostaję 220 HKR.
Karlovac
Wracam do serwisu. Mówię gościowi, że potrzebuję szprych bo mi jedna pękła, a ten od razu odpina hamulec i chce się zabierać za jej wymianę. Na szczęście udaję mi się go powstrzymać. Wyjaśniam mu, iż sam to sobie naprawię. Potrzebuję tylko szprych. Mówię, iż chcę 3 sztuki. Każe mi zapłacić 6 HKR. Daję mu 10 HKR, a ten nie mając wydać, dorzuca mi jeszcze jedną szprychę i daje 2 HKR. Pakuję szprychy do sakwy i w drogę.
Serwis rowerowy
Przy wyjeździe z miasta robię pauzę pod kościołem. Przypadkiem natrafiam tam na pomnik naszego papieża, św. Jana Pawła II.
Papa IVAN PAVAO II
Opuszczam drogę nr 1 i lecę na Josipdol. Za miastem Karlovac kończą się płaskie tereny. Zaczynają się podjazdy. Dużo podjazdów. Na razie są małe ale wredne. Dają popalić. Dodatkowo robi się coraz cieplej.
Pagóreczki
Zjazd
Kamieniołom
Pierwszą poważną przerwę robię po ok. 120km w mieście Josipdol. W sklepie kupuję 2 wody 1,5l i sok 1,5l. Robi się coraz cieplej, dlatego też piję coraz więcej. Jem chleb z kremem, do tego ciasteczko, SMS do taty, że żyję i ruszam w kierunku Adriatyku.
Josipdol - zakupy+jedzenie
Teraz czeka mnie pierwszy solidny podjazd. Wysiłek wynagradzają przepiękne widoki.
Zmęczony melduję się na przełęczy Kapela 887 m n.p.m. Tam spotykam kolarza z Chorwacji. Zjeżdżamy kawałek razem, potem mu odjeżdżam. Po świetnym zjeździe, czas na kolejny podjazd. Tym razem kolarz się rewanżuje i to on mi odjeżdża.
Do miejscowości Prokike czeka mnie seria standardowych, małych podjazdów.
Tam odbijam z drogi głównej, w małą boczną dróżkę. Staję na kilka minut przerwy pod drzewem. Uzupełniam kalorie i zaczynam kolejny podjazd.
Wiedzie bardzo fajną doliną. Większość w lesie. Co kilka kilometrów mijam bardzo fajne wioseczki, które składają się z kilku domostw. Wokoło zupełna cisza.
Mija mnie może jeden samochód co 30 min. Znów wdrapuję się na 860m n.p.m. Dojeżdżam do większej wioski Krivi put. Stamtąd rozpoczynam jeden z najlepszych zjazdów jakie jechałem.
Wyspy na Adriatyku
Przypadkiem trafiam jeszcze na jakiś turniej oldbojów, który jest rozgrywany na świetnie położonym boisku. W takich warunkach to można grać. Odpoczywam 15 min i kontynuuję zjazd.
Turniej
Jadę licznymi serpentynami. Wiedzę pięknie położone miasto Senj, do którego zmierzam, oraz liczne wyspy i wysepki dalmatyńskiego wybrzeża Chorwacji. Jest tak ciepło, iż podczas zjazdu, zamiast się schładzać jeszcze bardziej się grzeję. Powietrze jest tak gorące, że czuję się jakby dmuchał mi w twarz żar z pieca.
Senj
No to jazda!! :)
Niestety, wszystko co dobre, szybko się kończy. Melduję się na poziomie 0 m n.pm. Jadę do centrum.
Senj
Po drodze mijam park, w którym swój obóz rozbili jacyś rycerze. Można tam zobaczyć stare zbroje i miecze.
Potem robię sobie krótką pauzę na kamienistej plaży. Jest tak gorąco, iż zaliczam kąpiel w Adriatyku. Muszę przyznać, że jak dla mnie woda miała idealną temperaturę.
Wracam z powrotem do centrum. Wbijam pod supermarket, gdzie kupuję koszyk nektaryn oraz wodę 6l. Podczas rozlewania wody mija mnie kilku polaków, którzy zapewne spędzają tu wakacje. pomimo tego, iż mam naszą flagę nikt do mnie nie zagaduje. Jem kilka nektaryn, ciasteczko i kanapki.
Supermarket Konzum
Teraz czeka mnie morderczy podjazd. Z poziomu 0 m n.p.m muszę wdrapać się na równe 700 m n.p.m. na przełęcz Vratnik. Startuję o 17.30. Na pierwszych kilometrach upał daje mi solidnie w kość. Na szczęście z każdym kilometrem staje się coraz chłodniej.
Dodatkowo cześć podjazdu jest osłonięta drzewami. Oczywiście, widoki są bajeczne.
Po dobrej godzinie walki wjeżdżam na szczyt. Robię pamiątkowe foto i podziwiam wszystko co mnie otacza.
Vratnik 700 m n.p.m
Adriatyk
Ruiny na przełęczy
Niestety, muszę jechać dalej. Zaczynam szybki zjazd na poziom 420 m n.pm. Znów jadę w fajnej, szerokiej dolinie. Po obu stronach mam fajne góry. Droga wiedzie przez liczne fajne wioski i pola uprawne.
Na 228 km robię pauzę na stacji. Czas na kolację, czyli nektaryny i kanapki.
Powoli zaczyna robić się ciemno. Odpalam lampki z tyłu. Zaliczam kolejny podjazd i przejazd nad autostradą, z której fajnie widać wjazd do tunelu, przez który biegnie autostrada.
Melduję się w wiosce Otocac. Widzę otwartego Lidla. Jest godzina 20.50, a sklep jest czynny do 21.00. Szybko wpadam do środka. Kupuję pasztet, bułkę i wodę do picia. Pakuję całość do sakw i zaczynam szukać odpowiedniego miejsca na nocleg. Chciałem znaleźć coś w centrum (park lub plac zabaw), lecz na moje nieszczęście odbywa się tam jakaś lokalna impreza. Wszędzie pełno ludzi. Nie ma opcji abym tu spał. Nagle, widzę jakiegoś sakwiarza. Podbijam do niego i zagaduję. Okazuje się, iż jest z Węgier. Podróżuje sobie rekreacyjnie po Chorwacji. Coś na rowerze coś pociągiem. I tak z miasta do miasta. Mówi, iż dziś o 2.30 ma pociąg z pobliskiego miasta. Częstuje mnie Rakiją i daje swoją wizytówkę. Może go odwiedzę, gdy będę wracał do Polski.
Polak Węgier - dwa bratanki :)
Otocac
Po kilkunastu minutach, muszę go opuścić. Muszę jechać szukać noclegu. Jadę dalej w kierunku Jezior Plitwickich. Jest ok. 22.00 a ja jadę przez szczere pola. W końcu, gdy już zaczynało pojawiać się zwątpienie, wjeżdżam do wioski. Widzę budkę, gdzie gospodarze sprzedają lokalne produkty. Rozważam, aby się tam rozbić. Niestety, zauważył mnie pies i zaczął szczekać. Jadę dalej. Mijam opuszczony kościół. Może tu się rozbiję? Sprawdzam przedsionek i podejmuję decyzję, że jednak nie. Szukam dalej. Cały czas jadę pod górę. W końcu, w ciemnościach zauważam biały napis FreeCamp. O kurde. Ale fart. Z drogi dostrzegam małą budkę. Modlę się aby była otwarta. Zjeżdżam z drogi na teren kempingu. Wita mnie mały piesek, który szczeka, ale na szczęście nie atakuje. Podjeżdżam pod mały domek. W środku nikogo nie ma. Niestety, drzwi są zamknięte. Hmmm. Co tu robić? Sprawdzam zamknięcie. Nagle dochodzę do wniosku, że mogę odkręcić jedną śrubkę z zamka, co pozwoli mi otworzyć drzwi. Szybko szukam śrubokręta. 30 sekund roboty i drzwi otwarte :)
Wchodzę do środka. Czysto, schludnie, bezpiecznie i pod dachem. Wszystko czego mi trzeba. Przekładam klamkę do wewnątrz, zamykam drzwi i rozkładam karimatę. Pakuję się do śpiwora, jem kolację w postaci chleba z pasztetem i o 23.00 idę spać.
Chorwacja, Bośnia - Dzień I
Piątek, 22 lipca 2016
Km: | 4.00 | Czas: | 00:14 | km/h: | 17.14 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 28.0°C | ||
Podjazdy: | m | Sprzęt: Kellys | Aktywność: Jazda na rowerze |
DZIEŃ I
Trzeci weekendowy wyjazd po Bałkanach czas zacząć. Tak jak już wcześniej pisałem, tym razem wybór padł na Chorwację i Bośnię. Bilet na pociąg kupiłem poprzedniego dnia. Dzisiaj wcześniej wróciłem z pracy, dzięki czemu miałem więcej czasu na przygotowania. Przed wyjazdem idę do sklepu rowerowego. Chciałem kupić zestaw kluczy imbus, gdyż swoje zgubiłem. Niestety, nie mieli czegoś takiego. Wracam do akademika, po drodze kupuję jeszcze dwa chleby. W pokoju jem wcześniej ugotowany makaron i wypieki z piekarni. Szykuję cały zestaw kanapek i resztę niezbędnego ekwipunku. W sumie w trasę zabieram 2 chleby posmarowane kremem czekoladowym, 2l coca - coli, pudełko ugotowanego makaronu, 2x 1,5l wody, 2 banany i 6 batoników.
Ekwipunek © CFCFan
Pociąg mam planowo o 21.30. Postanawiam jednak wyruszyć dużo wcześniej. Chciałem jeszcze odwiedzić jeden sklep, gdzie mogą mieć imbusy, wymienić pieniądze oraz być wcześniej na dworcu, aby zająć fajne miejsce w pociągu.
Rower gotowy do drogi © CFCFan
Pogoda bardzo fajna. Ponownie upał. Jest 19.15 a na dworze blisko 30 stopni.
Pogoda dopisuje © CFCFan
Tym razem nie odpalam stravy. Postanowiłem oszczędzać baterię. Wszak wyruszam na 4 dni. Najpierw jadę wymienić Euro na Dinary. Potem szukam sklepu, który wskazali mi w serwisie rowerowym. Jakoś go znajduję Niestety jest już zamknięty. Trochę mnie to zestresowało. Nie mając kluczy, nie mógłbym rozkręcić roweru, tak aby zapakować go w folię i przetransportować w pociągu jako bagaż. W końcu jadę na dworzec. Do odjazdu pociągu 1,5h. W międzyczasie decyduję się kupić bilet do Czarnogóry. Za transport z Belgradu do Kolasina zapłaciłem 2033 DIN.
Dworzec kolejowy w Belgradzie © CFCFan
Pociąg © CFCFan
W końcu 40 min przed odjazdem, pociąg wjeżdża na stację.
Belgrad - Ljubljana © CFCFan
Obchodzę cały skład w celu znalezienia przedziału z miejscem dla palaczy. Chodzi mi o co takiego, co było w pociągu do Macedonii. Niestety, nic z tego. Na szczęście konduktor jest bardzo miły. Bez dodatkowych opłat i problemów, pozwala mi ustawić rower w przejściu, w ostatnim wagonie składu. Tak też robię. Początkowo trochę kombinuję z pozycją, lecz ostatecznie ustawiam go jak zawsze.
Próby różnego ułożenia roweru © CFCFan
Rower w przejściu © CFCFan
Widok na peron © CFCFan
Zajmuję miejsce w przedziale również na końcu. Siedzę sam, wiec wygodnie się rozkładam.
Przedział © CFCFan
Gdy pociąg rusza do przedziały wbiega zdyszany Serb. Zdążył na pociąg w ostatniej chwili. Trochę gadamy, daję mu trochę wody do picia. Okazuje się, iż jedzie do miasta Sid. Po kilku kilometrach podróży przychodzi czas na kontrolę biletów. Wszystko jest ok. Chwilę później gaszę światło w przedziale i kładę się spać. Kolega robi to samo. Budzę się dopiero w mieście Sid. Jest tam kontrola graniczna. Najpierw sprawdzają nas Serbowie, później Chorwacji. Wszystko przebiega sprawnie. Ponownie idę spać. Po 1h snu przychodzi chorwacki kontroler. Nie jest tak miły jak Serb. Każe mi kupić bilet na rower za 5 Euro. Kupuję bilet i idę spać dalej. Znowu śpię tylko 1h kiedy to sen przerywa mi kolejna kontrola. Pani pyta czy może mi wymienić bilet na inny, bo mój do czegoś potrzebuje. Zgadzam się. Znów mogę iść spać. Po raz kolejny budzę się kilka minut po 4.00. Pociąg zaczyna powoli wjeżdżać na dworzec kolejowy. Nareszczcie jestem w stolicy Chorwacji :)
Avala Trip
Czwartek, 21 lipca 2016
Km: | 51.10 | Czas: | 02:38 | km/h: | 19.41 |
Pr. maks.: | 60.80 | Temperatura: | 28.0°C | ||
Podjazdy: | 839m | Sprzęt: Kellys | Aktywność: Jazda na rowerze |
AVALA TRIP
Dzisiejszego dnia wróciłem trochę wcześniej z pracy. Postanowiłem to wykorzystać i zrobić sobie krótką przejażdżkę na górę Avala. Najpierw jednak zakupy i przygotowania do weekendowego wyjazdu. Udało się wszystko sprawnie załatwić i o 17.00 ruszam z pod akademika. Najpierw krótka wizyta w kantorze. Później przebijam się przez zatłoczony Belgrad. Co kilka metrów światła. Jak ja tego nie lubię! Na szczęście, można liczyć na ścieżki rowerowe.
Ścieżki rowerowe w Belgradzie © CFCFan
Nie jest ich za dużo, ale są. Przejeżdżam obok serbskiej Marakany. Krótka pauza na foto i jadę dalej.
Marakana © CFCFan
Stadion podczas meczu Crvena Zvezda vs Valetta FC © CFCFan
Stadion podczas meczu Crvena Zvezda vs Valetta FC © CFCFan
Droga prowadzi cały czas lekko pod górę. Mimo, iż jest to stolica, na jej drogach można spotkać takie oto pojazdy.
Co za maszyna © CFCFan
Siwy dym © CFCFan
W końcu moim oczom ukazuje się cel wyjazdu.
Cel mojego dzisiejszego wyjazdu © CFCFan
Droga zaczyna prowadzić coraz bardziej pod górę. Po skręcie w lewo, rozpoczynam ostatni etap podjazdu. Trochę ponad 4 km bardzo fajnej drogi w lasku. Tym razem podjeżdżam z drugiej strony, gdzie teoretycznie jest zakaz. Kilka krótkich serpentyn i po kilkunastu minutach melduję się na górze. Tam robię krótki objazd oraz spinam się na Grób Nieznanego Żołnierza.
Grób Nieznanego Żołnierza © CFCFan
Grób Nieznanego Żołnierza © CFCFan
Avala TV Tower © CFCFan
Widok z tego miejsca jest wspaniały. Widzę w oddali miasta, przez które jechałem podczas poprzednich wyjazdów. Niesamowite uczucie.
A tu już widok ze szczytu © CFCFan
Rower - wersja ultralight © CFCFan
Widok na pobliskie miasteczka © CFCFan
Po krótkiej sesji fotograficznej udaję się w drogę powrotną. Zjeżdżam również pod prąd. Muszę uważać na nadjeżdżające z naprzeciwka samochody, które nie spodziewają się mojej obecności. Na szczęście bezpieczne zjeżdżam na sam dół. Później tą samą drogą wracam do centrum Belgradu. Zaliczam krótki postój obok Cerkwi Św. Sawy.
Cerkiew Św. Sawy © CFCFan
Plac przed cerkwią © CFCFan
Jest to jeden z największych obiektów tego typu na świecie. W środku robi niesamowite wrażenie, pomimo iż jeszcze nie został ukończony.
Wnętrze cerkwi © CFCFan
Kopuła © CFCFan
Następnie kieruję się na dworzec kolejowy. Chciałem kupić bilet na weekendowy wypad do Czarnogóry. Niestety, wszystkie miejsca w pociągu Belgrad - Bar są wyprzedane. W związku z tym kupuję bilet do Zagrzebia.
Bilet na weekendowy wyjazd :) © CFCFan
W taki oto sposób zamieniam Czarnogórę na Chorwację i Bośnię :) Potem jadę jeszcze na chwilkę na Kalemegdan. Chwilkę się tam szwendam.
Belgrad © CFCFan
Belgrad © CFCFan
Do akademika wracam przez samo centrum. Na głównym deptaku pełno ludzi. Muszę iść obok roweru, gdyż nie da się jechać.
Główny deptak w centrum © CFCFan
Korzystam z okazji i kupuję loda. Ostatnie kilometry pokonuję na rowerze. W akademiku melduję się o 21.30. Wyjazd udany. A na górę Avala na pewno wrócę jeszcze nie raz :)
Macedonia, Kosovo, Serbia - Dzień IV
Poniedziałek, 18 lipca 2016
Km: | 185.50 | Czas: | 09:19 | km/h: | 19.91 |
Pr. maks.: | 63.70 | Temperatura: | 28.0°C | ||
Podjazdy: | 1477m | Sprzęt: Kellys | Aktywność: Jazda na rowerze |
DZIEŃ IV
Budzik nastawiłem na 5.15. Chciałem się zebrać przed godziną 6.00, kiedy to miała zostać otwarta stacja. Niestety, chęć drzemki zwyciężyła. Wstaję o 5.40. Wychodzę z kibla, pogoda na zewnątrz standardowa. Niebo zachmurzone, na szczęście nie pada. Noc przebiegła bez zakłóceń. Brakowało mi kilku centymetrów aby całkowicie wypościć nogi, ale po odpowiednim zgięciu się w pasie było to możliwe.
Nocleg w toalecie © CFCFan
Jakoś udało się wszystko zmieścić © CFCFan
Jest dobrze :) © CFCFan
Tak to wyglądało © CFCFan
Jeszcze jedna fotka © CFCFan
Wyciągam cały ekwipunek na zewnątrz. W tym czasie przyjeżdża pracownik stacji. Mówi mi miłe "Dzień dobry" i zajmuje się swoją robotą. Ja ładuję cały ekwipunek na rower. N śniadanie kanapki z kremem czekoladowym. O 6.30 jestem gotowy do odjazdu. Jeszcze tylko chwilka aż złapie sygnał GPS i mogę jechać.
Stacja benzynowa © CFCFan
Rower załadowany © CFCFan
Celem na dzień dzisiejszy jest typowy tranzyt do Belgradu. Trasa zapowiadała się stosunkowo płasko. I tak też było. Przez większość trasy jechałem wzdłuż linii kolejowej, którą w piątek jechałem z Belgradu do Vranje. W miejscowości Cuprija robię pauzę na przystanku. Czas zjeść porządne śniadanie. Kilka kilometrów wcześniej kupiłem w piekarni 3 bułki i jednego kołaczyka. Tym razem postanowiłem skonsumować konserwę. Do tego jedna bułka i kołaczyk. Resztę konserwy kroje w plasterki i robię 2 bułki na dalszą trasę.
Cuprija © CFCFan
Cuprija © CFCFan
Cuprija © CFCFan
Przerwa śniadaniowa © CFCFan
Przerwa śniadaniowa © CFCFan
Gdy chciałem ruszać, zaczęło padać. Ubieram cały zestaw przeciwdeszczowy (kurtka, spodnie i ochraniacze na buty). Deszcz trzyma przez jakieś 20 km. Nie była to ulewa, lecz lekki normalny deszczyk. Dojeżdżam do miasta Jagodina.
Jagodina © CFCFan
Jagodina © CFCFan
Jagodnia © CFCFan
Jagodnia © CFCFan
Jagodnia © CFCFan
Deszcz powoli ustępuje. Za miastem czeka mnie dość solidny podjazd, którego się nie spodziewałem. Powoli wdrapuję się na górę. Od razu poprawiły się widoki. Fajnie widać duże miasta, które leżą poniżej.
Wreszcie jakieś lepsze widoki © CFCFan
Niebo trochę pochmurne © CFCFan
Widok na miasto Jagodina © CFCFan
Widoki © CFCFan
Przejeżdżam przez Lapovo. Za wioską robię krótki postój na przystanku. Zjadam koleją bułkę i dopijam do reszty coca - colę. Następnie mijam takie miasta jak Velika Plana oraz Smederevska Palanka, gdzie na przydrożnym bazarze kupuję cztery nektaryny za jedyne 20 DIN.
Serbski cmentarz © CFCFan
Serbski cmentarz © CFCFan
Jakaś bara wojskowa w okolicy Smederevskiej Palanki © CFCFan
Jakaś bara wojskowa w okolicy Smederevskiej Palanki © CFCFan
Od tego momentu kończą się płaskie tereny. Zaczynają się typowe pagórki, których pełno w okolicy Belgradu. Robię kolejną pauzę. Tym razem na stacji. Idę się ochłodzić do toalety oraz zjadam ostatnią bułkę.
Pauza na stacji © CFCFan
Ostatnie płaskie kilometry © CFCFan
Ostatnie płaskie kilometry © CFCFan
Ostatnie płaskie kilometry © CFCFan
Na niebie coraz mniej chmur, robi się coraz cieplej. W miejscowości Mladenovac robię ostatnie zakupy. Kupuję 2 wody 2l, fantę 1,5l i paczkę krakersów. Jestem gotowy aby dojechać do Belgradu.
Maldenovac © CFCFan
Maldenovac © CFCFan
Maldenovac - pauza na ostatnie zakupy © CFCFan
Podjazdy są coraz solidniejsze. Lecz nigdzie mi się nie śpieszy, dlatego pokonuję je bardzo spokojnie, bez pośpiechu. Czasem towarzyszą mi bardzo fajne widoki. W końcu po którymś z podjazdów, na horyzoncie pojawia się wieża na górze Avala. To znak, iż Belgrad jest już blisko.
Avala © CFCFan
Widoki © CFCFan
Z każdym następnym kilometrem, staje się coraz większa. W końcu widzę upragniony znak, który informuje mnie, iż dotarłem w okolice tej góry. Zaczynam podjazd. Nie jest on specjalnie trudny. Jedzie się prawie cały czas w lasku. Docieram do miejsca, gdzie można skręcić w prawo, aby wjechać na sam szczyt góry. Jako że, mam trochę czasu, postanawiam wjechać na sam szczyt.
Początek podjazdu pod górę Avala © CFCFan
Droga ponownie prowadzi cały czas w lasku. Muszę przyznać, iż ten podjazd był bardzo przyjemny. Po wyprzedzeniu jednego z kolarzy oraz krótkiej przerwie na zdjęci obok jednego z pomników, melduję się na szczycie.
Widoki podczas podjazdu © CFCFan
Jeden z pomników © CFCFan
Restauracja na szczycie © CFCFan
Parking na szczycie © CFCFan
Podjeżdżam pod Grób Nieznanego Żołnierza, robię zdjęcia i rozpoczynam zjazd.
Grób Nieznanego Zołnierza © CFCFan
Po drodze mijam ogromną wieżę, która króluje nad Belgradem.
Avala Tower © CFCFan
Ostatnie kilometry to w większości zjazd. Jadę tą samą trasą co mój autobus, którym jeżdżę codziennie do pracy. W centrum zatrzymuję się jeszcze na myjni, gdzie za 100 DIN mogę umyć swój rower. Trochę był umorusamy od tych mokrych asfaltów. Zasłużył sobie na solidną kąpiel.
Wizyta w SPA © CFCFan
Wizyta w SPA © CFCFan
Potem jeszcze wizyta w knajpie obok akademika, gdzie zamawiam standardowo największą pljeskavicę. Kilka minut po 19.00 melduję się w pokoju.
Ogólnie wjazd muszę zaliczyć do udanych. Mimo, iż początkowo obawiałem się deszczowej pogody, to ostatecznie było elegancko. Nie za ciepło, nie za zimno. A i deszczu podczas całego wyjazdu było jak na lekarstwo. Kolejny etap zwiedzania Bałkanów zaliczony :)
Macedonia, Kosovo, Serbia - Dzień III
Niedziela, 17 lipca 2016
Km: | 258.10 | Czas: | 12:54 | km/h: | 20.01 |
Pr. maks.: | 70.00 | Temperatura: | 24.0°C | ||
Podjazdy: | 2686m | Sprzęt: Kellys | Aktywność: Jazda na rowerze |
DZIEŃ III
Pobudkę miałem zaplanowaną na 4.30. Niestety, spało się tak dobrze, a pogoda na zewnątrz była tak zniechęcająca, iż postanowiłem przedłużyć drzemkę do 6.15. Gdy wygramoliłem się ze śpiwora, postanowiłem sprawdzić jak wygląda pogoda na zewnątrz. Było wietrznie, pochmurno ale nie padał deszcz. Na śniadanie zjadam resztę kurczaka. Szybko pakuję cały ekwipunek, zakładam sakwy na rower i ruszam w drogę.
Nocleg w meczecie © CFCFan
Wnętrze meczetu © CFCFan
Nocleg w meczecie © CFCFan
Nocleg w meczecie © CFCFan
Kopuła meczetu © CFCFan
Rower gotowy do jazdy © CFCFan
Rzut oka na pochmurne niebo © CFCFan
Meczet w całej okazałości © CFCFan
Najpierw jadę pod sklep, gdzie wczoraj siedziałem z Albańczykami. Niestety, jest jeszcze zamknięty.
Sklep pod którym siedzieliśmy poprzedniego wieczora © CFCFan
W takim razie, rozpoczynam podjazd na najwyższy punkt mojego wyjazdu. Łatwo nie było, ale ponownie widoki rekompensują cały wysiłek.
Widok podczas podjazdu © CFCFan
Pogoda nie rozpieszczała © CFCFan
Mrzyście © CFCFan
Fotka z ręki musi być © CFCFan
Na wysokości 1115 m n.pm. spotyka mnie mgła i lekki deszczyk.
Pomnik na szczycie © CFCFan
Zjazd rozpoczynam najszybciej jak tyko to możliwe. Po kilku kilometrach mgła ustępuje. Zaczyna przebijać się słońce. Widoki są coraz lepsze. Po drodze trafiam na bardzo ciekawy znak drogowy.
Bardzo charakterystyczny znak dla Kosova © CFCFan
Zjazd © CFCFan
Widok na Kosovo © CFCFan
Widok na Kosovo © CFCFan
Robię krótki postój na stacji. Poranna toaleta, drugie śniadanie i mogę ruszać dalej. Jadę w kierunku miasta Ferizaj.
Ferizaj © CFCFan
Ferizaj © CFCFan
Teren staje się coraz bardziej płaski. Jechało by się idealnie, gdyby nie mocny czołowy wiatr. Dał mi się bardzo we znaki. Nie odpuścił aż do samego Belgradu.
Płasko © CFCFan
Góry w oddali © CFCFan
Taki oto widoczek © CFCFan
Rolniczy krajobraz © CFCFan
Charakterystyczny zestaw flag dla Kosova © CFCFan
W Kosovie mają swoje Old Traflord © CFCFan
W końcu docieram do stolicy Kosova. Jest nią Prisztina. Jak mi powiedzieli Albańczycy, nie ma tam nic ciekawego. Miasto to zostało stolicą, gdyż po prostu jest największe w Kosovie.
Prisztina w oddali © CFCFan
Stolica - PRISZTINA © CFCFan
Prisztina © CFCFan
Prisztina © CFCFan
Prisztina © CFCFan
Stacja paliw w Prisztinie © CFCFan
Szybko przebijam się przez przedmieścia i trafiam do centrum. Faktycznie. Miasto jest dość duże. Na główmy deptaku w centrum robię pauzę na ok. 1h. Odwiedzam sławy pomnik wojownika Skenderbeu. Potem zatrzymuję się na obiad w jednej z restauracji. Za 3 Euro kupuję solidnego hamburgera z frytkami.
W drodze do centrum © CFCFan
W drodze do centrum © CFCFan
Pomnik na głównym deptaku © CFCFan
Typowa architektura © CFCFan
Centrum miasta © CFCFan
Pomnik Skenderbeu © CFCFan
Skenderbeu © CFCFan
Fontanny © CFCFan
Główny deptak © CFCFan
Obiad w jednej z knajp - Koszt 3 EURO © CFCFan
Zasłużony odpoczynek © CFCFan
Z Prisztiny ruszam dalej na północ. Droga cały czas jest płaska. Po mojej lewej mam bardzo fajne góry. Czas umilają mi kierowcy, którzy na widok albańskiej i polskiej flagi, gorąco mnie dopingują.
Północne tereny Kosova © CFCFan
Północne tereny Kosova © CFCFan
Północne tereny Kosova © CFCFan
W końcu docieram do granicy. Zdejmuję albańską flagę i chowam ją do sakwy. Wszystko ze względów bezpieczeństwa :) Na granicy jest kolejka, może z 6 samochodów. Korzystam z tego, iż jestem na rowerze i przebijam się na początek stawki. Szybka, bezproblemowa kontrola po obu stronach i jestem z powrotem w Serbii. Po drugiej stronie jest straszna kolejka do odprawy celnej. Chyba z 3 km. Spotykam polaków, którzy jadą na wakacje do Albanii.
Granica © CFCFan
Chwila rozmowy i ruszam dalej. Tymczasem robi się znowu coraz cieplej. Chmury znikają i upał daje się we znaki.
Serbia © CFCFan
Wiadukt © CFCFan
Robię krótką pauzę na przystanku. Jem kilka kanapek i popijam fantą. Kilka kilometrów później, kompletnie mnie odcięło. Wlokłem się chyba z 15 km/h. Robię kolejną pauzę na zamkniętej stacji. Zjadam całą paczkę delicji, które otrzymałem od kolegów na granicy. Do tego 2 batony i 4 ciasteczka. Piję też resztę coli.
Pauza na stacji podczas kryzysu © CFCFan
Niechętnie ruszam dalej. Po kilku kilometrach czuję znaczną poprawę. Siły powoli wracają. Jakoś docieram do Prokuplje. Tam robię zakupy w sklepie (woda +sok). Jestem gotowy na wieczorną jazdę. Zamiast jechać prosto do miasta Niś. Postanawiam odbić w lewo. Wjeżdżam na mniej uczęszczaną drogę. Na całe szczęście w 95% okazała się asfaltowa. Rozpoczynam jeden z licznych podjazdów.
Wioski po moim skręcie w Prokuplje © CFCFan
Potem wypłaszczenie, lekki zjazd i znów podjazd. I tak przez długie 30 km. łatwo nie było, ale trasa i widoki świetne. Polecam. Gdzieś w lesie trafiam na małą karczmę, w której była jakaś fajna impreza.
Kaj jo zajechoł?? © CFCFan
Kaj jo zajechoł?? © CFCFan
Karczma w lesie © CFCFan
Powoli zaczyna się ściemniać. Muszę odpalić światełka. Jadę fajnym grzbietem górskim, z którego wieczorem jest super widok na oświetlone miasta.
Widoki były świetne © CFCFan
Powoli zapada zmrok © CFCFan
Widok na oświetlone nocą miasta © CFCFan
W końcu podjazdy się kończą. Zaczyna się długi i przyjemy zjazd. Mijam pierwsze większe wioski od kilkudziesięciu kilometrów. Powoli zaczynam szukać miejsca na nocleg. Docieram w okolice autostrady i skręcam w lewo. Następne kilometry pojadę drogą równoległą do niej. Po drodze wjeżdżam w centrum miasta Razanj. Szukałem tam noclegu, jednak wszystkie ławki w parku były zajęte przez miejscowych. Jadę dalej. Kilka kilometrów później zatrzymuję się na stacji. Jest zamknięta, ale przypadkiem trafiam na otwartą toaletę. Bez chwili namysłu postanawiam się rozbić w środku. Pakuję cały sprzęt, rozkładam karimatę i o 23.30 idę spać.
Macedonia, Kosovo, Serbia - Dzień II
Sobota, 16 lipca 2016
Km: | 188.90 | Czas: | 10:22 | km/h: | 18.22 |
Pr. maks.: | 64.40 | Temperatura: | 28.0°C | ||
Podjazdy: | 2641m | Sprzęt: Kellys | Aktywność: Jazda na rowerze |
DZIEŃ II
W miejscowości Vranje melduję się o 3.40. Początkowo myślałem, iż pociąg zatrzymał się gdzieś w szczerym polu. Jednak po dokładnej analizie, okazało się, iż jest to dworzec. Brak jakiegokolwiek peronu. Różnica wysokości pomiędzy wejściem do pociągu a poziomem terenu wynosiła ok. 1m :) Na szczęście szybko i sprawnie wyciągnąłem rower i sakwy. Pociąg odjechał a ja zostałem sam w ciemności i padającym deszczu. Szybką odszukałem lampkę i udałem się w kierunku małej kafejki, która była obok dworca. W środku było kilka osób. Ubieram ciuchy przeciw deszczowe i wychodzę się rozejrzeć. Okazuję się, iż obok kafejki jest budynek dworca kolejowego. Biorę rower i wchodzę do środka.
Dworzec kolejowy w Vranje © CFCFan
Tam pakuję karimatę do worka, jem makaron i szczelnie zamykam sakwy. Gdy wszystko przygotowałem, ruszam w trasę. Na początek mały błąd w nawigacji, lecz szybko odnajduję dobrą drogę. Nagle, widzę przed sobą odcinek drogi, który jest kompletnie zalany wodą. Wygląda jak rzeka. Zamiast obejść go bezpiecznie bokiem, postanowiłem przejechać przez środek. Niestety, nawierzchnia znajdująca się pod wodą okazała się fatalna. Spowodowało to mój upadek. Wpadłem do wody po kolana. Wszystko mokre. Na szczęście sakwy były szczelnie zamknięte.
Deszczowa aura nad ranem © CFCFan
Jadę na stację. Tam szybkie suszenie i kilka minut po 5.00 opuszczam Vranje. Pogoda robi się coraz lepsza. Już nie pada, zaczyna się przejaśniać.
Mokre ulice © CFCFan
Jedna z licznych wiosek © CFCFan
Widoki po trasie © CFCFan
Widoki po trasie © CFCFan
Początkowo trasa prowadzi wzdłuż autostrady. Potem odbijam w lewo. Jadę przez bardzo fajne małe wioski. Rozpoczynam też solidny podjazd, który muszę pokonać przed wjazdem do Macedonii. W miedzy czasie robi się coraz cieplej. Robię pauzę aby zmienić ciuchy i zjeść coś dobrego.
Przerwa śniadaniowa © CFCFan
Słońce zaczyna powoli wychodzić zza chmur © CFCFan
Widok na jeden z podjazdów © CFCFan
Kontynuuję podjazd. Kilka serpentyn, jedna ścianka i melduję się na szczycie.
Tu musiałem podjechać © CFCFan
Widok na Vranje © CFCFan
Tam lekkie wypłaszczenie i rozpoczynam świetny zjazd w stronę Macedonii. Widoki zapierające dech w piersiach. Świetne te góry na południu Serbii !!!
Kolejny fajny widok © CFCFan
Piękne serbskie góry i doliny © CFCFan
Widoki © CFCFan
Widoki © CFCFan
Monastyr napotkany po drodze © CFCFan
Mijam ładny monastyr i po kilku minutach szalonego zjazdu jestem na granicy. Tam ruch praktycznie zerowy. Szybka kontrola i dalej w trasę.
Granica Serbii i Macedonii © CFCFan
Republika Macedonii © CFCFan
Góry jak i chmury burzowe powoli zostają za moimi plecami. Krajobraz ulega lekkiej zmianie. Słońce zaczyna prażyć coraz mocniej.
Stopniowa zmiana krajobrazu © CFCFan
Góry zostają w tyle © CFCFan
Widoki w Macedonii © CFCFan
Widoki w Macedonii © CFCFan
Widoki w Macedonii © CFCFan
Widoki w Macedonii © CFCFan
Kolejna pauza na przystanku. Ubieram koszulkę z krótkim rękawem i zjadam kilka kanapek z kremem czekoladowym.
Przerwa na przystanku. Zmiana ubrania © CFCFan
Widoki w Macedonii © CFCFan
Jadę w kierunku pierwszego większego miasta Kumanowo. Miasto niczym specjalnym się nie wyróżnia. Robię kilka fotek i przejeżdżam przez centrum.
Kumanowo © CFCFan
Kumanowo © CFCFan
Kumanowo © CFCFan
Macedońska odmiana bananów :) © CFCFan
Kumanowo - obrzeża © CFCFan
Kumanowo - obrzeża © CFCFan
Kieruję się na Skopje. Znowu muszę zaliczyć lekki podjazd. Na szczęście w nagrodę otrzymuję świetny zjazd, z przepięknym widokiem na Skopje.
Macedońskie widoki © CFCFan
Liczne wysypiska śmieci, które niszczą piękną przyrodę © CFCFan
Widoki © CFCFan
Stolica jest stosunkowo dużym miastem. Aby dostać się do centrum muszę pokonać rozlegle przedmieścia. Zatrzymuję się w kantorze i kupuję 600 Denarów Macedońskich (MKD).
Denar macedoński © CFCFan
Góra Wodno górująca nad stolicą Macedonii © CFCFan
Jadę do centrum. Po drodze mijam wiele różnych pomników.
Pomnik w Sokpje © CFCFan
Kolejny pomnik © CFCFan
Świetna ścieżka rowerowa © CFCFan
Flaga Macedonii © CFCFan
W końcu przekraczam też rzekę Vardar. Do centrum docieram łatwo i sprawnie. Drogi są fajnie oznakowane.
Rzeka Vardar © CFCFan
Standardowo robię zdjęcia i kupuję brelok. Rozmawiam również ze sprzedawcą ze sklepiku, gdzie robiłem zakupy. Mówi mi o aferach, jakie panowały w rządzie Macedonii. W ramach protestu ludzie wyszli na ulice i pomalowali kolorowymi farbami wszystkie historyczne obiekty.
Kolejny pomnik. Bardzo ich dużo w Skopje © CFCFan
Brama w kształcie łuku w centrum © CFCFan
Hotel Marriot © CFCFan
Odwiedzam największy na świecie pomnik Aleksandra Wielkiego.
Pomnik Aleksandra Wielkiego © CFCFan
Pomnik Aleksandra Wielkiego © CFCFan
Później zaliczam jeszcze przejazd przez bardzo stary kamienny most.
Kamienny most na rzece Vardar © CFCFan
Restauracja © CFCFan
Kolejny budynek © CFCFan
Cyryl i Metody © CFCFan
Twierdza w Skopje © CFCFan
Stadion piłkarski © CFCFan
Dojeżdżam do rzeki i bardzo fajną ścieżką rowerową, zaczynam opuszczać Skopje. Kieruję się w stronę bardzo fajnego kanionu Matka. Po drodze zatrzymuję się jeszcze w knajpie, gdzie za 110 MKD kupuję hamburgera z frytkami.
Bardzo fajny fast food © CFCFan
Przykładowe ceny. 1zł = 15 MKD © CFCFan
Hamburger z frytkami za 110MKD © CFCFan
Po solidnym odpoczynku, ruszam w stronę kanionu Matka. Droga cały czas łagodnie prowadzi pod górę. Widoki z każdym kilometrem stają się coraz lepsze. W końcu docieram do końca drogi asfaltowej. Dalej prowadzi tylko ścieżka. Strażnicy pozwalają mi dalej prowadzić rower. Tak też robię. Przechodzę obok fajnej zapory i po 15 min spaceru docieram do świetnie położonego miejsca, gdzie znajduje się hotel, restauracja i kilka małych sklepików. Tu niestety muszę zakończyć swoją wędrówkę, bo dalej ścieżka prowadzi już po porządnych skałach i nie dam się tam prowadzić roweru. Krótki odpoczynek. Zdjęcia i ruszam drogę powrotną.
Kanion Matka © CFCFan
Kanion Matka © CFCFan
Kanion Matka © CFCFan
Kanion Matka © CFCFan
Kanion Matka © CFCFan
Kanion Matka © CFCFan
Kanion Matka © CFCFan
Kanion Matka © CFCFan
Kanion Matka - zapora © CFCFan
Kanion Matka © CFCFan
Kanion Matka © CFCFan
Kanion Matka - tor kajakowy © CFCFan
Kanion Matka jest bardzo fajny. Śmiało można go odwiedzić, gdy się będzie w Macedonii. Poza pieszymi wędrówkami można tam popływać kajakiem czy wybrać się na rejs łódką. Po zwidzeniu kanionu, jadę w kierunku Kosova. Po drodze za ostatnie denary, kupuję kurczaka z grilla oraz fantę. Zrezygnowałem z jazdy głównymi drogami. W zamian za to wybrałem świetną boczną drogę. Trasa była dużo bardziej górzysta, ale widoki w 100% wynagradzały wysiłek. Po drodze mijałem wiele małych, typowych wioseczek.
Owieczki na moście © CFCFan
Owieczki © CFCFan
Droga w kierunku Kosova © CFCFan
Mieszana pogoda © CFCFan
Pogoda zrobiła się świetna ma rower. Temperatura idealna, na niebie kilka małych chmurek. Podziwiając piękne widoki jadę w kierunku Kosova. Droga strasznie się mi dłuży. Czasem umilają mi ją kierowcy, którzy starają się mnie dopingować. Polska flaga ponownie robi świetną robotę.
Liczne pomniki z albańskimi flagami © CFCFan
Macedonia © CFCFan
W końcu docieram do granicy. Omijam kolejkę 10 samochodów i podjeżdżam do kontroli. Po obu stronach przebiega ona sprawnie. Dosłownie 500 m po przekroczeniu granicy, zagaduje do mnie grupka Albańczyków. Było ich sześciu. Postanawiam się zatrzymać i z nimi pogadać. Są naprawdę bardzo mili. Od razu dają mi sok do picia, bo jeden z nich jest właścicielem sklepu, pod którym stoimy. Po kilku minutach rozmowy, postanawiam skorzystać z okazji, i pytam się czy znajdom mi jakiś nocleg. Najpierw proponują spanie w samochodzie. Na szczęście później wpadli na pomysł aby przenocować mnie w meczecie. Musimy jednak poczekać kilka godzin, bo jest kilka minut po 19.00, a nabożeństwo w meczecie kończy się o 22.30. Zgadzam się. Wolny czas spędzamy na rozmowach o konflikcie między Serbią a Kosovem, koledzy testują mój rower oraz dają mi Albańską flagę, na której się podpisuję.
Koledzy z Kosova podpisujący flagę Albanii © CFCFan
Albański orzeł © CFCFan
Przygotowania do testu roweru © CFCFan
Test mojego roweru © CFCFan
Mówią abym przymocował ją do sakwy i wiózł aż do granicy z Serbią. Potem, dla własnego bezpieczeństwa powonieniem ją zdjąć. Dostaję jeszcze dwie butelki picia, delicje, 2 rogaliki. Chłopcy byli naprawdę bardzo mili. Lepiej nie mogłem trafić :) W końcu o 22.30 pakują mój rower do samochodu i jedziemy do meczetu. Modlitwy akurat dobiegają końca. Niestety, potem wierni jeszcze czyszczą obejście meczetu itp. Zajmuje to dodatkowe minuty. Wtedy chłopcy zmieniają zdanie. Jedziemy do nowego meczetu, który jest w budowie. Do zrobienia pozostały tylko robot wykończeniowe, więc spokojnie mogę spać w środku. Pomagają mi wnieść rower do środka. Dziękuję im za wszystko. Żegnamy się i w taki sposób, zostaję sam w meczecie. Rozkładam śpiwór na styropianie, jem połowę kurczaka i o 23.30 idę spać.